18.11.2022, 13:18 | czytano: 2400

Piękno bagna i błota

FELIETON. "Aeroplany nad głową są mniejszym złem, niż gdyby na szlakach Boru na Czerwonem zaczęli grasować szaleńcy na motorkach, a tych ci u nas nie brak" - pisze dziennikarz i publicysta Jacek Sowa.
Traktat o obszarach wodno-błotnych zwany Konwencją Ramsarską, został podpisany 2 lutego 1971 r. Ratyfikowało ją 171 państw (Polska od 1978 roku), które wyznaczyły 2372 obszary wodno-błotne o międzynarodowym znaczeniu. Wśród nich jest 19 polskich obszarów, a jednym z nich nasz unikatowy Bór na Czerwonem
Jeden z najstarszych rezerwatów przyrody w Polsce o powierzchni blisko 115 hektarów (utworzono go już w 1925 roku) znajduje się na terenie Nadleśnictwa Nowy Targ, w Leśnictwie Bór, niedaleko nowotarskiego lotniska. Leśniczy Boru na Czerwonem Krzysztof Przybyła podzielił się z nami swoją wiedzą, przyznając, że kondycja tego miejsca zależy od nas wszystkich. Nie tylko od zarządców tych terenów, ale także od ich użytkowników.

W latach 90-tych XX-wieku, podczas konferencji klimatologów z udziałem wielu utytułowanych naukowców powstał projekt, którego jednym z inspiratorów był nadleśniczy Roman Latoń, dziś już emerytowana ikona podhalańskich lasów. Aby przybliżyć uczestnikom temat, zorganizowano wówczas wyprawę na tamtejsze mokradła posiłkując się naprędce zrobionymi kładkami z żerdzi, dla jednego zaś z profesorów, poruszającego się na wózku inwalidzkim wykonano z krzesła i gałęzi nawet prowizoryczną lektykę…

Pomysł zaowocował dofinansowaniem władz i w 2010 roku zrealizowano drewnianą ścieżkę edukacyjną. Brak doświadczenia sprawił, że deski nie oparły się działaniu wilgotnego środowiska i kilka lat później, przy wsparciu unijnych środków, świerkowe podesty zamieniono na tarcicę modrzewiową, której wróży się dłuższy żywot.

Torfowiskowy rezerwat przyrody w Nowym Targu to dziś niezwykle popularne i łatwo dostępne miejsce spacerów okolicznych mieszkańców, rodzinnych wycieczek z dziećmi, także na wózkach, seniorów i osób niepełnosprawnych, słowem wszystkich amatorów relaksu w otoczeniu leśnych terenów i pięknych widoków zarazem.


Całość trasy to około 6 kilometrów, które zabiorą spacerowiczom niespełna 2 godziny pod warunkiem, że mają zdrowe nogi i odpowiednie obuwie. To warunek bezpiecznego przejścia po lekko podmokłym i dosyć sfatygowanych ubytkami ścieżkach. Ale ten stan rzeczy ma się zmienić już za rok; dzięki badaniom naukowym w ramach projektu „Karpaty łączą” szlak ten będzie przebudowany, jednak w sposób taki, aby nie narazić torfowiska na obszarach najbardziej narażonych na degradację.

Wstępując na chroniony teren, po przebyciu 500 metrów dość szerokiej leśnej dróżki, mamy te wybór względnie komfortowej ścieżki edukacyjno-przyrodniczej, wzdłuż której ustawiono tablice informujące o historii tego miejsca oraz szczegółach przyrodniczych rezerwatu. Wybudowane nad mokradłami drewniane podesty prowadzą do platformy widokowej – można z niej podziwiać panoramę Tatr i Gorców i zmieniające się w porach roku kolory torfowiska, drzemiące pod połaciami kosodrzewiny.


Rezerwat warto odwiedzać o każdej porze roku, choć jesienią jest chyba najpiękniej, kiedy można zaobserwować przepiękne kolorowe podłoża rozlewisk, któremu barwy nadają glony, przebarwiające się o tej porze roku na czerwono. Stąd też nazwa - „Bór na Czerwonem”.


To położenie ma swoje dobre i złe strony.

