19.03.2014, 21:39 | czytano: 4492

Na tropie trenera Podhala

zdj. Michał Adamowski
Elektroniczna skrzynka pocztowa MMKS Podhale zasypywana jest propozycjami trenerów, którzy chcą przejąć schedę po Marku Ziętarze. Jak niesie wieść gminna CV przysyłają szkoleniowcy z różnych zakątków globu. Działacze stają przed nie lada problemem. Na jaką szkołę postawić, by się nie sparzyć i nie przepłacić?
Wiele bowiem zależy od finansów, o tym doskonale wiemy, ale znane jest też powiedzenie, że co tanie, to drogie. Trener, który zasypuje skrzynkę swoim CV, jest nachalny i od razu powinien został wrzucony do kosza. To znaczy, że nie jest ceniony na rynku. Rozum podpowiadałby, że trener z kolebki hokeja były tym wymarzonym. Czy aby na pewno?
- W mentalności polskich sportowców trener musi być postrzegany jako człowiek z batem. Tego na pewno trener z zachodu czy zza oceanu nie spełnia. Musiałby mieć do pomocy siedmiu trenerów, oczy dookoła głowy i lornetkę. U nas trzeba zawodnika kontrolować. Czy nie oszukuje w biegu, czy wykona odpowiednią ilość pompek, podniesie odpowiednią ilość kilogramów. Trenerzy z zachodu ufają zawodnikom, wierzą, że są profesjonalistami pełną gębą, jak u nich – mówi Jacek Kubowicz, były hokeista. Przeżył wielu trenerów jako zawodnik i kierownik drużyny. Poznał doskonale ich warsztat pracy. Dzisiaj ma porównanie.

Jeśli przyjrzeć się statystyce skuteczności trenerów z tej części globu, w różnych dyscyplinach sportu, to ma rację. Udany mariaż z kanadyjską i zachodnią myślą szkoleniową był u nas bardzo dawno, w latach 60 – tych. W 1961 r. PZHL zatrudnił Gary’ego Hughes’a. Drużynę narodową prowadził do 1964 r, opuścił ją po igrzyskach olimpijskich z Innsbrucku. W tym czasie wyciągnął drużynę z dołów tabeli grupy B i widma spadku do grupy C.

– Trenerzy z zachodu zderzają się z inną rzeczywistością. Nagle znajdują się w innych warunkach, niż byli wychowani. Różnica widoczna jest w systemie pracy – to opinia byłego selekcjonera reprezentacji piłkarskiej, Jerzego Engela wypowiedziana na łamach „PS”. - Oni przeżywają u nas szok termiczny – śmieje się Jacek Kubowicz. - Dobry zachodni trener nie przyjedzie do nas, a jedynie taki, który nie ma perspektyw na pracę w zamożniejszej lidze. Poziom ligi tutaj ma spore znaczenie. Atrakcyjność pracy jest u nas wątpliwa.

Przejdźmy na nasze podhalańskie podwórko. Ważnym momentem w dziejach klubu było sprowadzenie w 1964 roku Františka Voriška. Czech w niespełna trzy lata wychował 37 reprezentantów i stworzył nowoczesny system szkolenia młodzieży, który przez lata zdawał egzamin. Tylko dlatego, że wychował następców na szkoleniowej ławce.

- To są wyjątki – mówi Jacek Kubowicz. – Czesi u siebie odnoszą sukcesy, ale dostają gotowy materiał. Junior jest już ukształtowanym zawodnikiem i wie czego chce. Wystarczy go tylko doszlifować, przedstawić taktykę, a on ją realizuje. Konkurencja tam jest ogromna, a więc łatwiej się pracuje. Młodzi stoją ze sprzętem przed szatnią i czekają tylko by komuś się noga podwinęła, i wejść do niej. Chcą być sportowcami. Wyjątkiem był też Słowak Milan Jančuška, który doprowadził Podhale do ostatniego mistrzowskiego tytułu. Był trzy lata i nie było źle. Jednak w 80% system pracy słowacko – czeski u nas się nie sprawdził. Chociaż aktualnie Unia gra nieźle pod wodzą trenera z południa, ale trzeba pamiętać, iż najważniejszy okres przygotowawczy oświęcimianie przeszli z Rosjaninem. My również takiej sytuacji doświadczyliśmy w 2007 roku, kiedy zdobywaliśmy mistrzostwo kraju. Zespół przygotowywał do sezonu Dimitrij Miedwiediew. Niektórym starszym zawodnikom przypomniał czasy Ewalda Grabowskiego, a młodym takie treningi się nawet nie śniły. Mówili, że biegania po bulwarach nie znają, a jeśli już to ze spacerów z dzieckiem i wózkiem. Tego nie da się porównać z pracą ze szkoleniowcami zza południowej granicy. Przeżyliśmy kilku z nich. Środa i piątek po jednym treningu, a po meczu jedzie do domu i dopiero zjawia się w poniedziałek na popołudniowych zajęciach. Jednostek treningowych ubywało z każdym tygodniem.

