30.09.2021, 15:39 | czytano: 4012

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar… HALO, TAXI!

arch. Autora
"Transport uspołeczniony w założeniu miał zaspokajać potrzeby komunikacyjne małej aglomeracji, gdzie wszystko było w zasadzie pod ręką i wszędzie blisko. Jednak indywidualne potrzeby mieszkańców miały swoje prawa, a paru fiakrów nie załatwiało sprawy" - pisze w kolejnym tekście dotyczącym historii motoryzacji na Podhalu - Jacek Sowa, pochodzący z Nowego Targu dziennikarz i publicysta.
Gdy w mieście pojawiły się taksówki, oficjalnie ich nazwa na początku figurowała jako „dorożki samochodowe”; tak też głosiła tabliczka, wyznaczająca im postój w Rynku czy przy Kazimierza Wielkiego. Z tamtych lat zapamiętałem ciemnego Renaulta z ogromnym kufrem z tyłu, należącego do p. Stanisława Beńki, z którego niesfornym synem miałem nieszczęście siedzieć przez pewien czas w jednej szkolnej ławce. Ów francuski wynalazek miał też pecha w pewien letni dzień uczestniczyć w zderzeniu z parą motocyklistów z Krakowa na czynnym jeszcze wówczas, feralnym skrzyżowaniu Szaflarskiej i „Zakopianki”, zwanej wówczas „trzynastką”.
Posiadaczem innej, charakterystycznej dorożki samochodowej był pan Adam Kamiński; pękaty Chevrolet Deluxe miał numer boczny „6” i jego właściciel chętnie tą liczbą operował, licząc np. za kurs do Kowańca „sześć szóstek”, co było ceną wygórowaną, jeśli nie uzgodniło się jej wcześniej. Niebawem jednak w taksówkach pojawiły się liczniki, a na drzwiach oprócz numerów bocznych także biało-czerwone paski. Wkrótce ich liczba w mieście dobiła do dwudziestu, a numer ten otrzymała szara garbuska z Żerania, która była ceną hokejowego transferu do drużyny „Podhala”, czołowego bramkarza z Krynicy, Władysława Pabisza. W czasie gdy Władek trenował i strzegł bramki „Szarotek”, taksówką jeździł jego brat.

W Nowym Targu przybywało samochodów z charakterystycznym plastikowym pudełkiem na dachu z napisem TAXI, które okupowały całą zachodnią pierzeję Placu Pokoju, bo tak nazywał się kiedyś Rynek. Naprzeciw lodów Żarneckiego umieszczono na słupku skrzynkę z telefonem, który dzwonił głośno i coraz częściej, jako że miasto posiadało już czterocyfrową, automatyczną centralę. Stały więc w rzędzie taksówki czekając na klientów, a panowie Rokicki z Fryźlewiczem ucinali sobie pogawędki na aktualne tematy. Na postoju było coraz ciaśniej, pojawiły się pierwsze mercedesy braci Pilnych i zawsze eleganckiego Bronisława Żiraldo. Taksówki były różne, jak to w życiu bywa, zadbane i niechlujne, klienci także. Posiadacze fiatów i warszaw krążyli głównie po mieście, wybredni wypatrywali gablot bardziej luksusowych, powodzenie miały duże limuzyny, którymi często wieziono „Amerykanów” z i na Okęcie. Takie kursy trafiały się najczęściej panu Staszkowi Firkowi, właścicielowi okazałego Opla Commodore. Na brak klientów też nie narzekał śpiewający wierszem Józek Janik, który w swoim czasie zamienił radiowóz na taryfę. Ponieważ był zapalonym kibicem hokejowym, na jego wołgę można było zawsze liczyć w dniu wyjazdu na mecz na Śląsku czy w Krynicy. A wtedy i taryfa była inna, choć bywało także w drugą stronę… Moim ulubionym kierowcą był Serafin, sąsiad z Osiedla, a także Worwa z Niwy, który zawsze wiedział, co należy przywieźć, gdy w domu rozkręcała się impreza.

Nowotarskie taksówki można było także często dostrzec w obrębie zakopiańskich nocnych lokali, gdzie lubił balować miejski establishment; kierowcy dyskretnie zaparkowani na zapleczu „Jędrusia” czy „Watry” czy „7 Kotów” na Cyhrli czekali cierpliwie grubo po północy, bo wśród taksówkarzy nie brakowało nocnych marków. Pewien znajomy, całkiem niedawno jeszcze, wychodził sobie w magistracie koncesję, sprowadził z Chicago trzy limuzyny Cadillaca; w jednej z nich wystawał na postoju nocami twierdząc, że ma permanentny jet lag. Nie trwało to jednak zbyt długo, zarówno po cadillacach ani po właścicielu nie ma już śladu.

Zawód taksówkarza to temat do długich opowieści, oni sami zaś też mieliby wiele do opowiedzenia. Jedno jednak nie ulega wątpliwości, zajęcie to specyficzne i niełatwe, a nowotarscy taksówkarze mają swój ogromny wkład w transportowy rozwój Podhala. „Taryfy” zapełniają zawsze jakąś niszę transportową w życiu społeczeństwa. Kiedyś np. posługiwano się nimi w orszakach weselnym czy pogrzebowych, dziś w dobie powszechnej motoryzacji dla wielu stanowi to obciach…
Bywając w Nowym Targu często korzystam z usług miejscowych korporacji, spotykając jeszcze dawnych znajomych. I co ciekawe, niektórzy z nich zabierając mnie wieczorem spod „Skalnego Dworku” od razu wiedzą, dokąd mają jechać! No i jak ich nie lubić?

c.d.n

Jacek Sowa
Po pół wieku pamięć może zawodzić, toteż proszę o wyrozumiałość i ew. uwagi i pomoc w snuciu wspomnień z historii podhalańskiej motoryzacji. Korespondencję można kierować na mój adres mailowy: jacek.sowa@mzpn.pl lub lukasz.worwa@worwa.pl
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
sky02.10.2021, 09:31
do 15 gdy miałem naście lat wszyscy mówili trzynastka !!!
Pinki01.10.2021, 19:44
Nie wiem czy Pan Kamiński nie jeździł też sowieckim "ZIM - em" takim jak jego sąsiad z Kokoszkowa Pan Długi. Taki ZIM miał 2 dodatkowe rozkładane siedzenia pomiędzy przednią, a tylną kanapą i z tej racji zabierał 6-ciu, albo 7-miu pasażerów oprócz kierowcy.
Pozdrawiam autora.
1501.10.2021, 18:34
Niegdy Jaśku nie była 13. Była 15. Wiem, bo Wiem. Sprawdź sobie wystarczy wystukać Droga krajowa nr 47
Jasiek01.10.2021, 14:23
Do 15. Zakopanka najpierw w miała nr 13. W latach siedemdziesiątych zmieniono numer na 15. Wiele osób jeszcze długo mówiło z przyzwyczajenia "trzynastka"
1501.10.2021, 05:48
Zakopianka to droga nr 15 a nie 13.
j2330.09.2021, 16:58
Dzięki za kolejny artykuł, wszystko się zgadza tak było, potwierdzam to z całą stanowczością.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl