Z urodzenia nowotarżanin, od 30 lat zakopiańczyk. Na Podhale24.pl zakończyliśmy publikację powieści Andrzeja Finkelstina pt. "Melina Lenina, czyli o tym jak Wacek odrabiał wojsko w Poroninie". Wraz z autorem, zachęceni reakcją czytelników, publikujemy kolejne utwory Andrzeja Finkelstina - wybrane opowiadania z tomów pt. "Nokaut" i "Moje podróże autobusikiem". Są to swobodne opowieści i spostrzeżenia na różne tematy społeczne i psychologiczne w formie opowiadań, często czarno-humorystycznych, zazwyczaj mające drugie dno i morał. Dziś kolejne opowiadanie z tomu Nokaut "Moje podróże autobusikiem. Są na tym świecie rzeczy, których nie można kupić".
"Są na tym świecie rzeczy, których nie można kupić"Kilka lat moich podróży autobusikiem, zaowocowało bezmiarem refleksji i spostrzeżeń. Będąc systematycznym i uważnym pasażerem komunikacji publicznej, machinalnie zwracałem uwagę na rozmowy, zachowania, ubiór, obycie, w sumie na wszytko. Widziałem zapachy i różnorakie niuanse. Przyglądałem się starszym i młodym. Nie byłbym też sobą, gdybym nie zogniskował swojej uwagi na kobietach. Jakie były te autobusikowe podróżniczki i jakie płyną z tych obserwacji wnioski? Otóż ugruntowałem w sobie opinię, że (między innymi oczywiście), są na tym świecie kobiety, cała masa kobiet, o których nie można powiedzieć, żeby mieściły się w kategorii pięknych, jednak mają w sobie coś niedefiniowalnego, coś co przykuwa uwagę i czyni je w jakiś nieodgadniony sposób atrakcyjnymi, interesującymi i zmysłowymi, przynajmniej do czasu bliższego poznania. Są one wyposażone w jakiś niejasny zbiór cech, w swoiste białe kruki nadobnej babskości. I nie ma na tym świecie gościa, który by je w całości rozkminił. Przypomniał się mi w związku z tym pewien zaobserwowany przeze mnie wzorzec, zarys takiej obiektcicy, egzemplarzcy, wolumenki, kobiety, itp.
Od pewnego czasu pakowała się na naszego autobusiku pewna młoda dama. Nie mam pewności, czy na pewno była damą, ale z pewnością była kobietą. I do tego młodą. Z zakątka chłodnych i przyciasnych plastikowych fotelików przytwierdzonych do podłogi naszego autobusiku zardzewiałymi śrubami tuż nad tylną osią, często ją obserwowałem i tak sobie, te i owe o niej obserwacje, sklejałem. Wyrafinowany młodzian kwalifikowany, powiedzmy przykładowo do środowiska hipsterów, niekoniecznie uległby tego typu wdziękom, chociaż niewykluczone, że myśląc w ten sposób, tkwię w błędnym przeświadczeniu. Tymczasem ja patrzyłem, ciesząc oko i myślałem sobie: super, że bozia uformowała takie spektrum inności a w nim zwyczajny multi wybuchowy seksapil, jakieś zdumiewające indywiduum, którego nie sposób sklasyfikować, będące przejaskrawieniem ideału i zarazem pełne niedoskonałości. I tu kolejne pytanie? Jaki ma być ten ideał? Ale o tym innym razem.
Czyli wiemy już, że widywałem taką drapieżniczkę w autobusiku, zresztą nie ją jedyną w czasie moich kilkuletnich wojaży. Rano zaspana, popołudniu czujna i ogarnięta jak puma szykująca się do ataku. Wiek na oko, tak przed trzydziestką. Byłbym szczerze zdziwiony, gdyby była młodsza. Pewne przesłanki sugerowały, że mogła być mamuśką. W pełnych klamer trzewikach w stylu bojowym w kolorze fuksji, czarnych legginsach lub w bluedżinsach z dziurami i łososiowym krótkim misiu odsłaniającym lędźwie albo dla odmiany w fioletowym misiu i beżowych lakierowanych kozaczkach na wysokim obcasie. Dodatkowo luźna dzianinowa czapa w pomarańczowym kolorze z ogromnym pomponem. Czasami nieco więcej elegancji; czarny krótki taliowany płaszczyk, do bólu opięta mała czarna podkreślająca kształty, wzorzyste prowokacyjne rajstopy i oczywiście nieodłączny biały smartfon w dłoni wyposażonej w tipsy. Wzrost na oko metr siedemdziesiąt, waga jakieś sześćdziesiąt osiem kg. W porządku, być może wysoki obcas i moja przychylność nieco zafałszowały ten portret na korzyść podmiotu analizy, ale w tej historii, im więcej, tym lepiej. Włosy słabe, zniszczone farbą, w nieładzie. I co ciekawe, bez wyraźnego makijażu. Typ stereotypowej bladej i gładziutko pudrowanej Skandynawki. Generalnie duża o lekko niechlujnym emploi, trochę jakby dziecięca malowanka nie mieszcząca się w wyznaczonych liniach.
Sprzeczne emocje, bo to całkowicie nie mój styl. A jednak ma w sobie coś! Zadarty nos, umiarkowanie wydatna linia ust, ten beznadziejny biały blond i całkiem niezły obszar doznań. No i te proporcje! I znowu znak zapytania? Nie, nie ma wymiarów 90-60-90. Ona nie z tych. Nóżki nie są zbyt proste, a udka tłuściutkie. Gdzieniegdzie trochę za dużo, a gdzieindziej za mało. Fenomen stwórcy i mieszanki genów, spadkobierczymi wyróżników małego murarza i wielkiej ekspedientki z osiedlowego spożywczaka.
O ile pamięć mnie nie myli, Brudny Harry w kwestiach spornych mawiał, zdania mogą być jak dupa, podzielone i z tym trudno się nie zgodzić.
/Fantástico Chico Blanco/