W minioną sobotę w niemieckim Drebach odbyła się ostatnia runda Mistrzostw Świata Hard Enduro 2021. W GetzenRodeo wzięło udział jedynie 60 zawodników z całego świata. Barwy Polski i Nowego Targu godnie reprezentowali tam Przemek i Oskar Kaczmarczykowie.
Finałowa runda podzielona była na dwa etapy. Pierwszy z nich to 2-godzinny wyścig kwalifikacyjny, a druga - Getzen Champ - wyścig finałowy, do którego awans zapewniało sobie jedynie 15 zawodników. Dla Oskara był to już drugi start w tej imprezie, a dla Przemka debiut. W trakcie kwalifikacji zawodnicy musieli walczyli na 3-kilometrowej pętli, która była naszpikowana przeszkodami. Getzen Rodeo to bowiem jeden z tych nielicznych wyścigów w kalendarzu, gdzie praktycznie nie ma miejsca na odpoczynek. Ekstremalna sekcja za sekcją - i tak przez 2 godziny!Obaj nowotarżanie zaliczyli pomyślny start, choć Kaczmarczyk junior musiał przebijać się do przodu z odległej, bo aż 52 pozycji. Jednak po wjechaniu do lasu udało mu się zbliżyć do pierwszej dwudziestki. Oskar cały wyścig utrzymywał równe tempo i dzielnie radził sobie z morderczymi podjazdami, zeskokami z półek skalnych, czy też niemal pionowymi zjazdami. To zaowocowało zarejestrowaniem się na mecie z 20 wynikiem. 24-latek występ uznaje za udany.- Choć pewien niedosyt pozostaje, bo byłem naprawdę blisko finałowej 15-tki, to i tak jestem zadowolony. Odnotowałem spory progres względem startu w roku 2019. Wówczas do finału awansowało 20 zawodników, a ja byłem 30. Gdyby nie zmieniono więc zasad w tej edycji, to jechałbym w Getzen Champ (śmiech). Z zawodów wyszedłem bez szwanku. Obrana taktyka i dobre przygotowanie kondycyjne zaowocowały nie tylko lepszym wynikiem, ale i moim samopoczuciem na mecie. Czułem się naprawdę rześko i mocy było jeszcze sporo. Jak to mówią - do trzech razy sztuka. Przy kolejnym starcie musi być finał! - skomentował Oskar.
Przemek, który do startu podszedł bardziej treningowo i dla sprawdzenia samego siebie, na mecie zameldował się jako 39 w stawce. Podobnie jak Oskarowi, trasa nie sprawiła mu problemu, jednak dały o sobie znać braki kondycyjne.
- Trasa była bardzo trudna, ale nic mnie nie zaskoczyło. Radziłem sobie z wariactwami, jakie przygotowali organizatorzy, jednak brakło mi trochę sił. Swoje najlepsze lata w motorsporcie, kiedy w oddawałem się temu w 100% i całe życie podporządkowywałem przygotowaniom, mam już za sobą. Teraz po prostu się tym bawię i łączę życie zawodowe z pasją. Nie mam więc powodów do narzekań. Z jednych z najtrudniejszych zawodów na świecie wróciłem w jednym kawałku, prawie w ogóle nie miałem gleb, objechałem sporo młodszych zawodników i wszystko to z 50-tką na karku. Gdyby nie częste postoje na odpoczynek oraz łapiące mnie pod koniec wyścigu skurcze, to sądzę, że wynik o 10 pozycji wyższy byłby w moim zasięgu - podsumował swój start Przemek Kaczmarczyk.
mat. prasowe