Zaletą jest niewątpliwie dogodny dojazd, wąską co prawda, drogą, ale możliwość zaparkowania samochodu i sąsiadujące zaplecze gastronomiczne skłania spacerowiczów do wybrania tamtego kierunku. To atrakcyjna trasa dla amatorów joggingu i rowerzystów, których nie brakuje tu o niemal każdej porze dnia. Pogodne weekendy i dni świąteczne to domena seniorów, rodzin z dziećmi oraz osób niepełnosprawnych.
Ale nie brak także niedogodności, wśród których jest pogarszający się stan nawierzchni początkowego odcinka trasy. Miejsce przed wejściem do rezerwatu trudno nazwać parkingiem, który w razie niepogody pokrywa się błotem. Leśna dróżka straszy gdzieniegdzie kałużami, które wymyły z nich tłuczeń, a parę ławek niedługo utonie w błocie; ten teren należy do miasta! To pierwsza niedogodność przed ścieżką edukacyjną, której niespełna półkilometrowy odcinek dostępny jest dla osób niepełnosprawnych i rodzin z wózkiem dziecięcym. Jednak na stan techniczny traktu trzeba stale zwracać uwagę, gdyż w wielu miejscach widać już działanie czynników zewnętrznych; ruchome deski i wystające śruby a także brak płynnego połączenia drogi z pomostem mogą zepsuć urok relaksacyjnego spaceru, którego finałem jest wcześniej wspomniana platforma widokowa. W dni pogodne miejsce to jest oblegane przez amatorów unikalnych widoków i pięknych fotek, ale…

Ale dostępność tej atrakcji dla osób poruszających się np. na wózkach pozostawiam do przemyślenia włodarzom tego miejsca, a więc leśnikom. Przy odrobinie inwencji może udałoby się przy platformie wybudować pochylnię, po której dałoby się wyjechać wózkiem na górę. Byłaby to alternatywa dla lektyk…
Inny problem to śmieci, które pojawiają się wzdłuż traktu, ale z oczywistych względów nie można tam ulokować pojemników na odpady; stworzyłoby to pretekst do odwiedzin ptactwa i drobnej zwierzyny, nie wspominając o niedźwiedzicy z potomstwem, która zawitała tu przed rokiem. Pozostaje więc bieżące sprzątanie; może to zadanie dla tutejszych harcerzy?

Jednak wspomniany wcześniej parking winien zostać przez władze Nowego Targu przysposobiony do cywilizowanego wyglądu, czyli wyposażony w jakieś toytoye, kosze na śmieci czy wydzielone miejsca postojowe dla niepełnosprawnych. Bo dżentelmeńska umowa na WC w sąsiednim „Rancho” jakoś nie przekonuje…

Urok leśnego rezerwatu poprawiłaby także jego cisza, niestety konsekwentnie zagłuszana przez warkot samolotów, buszujących nad sąsiednim lotniskiem. Za młodu nowotarski aerodrom był niemal moim drugim domem a na dachu sąsiedniego ośrodka RSW Prasa zakończyłem swoją spadochronową karierę (to były moje pierwsze kontakty z prasą…), ale pół wieku później ten ryczący nowozelandzki Skydive trochę mi przeszkadza. Mam nadzieję, że podhalańska zima pogoni skoczków pod dachy… Ale i tak aeroplany nad głową są mniejszym złem, niż gdyby na szlakach Boru na Czerwonem zaczęli grasować szaleńcy na motorkach, a tych ci u nas nie brak…

Moim zamysłem w pisaniu tego tekstu nie jest narzekanie, a wręcz podkreślenie walorów wartościowej inwestycji w pięknym i unikalnym miejscu, których wokół mamy przecież wiele. Jednak aby nie straciło swego uroku, trzeba dbać o nie na bieżąco, gdyż czasem niewiele potrzeba; trochę żwiru, parę desek i śrubek oraz majstra ze skrzynką narzędziową. I czasem jakiś patrol policji, najlepiej na rowerach.


Bo nawet przyprószone śniegiem bagno i błoto też mogą zachować swoje piękno…

Tekst i zdjęcia Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl