CZARNY DUNAJEC. Chodzi o pojawiające się głosy, że mieszkańcy, którzy nie chcą się zgodzić na sprzedaż czy zamianę działki mają słyszeć groźby, że zostaną wywłaszczeni. Czy to zgodne z prawem? - dopytuje Zofia Kierkowska.
Dyskusja rozgorzała przy okazji podejmowania uchwały w sprawie zamiany gruntów. Punkt przeszedł bez większych emocji, jednak wymianę zdań zapoczątkował radny Paweł Dziubek pytaniem: "kto to negocjuje?"- Mieszkańcy skarżą się, że muszą oddać swoje działki, mówią, że nie dadzą się zastraszyć. O co chodzi?- dopytuje.Burmistrz Marcin Ratułowski przekonuje, że w negocjacje włącza się wiele osób w tym on sam, ale także sekretarz gminy, sołtysi, a często także radni.
- Ale największą inicjatywę mają sołtysi i radni. Zwykle udaje się wynegocjować dobre warunki. Podejmowane są wyceny, ja jeszcze negocjuję ostateczną cenę, która jest w protokole - precyzuje Ratułowski.
Jak zauważa Dziubek, wśród negocjatorów widać brak zrozumienia, że ktoś kto prowadzi gospodarstwo rolne może nie mieć zamiaru sprzedać ani zamienić działki, a uporczywie się o to naciska.
Zofia Kierkowska zwróciła się w tej sprawie do gminnego radcy prawnego z pytaniem czy i na jakich zasadach można ludzi wywłaszczyć jeśli nie wyrażają na to zgody.
Michał Chytła, prawnik, przyznaje, że możliwość wywłaszczenia czy częściowego umniejszenia prawa własności jest możliwa wyłącznie w określonych przypadkach.
- W przepisach jest wskazane gdzie i na jakie cele jest to możliwe. Jest zamknięty katalog celów publicznych - m.in. grunty pod drogi publiczne. Wywłaszczenie “pod uzdrowisko” to pojęcie szerokie. Jeśli w tym miejscu miałaby powstać np. droga czy ośrodek zdrowia, albo lądowisko dla helikopterów lub linia kolejowa to ustawa przewiduje taką możliwość. Jeśli na tym terenie ma być przewidziany cel publiczny to jest to możliwe, po spełnieniu wszelkich przesłanek - zaznacza dodaje prawnik.
fi/