„Szarotki” największe sukcesy odnosiły za rosyjskiej myśli szkoleniowej. – Pozytywne piętno na grze Podhala odcisnął Anatolij Jegorow – mówi olimpijczyk, Józef Batkiewicz. – Świetny psycholog. Chociaż pracował z drużyną narodową (1970 – 75), to był częstym gościem w Nowym Targu. Dwie klubowe piątki były kadrowe. Jegorow nauczył nas agresywnej gry, a przy okazji był jak ojciec, szanował zawodników.
Dodajmy, iż z zawodnikami chodził do kościoła, co w przypadku człowieka ze wschodu, z czerwoną flagą z namalowanym sierpem i młotem, mogło zaskakiwać. Podhale w tych czasach rządziło i dzieliło na krajowych taflach. Z roku na rok sięgało po mistrzowskie tytuły. Kościół pozbawił pracy w Podhalu Witalija Steina. Ten w trakcie niedzielnych mszy świętych organizował treningi, co nie spodobało się starszym zawodnikom.

– Ranny trening – rozruch i ćwiczenia techniczne, popołudniowy – ćwiczenia siłowe, wieczorny – zajęcia taktyczno – techniczne. Tak pracują w CSKA Moskwa, tak pracują najlepsi hokeiści na świecie – twierdził. Stein twierdził też, że wiele fragmentów musi być nudnych dla zawodnika, musi powtarzać się codziennie i po wiele razy. Był zamordystą. Posunął się do tego, że uderzył kijem Józka Batkiewicza. – Jak jeszcze raz pan mnie uderzy, to tak panu przy…, że w kajaku pana do Moskwy zawiozą – postraszył go „Piwus”. To powiedzenie stało się już legendą. Praca Steina przyniosła jednak efekty w kolejnych latach, czego już nie kryją hokeiści z tych lat.

Do czterech mistrzowskich tytułów doprowadził „szarotki” Ewald Grabowski. Przejął drużynę w latem 1992 roku i od razu sięgnął po mistrzostwo Polski. Dodajmy, iż pracował z młodymi hokeistami, którzy dopiero wchodzili do zespołu.
- Sytuacja była podobna do obecnej – mówi Jacek Kubowicz. – Mozolna harówka. Długie treningi, powtarzalność ćwiczeń aż do upadłego. Dostał do obróbki samych pracusiów. Gdy zdobywaliśmy drugą mistrzowską koronę tylko trzech graczy było w kadrze. Stworzył jednak kolektyw, trudny do zatrzymania w kraju. Zawodnicy cierpieli, zagryzali zęby, ale cieszyli się sukcesami. W późniejszym okresie dostał wolną rękę i szalał. Armię zawodników sprawdził w sezonie letnim. Trzeba też powiedzieć, że dbał o zawodników. Nie wyobrażał sobie ciężkich treningów bez asystenta, bez wody mineralnej, odżywek, lekarza czy masażysty i bez wypłat na czas. Wymagał, ale dbał o zawodników. Jego rolą było pokierowanie i zmotywowanie zawodników w taki sposób, by wzmocnić w nich pewność siebie i nadać im mentalność zwycięzców. Proponowałbym działaczom Podhala powrócić do szkoły rosyjskiej, której dawno u nas nie było. Dla młodych będzie to wyśmienita szkoła charakteru. Igor Zacharkin to kolejny dowód na to, że ta praca nam odpowiada. W listopadzie, gdy zawodnicy z prowadzonego przez niego Dream teamu rozpierzchli się po innych klubach, to odnosiło się wrażenie, że przyszli z innego świata. Inny trening, inna mentalność i sytuacja w szatni. Przez trzy miesiące zawodnicy nie dostawali wypłat, a grali jak z nut. Zebrali 48 punktów Krynicy i wprowadzili ją do play off. Jego oddziaływanie na drużynę było ogromne.

Stefan Leśniowski

Zobacz więcej na

Może Cię zainteresować
komentarze
Pyanie co dalej?26.03.2014, 08:40
Dziwne,że klub nie wspomina o tym słowem tylko tacy znawcy jak Kubowicz czy Leśniowski.Wciąż trwa propaganda sukcesu?
Kibice nie idioci-widzą jak szczury uciekają.Ziętary, Sroka teraz Kaczmarczyk.Odchodzili zawodnicy,teraz wypaleni trenerzy a miało być tak różowo.Kasy brak ,statek tonie.Zarząd milczy,miasto odsuwa się od hokeja a kibice się łudzą.Zniszczyli poprzedników,teraz sami padli ofiarą swych nieudolnych decyzji.Kosztowna-zmarnowana dzika karta, rozpad juniorów,niewypał z 3-lenim mydleniem oczu o drużynie marzeń, o powrotach .A tu dług urósł,efektów brak a sprawy sądowe i brak przyszłości dobiły zapał.
krym 201421.03.2014, 20:54
wedlug nieoficjalnych wiadomosci trenerem Podhala ma byc Siergiej Wienadyj swietny hokeista Rosji.wiecej na rosyjskiejn stronie hokejowej .
STAŚ20.03.2014, 16:57
Jest jeszcze Boguś Dziubiński. Może pomoże Podhalu wyjść na wyżyny. Był zawodnikiem ruskiego trenera!!!
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl