26.11.2021, 15:20 | czytano: 4453

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar… Na wyboistych drogach

W tekście wykorzystano zjęcia Muzeum Tatrzańskiego i Narodowego Archiwum Cyfrowego
"Podstawowym warunkiem postępu każdej dziedziny jest infrastruktura, trudno więc wyobrazić sobie rozwój motoryzacji bez dostatecznej sieci dróg. A z tym na Podhalu nigdy nie było za wesoło…" - pisze Jacek Sowa w kolejnym odcinku cyklu "Podhalańskich kółek czar".
Położenie Nowego Targu na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych i szczodre beneficja gospodarcze wyniosły miasto do rangi stolicy Podhala. Otrzymana 150 lat temu autonomia Galicji i przychylność C.K. administracji (uzyskiwana także dzięki mądrości miejscowego samorządu) była dodatkowym bodźcem rozwoju nowoczesnego, jak na owe czasy miasta, dla którego sprawny transport stanowił warunek podstawowy.
Czwartkowe jarmarki były też kołem zamachowym dla gospodarki, na które górale ciągnęli z okolicznych wsi z Podhala, Spisza, Orawy czy nawet Pienin. Jechali furkami w kurzu i błocie bądź saniami przez „zasute” śniegiem drogi.


Wcześniej jednak, bo jeszcze pod koniec XIX wieku do tej góralskiej aglomeracji dołączył nowy organizm miejski, chętnie odwiedzany przez krakowskie, a potem i warszawskie elity – Zakopane. Górzystą trasą z grodu Kraka lub z powrotem, wożono ceprów wymoszczonymi fasiągami, zaprzężonymi w dwa silne konie; podróż trwała zazwyczaj dwa dni z postojem w połowie drogi na Zaborni.

Gdy dwudziesty wiek zastał na Podhalu linie kolejowe, łączące go ze światem, trasa skróciła się o połowę (od 1884 roku z i do Chabówki) aby z nastaniem XX wieku oddać lejce maszynistom kolejowym, zajeżdżającym na nowoczesne dworce.

/Rok 1927. Dworzec w Nowym Targu Autobusy czekają na turystów/

/Rok 1938. Dworzec Zne Autobus PKP /

W okresie międzywojennym na szlaku do Zakopanego pojawiły się autobusy, które pokonywały stukilometrową trasę z Krakowa w ciągu 4-5 godzin, w zależności od pory roku.

/autobus relacji Kraków-Zakopane/

Ale póki co karty rozdawała kolej żelazna z rewolucyjnymi pomysłami, do których należy zaliczyć szynobus Michelina i rodzimą LuxTorpedę z Chrzanowa; ich osiągów nasza kolej do tej pory uzyskać nie może…

/Autobus szynowy Michelin 1932 r./

/Luxtorpeda z Fabloku 1936 r./

Wzmógł się handel i ruch turystyczny, niejako wymuszający rozwój lokalnej komunikacji i taboru dostawczego, z trudem jednak wypierającego konne furmanki. Ubogim i przywiązanym do tradycji górali z automobilami było nie po drodze, jako że podwózka ceprów z zasobnymi portfelami stanowiła istotny element zimowego przednówka. A saniami często łatwiej było dojechać do zasypanych śniegiem górskich miejscowości; do Morskiego Oka i tatrzańskich schronisk tłok był zawsze ten sam.

/Autobus do Morskiego Oka 1933 r./
/Tłok do autobusu do Morskiego Oka 1933 r./

Organizowały się służby drogowe, a na początku lat trzydziestych ruszyła budowa „zakopianki”. Była to inwestycja kosztowna, ale solidna; betonowa nawierzchnia miała te same parametry co jezdnia olimpijskiej autostrady Berlin – Wrocław.

/Budowa zakopianki lata 30-te XX w./

Tuż przed wojną miała być wykonana droga, omijająca centrum Nowego Targu; prace wznowiono dopiero w 1946 roku i stolica Podhala otrzymała quasi obwodnicę, podobną jak w Radomiu. Jednak zimowa podróż zakopianką była nadal wyzwaniem: górki na Mogilanach czy Zaborni i mgła na Rdzawce zawsze były uciążliwym towarzyszem podróży.

Tu nie zmieniło się przez kolejne pół wieku. „Biała batalia” była moim dyżurnym tematem, jako korespondenta terenowego „Dziennika Polskiego” w latach 70-80 tych.

„Na Podhalu zarejestrowana jest olbrzymia, jak na stosunkowo niewielki obszar administracyjny, ilość pojazdów mechanicznych. Do tego dołącza się jeszcze liczniejsza rzesza zmotoryzowanych turystów, wobec czego na górskich drogach robi się tłoczno i niebezpiecznie…. Niedomaga także odpowiednie utrzymywanie czystości i przejezdności podhalańskich dróg. Tony soli wysypywane na jezdnie nie rozwiązują problemu, powodując nieobliczalne straty materialne na zdewastowanych nawierzchniach… Niebezpieczne odcinki (…) nie zawsze są odpowiednio zabezpieczone lub posypywane materiałem ciernym.”

Nowotarski Rejon Eksploatacji Dróg Publicznych był jednym z najsprawniejszych w kraju, ale był to też jeden z najtrudniejszych obszarów, liczących około 350 km dróg, z tego prawie połowa tzw. pierwszej kolejności utrzymania. Do akcji zimowej (a zima lubiła tu trwać i pięć miesięcy!) przygotowywano się już od października, montując pługi śnieżne, piaskarki i środki do posypywania dróg (10 tysięcy ton, w tym niekorozyjny ponoć chlorek wapnia). Sprzęt był taki, jaki był, ale nawet trzy ciężkie pługi wirnikowe, zamontowane na leciwych ZIS 151, czy Studebakerach, oraz trzydzieści lżejszych, utrzymywane były w gotowości od jesieni. Zasłony odśnieżne na zakopiance czy trasach do granicy państwa, które ustawiano często obustronnie w dwóch rzędach, liczyły łącznie parędziesiąt kilometrów.


Długoletni dyrektor REDP, inż. Paweł Lech był pragmatycznym profesjonalistą; nowotarska baza pracowała w trzech obwodach, każdy z nich miał swoją mikrostację meteorologiczną, a ponad 300 osobowa załoga wyposażona w radiotelefony, pracowała zimą w 24-godzinnych dyżurach. Toteż rzadko miałem okazję relacjonować, że na Podhalu zima zaskoczyła drogowców, a jeśli już, to głównie na lokalnych drogach, które ujawniały braki kompetencji miejscowych samorządów.

I jak to nieraz bywa, zimie czasem nie spieszy się w góry, ale lekceważyć jej nie wolno. Kiedyś, po bezśnieżnych świętach i Sylwestrze, gdy sypnęło dopiero w połowie stycznia 1984 roku, weekendowa bezmyślność kierowców sięgnęła zenitu, a rowy zakopianki zapełniły się wrakami samochodów. Królowały wśród nich nasze duże, polskie fiaty, z których ostrymi, tarczowymi hamulcami na oblodzonych górskich drogach niedzielni kierowcy nie zawsze potrafili sobie poradzić.

Mijają kolejne dekady, a temat podhalańskich dróg jest nadal aktualny. Każdego dnia na portalu Podhale24 roi się od doniesień o wypadkach, bezmyślności i tragediach na drodze. Mamy jeden z najwyższych wskaźników natężenia ruchu drogowego, a aktualne badania GDDKiA wykazują, że zaledwie w ciągu minionych pięciu lat, w województwie małopolskim ruch pojazdów wzrósł o jedną trzecią. Gdzieś to trzeba pomieścić i udrożnić, aby codzienność na górskich drogach nie stała się koszmarem.

Jacek Sowa Zdjęcia: Muzeum Tatrzańskie i Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
BEJU27.11.2021, 18:15
Panie Jacku z zaciekawieniem czytam Pańskie wspomnienia o motoryzacji związanej z Podhalem. Dla mnie to trochę wspomnień, trochę ciekawostek.
W tym poruszył Pan m.in. "zimowe utrzymanie dróg". pragnę się podzielić pewną sytuacją z przełomu lat 60-70. Dokładnie nie pamiętam. Był dzień Bożego Narodzenia, wieczór, za oknem padał śnieg. Byłem u cioci na os. Zawadzkiego, obecnie Suskiego. Ciocia miała telewizor więc pospraszała z rodziny by się nim pochwalić. właśnie wyświetlali western. Scena - do baru wchodzi banda zbirów i mierzą do ludzi z rewolwerów. w tym momencie z telewizoa słychać trochę zachrypły głos. " Do jasnej ch...ry dajecie tą piaskarkę czy nie". Wówczas często dochodziło do nakładania się sygnałów z radiotelefonów na częstotliwość telewizji. Pozdrawiam.
jajakobyły26.11.2021, 16:06
Przy okazji utrzymania dróg wspomnieć by można o dobrze zorganizowanej współpracy Rejonu Dróg z Wydziałem RD Milicji a potem ,Policji.Trwało to do początku lat 90--tych ,ze radiowozy wyjeżdżające na ,,zakopiankę,, ,a Nowy Targ obsługiwał wtedy odcinek Szaflary/wyłącznie/-Lubień /włącznie/ ,otrzymywały radiotelefony sieci łączności Rejonu i współdziałały bezpośrednio ze ,,swoimi,, odcinkowymi piaskarkami. Rejon kierował również do działań dociążonego Stara 266 , który pomagał TIR-om w forsowaniu Zbójeckiej.No ale wtedy w zimie pierwszym punktem w zadaniach patrolu było ,,utrzymać płynność ruchu,,.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl