Powoli zaczynamy opuszczać Wielki Kanion. Kierujemy się lekko na wschód, gdzie ostatnim miejscem kanionu, które chcieliśmy zobaczyć to Horseshoe Bend, czyli "podkowę" - opisuje kolejny etap swojej wyprawy po USA nasz fotoreporter Michał Adamowski.
Aby dojść do celu, zostawiamy samochód na parkingu i idziemy pieszo około kilometra. Po kilkunastu minutach jesteśmy na krawędzi, a w dole widzimy rzekę Colorado, która wypływa z jeziora Powell i zawija w charakterystyczny sposób. Pod nogami mamy 300 metrów przepaści.Kolejnym etapem naszej podróży jest Kanion Antylopy. Miejsce, o którym również dużo słyszałem i widziałem niezliczoną ilość zdjęć. Kanion należy do Parków Narodowych USA, ale jest własnością Indian Navajo i to oni wydają zgodę na wejście do środka. Aby go zwiedzić, trzeba po prostu wykupić bilet – wycieczkę z przewodnikiem - ale trzeba je rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Trudno się dziwić, bo widok we wnętrzu jest oszałamiający.
W Kanionie są tłumy. Dosłownie! Ludzie przez całą jego długość idą wężykiem jeden za drugim. Aby zrobić zdjęcia, trzeba było wykupić wycieczkę fotograficzną, w której przewodnicy na czas robienia zdjęć blokują ruch, tak aby można było zrobić zdjęcie samych form skalnych. Te ponoć najładniejsze są o poranku, ale z racji braku biletów na ten konkretny dzień, musieliśmy rezerwować co było, dlatego zwiedzaliśmy go dopiero po południu.
Kanion Antylopy to wyrzeźbiona ścieżka w piaskowcu. Ulewne, monsunowe deszcze drążyły korytarze w skale, spływając do rzeki Colorado. Piaskowiec jest na tyle miękki, że woda wyrzeźbiła w nim przepiękny obiekt udostępniony dzisiaj turystom.
Ruszamy dalej. Bardzo chciałem jeszcze zobaczyć Monument Valley, ale zaczęły się pierwsze problemy z brakiem czasu. Było tyle ciekawych miejsc do odwiedzenia, że nie dało się być wszędzie na raz. Finalnie przez MV przejechaliśmy już o zachodzie słońca. Udało się zrobić jeszcze kilka zdjęć, ale to tylko malutka część tego, co można tam zobaczyć podczas normalnej wycieczki.
Michał Adamowski