21.02.2023, 22:46 | czytano: 4294

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar. Na co Dybie Junak

Ryszard Dyba
FELIETON. "Ten przewrotny tytuł znajduje swe wyjaśnienie w garażu domu Ryszarda Dyby, usytuowanego w zacisznym zakątku zakopiańskiej Antałówki" - pisze Jacek Sowa w kolejnym odcinku "Podhalańskich kółek"...
Rodzina pana Ryszarda zawitała do Zakopanego po wojnie, z Ostrowska k/Nowego Targu, skąd wywodził się dziadek Józef Lenart, prawnik jeszcze za czasów austriackiego C.K. Tu otworzyli rodzinny interes; zakład fotograficzny do dziś prowadzony przez kolejne pokolenie Dybów. Tata Aleksander od zawsze był zmotoryzowany, toteż mały Rysio przywykł do zapachu motocyklowych spalin, a jeśli jeszcze wyrzucał je półlitrowy silnik górnozaworowej beemki… Nic też dziwnego, że gdy przejął zakład po ojcu, stał się także właścicielem swego pierwszego jednośladu, kultowego polskiego Junaka, jednego z pierwszych z taśmy produkcyjnej, oznaczonego nr 007! Sam też miał junackie usposobienie, a służba wojskowa w jednostce powietrzno-desantowej nie była dziełem przypadku…
Tata Aleksander zawsze był zmotoryzowany

Lata 60-te to rozkwit rodzimej motoryzacji, utrwalanej sukcesami takich krakowskich mistrzów kierownicy jak Sobiesław Zasada, Mieczysław Sochacki czy Marian Bień, bywających tu często, aby przy okazji potrenować na górskich serpentynach u podnóża Tatr. Pobudzona wyobraźnia pchała tutejszych młodzieńców za kierownice samochodów w chwilach, kiedy nie mieli przypiętych do nóg nart. Oczywiście każdemu marzył się wóz „zachodni”, co nie było takie proste, ale jakoś sobie radzono.

Pierwszym autem Ryszarda Dyby był włoski Fiat 1100, mały sedan, produkowany przez trzy dekady aż do końca lat sześćdziesiątych.

Fiat 1100, mały włoski sedan

Ale śledząc z zapartym tchem zmagania kierowców w słynnym Rallye Monte Carlo i pierwszy sukces Paddy Hopkirka na miniaturowym Morris Cooperze, a potem wieloletnią dominację teamu Timo Makkinena na tych autkach, zapragnął mieć takiego i marzenie spełnił; niebawem posiadł Morrisa 1300 z 1969 roku.

Morris Cooper w Rajdzie Monte Carlo

Jednak główną marką na jego motoryzacyjnej ścieżce były auta BMW, na które wciąż potem „dybał”. I chociaż w swych ponad ośmiu dekadach życia miał samochodów wielu marek, produkty monachijskiego Bayerische Motor Werke były najważniejsze. Przez garaż Dyby przewinęły się takie modele jak kultowy 2002TI, 2800, „piątka” czy najmłodsze X6.

Powodem do dumy i westchnień podczas automobilowych zlotów stanowią dwie perełki tej marki, które wcześniej przeszły kuracje odmładzające z rąk Krzysztofa Stokłosy, motoryzacyjnego guru Zakopanego i okolic, posiadające już bardzo ważny certyfikat auta zabytkowego.

Czerwony kabriolet BMW model 327 z 1938 roku to prawdziwe cacko, w którym pod maską drzemie w dwulitrowym silniku 80 koni. Samochód miał niespotykaną wówczas na co dzień czterobiegową skrzynię biegów a obciążony wyciągał prawie 130 km/h.
BMW 327 z 1938 roku

Zimnowojenne BMW 501 z 1954 roku z kolei to elegancka, też dwulitrowa 56-konna limuzyna, konkurująca wówczas z „pontonem” Mercedesa.

Elegancka limuzyna BMW 501 z 1954 roku

A skoro już mowa o wyrobach z trójramienną gwiazdą, pod dachem Ryszarda Dyby znalazł się także kabriolet Mercedesa 350SL z 1971 roku.

Mercedes kabriolet 350 SL z 1971 roku

Miejmy nadzieję, że niebawem zobaczymy te cacka na zlotach i wystawach starych automobilów na Podhalu, bo do tej pasji dołączył już syn pana Ryszarda, Maciej Dyba.

Maciej Dyba podczas zlotu zabytkowych samochodów


Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl