04.12.2022, 14:23 | czytano: 2674

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar. Samochodowa giełda staroci

Niedzielny poranek zimową porą skłonił mnie do udania się na nowotarską Nową Targowicę, choć nazwa ta nie budzi najlepszych skojarzeń z powodu wydarzeń sprzed 230 lat.
Choć celem zakupu była ciepła czapka i część odzieży, którą jak określił napotkany kolega Waldek, gacie termojądrowe, trudno było jednak się oprzeć zahaczeniu o miejscową giełdę samochodową, wszakże to element składowy czaru podhalańskich kółek.
Osobiście z sentymentem wspominam doskonale mi znane miejsce weekendowych spotkań na tzw. starej targowicy, gdzie można było kupić w zasadzie wszystko, czego wówczas na rynku brakowało. Tam także znalazło nabywców kilka moich samochodów do czasu, kiedy wybrałem opcję „nówki sztuki”. Moje „używki” były przeważnie w dobrym stanie, bo pochodziły zza zachodniej granicy, gdzie Niemiec płakał, jak sprzedawał, ja zaś gdy płaciłem…

Warto przypomnieć, że Niemczech funkcjonowały jeszcze marki (DM), u nas zaś płaciło się w milionach, biorąc średnią wypłatę miesięcznie koło czterech baniek; 1 DM to wtedy około 10 tysięcy złotych. Przepuszczało się złotówki przez komis, konto bankowe i z twardą walutą jechało na polowanie do Bawarii, bo najbliżej (choć nie najtaniej!). Tak kupiłem wtedy pod Monachium dwa Peugeoty za równowartość 5-7 pensji i dostawczego VW Transportera za osiem średnich krajowych. Francuzy skończyły na lawetach, towarowy „bambus” służył jeszcze długo, zarabiając na siebie.

Transformacja gospodarcza lat dziewięćdziesiątych XX wieku była okresem gwałtownego boomu motoryzacyjnego; wtedy z jednego samochodu na kilkanaście statystycznych głów nagle pojawiły się drugie auta w rodzinie. Dzięki złotym rękom nieodżałowanego „Ptysia” Mozdyniewicza byłem posiadaczem kilku perfekcyjnie odrobionych maluchów, które potem na nowotarskiej giełdzie biły rekordy szybkości …sprzedaży. Białego F126p po „ptysiowym” liftingu kupiła rodzina z Szaflar bez targowania, jeszcze przed włożeniem tabliczki z ceną!

Wpadł mi w ręce tygodnik giełdowy AUTO BAZAR sprzed trzydziestu lat, na podstawie którego można odtworzyć tamte realia i porównać je do dzisiejszych, choć zapewne będzie się to miało jak pięść do nosa. Ale kryterium niech stanowi tzw. średnia płaca brutto, wtedy (4 miliony zł) i dziś (4 tysiące), w zestawieniu aut około 13-letnich i nowszych, jedno-dwurocznych, a roczny przebieg normatywny oceniano na około 20-25 tysięcy kilometrów rocznie.

Starego malucha po 100 tys. km przebiegu można było kupić już za dwie pensje, nowy to był już wydatek siedemnastu! Za dużego Fiata 125p po 130 tys. km (choć 10 tys. rocznie wydaje się podejrzanie!) liczono dwu, trzykrotność, ale za dwuletniego (bo produkcje zakończono w 1991 roku) już razy 12! Stąd też wysoka stawka za nowego Poloneza bez przebiegu razy 28! „Poldka” z początku produkcji, w stanie co najmniej kiepskim można było wyjąć za 20 milionów z założeniem, że ma się dobry układ z blacharzem i lakiernikiem i o Władku Rzadkoszu przy okazji pamiętając. Cinquecento wchodzące wtedy na rynek było rozchwytywane w przedziale 90-120 milionów złotych.

Współczesna wizyta na nowotarskiej nowej targowicy zgodnie z przewidywaniami mnie rozczarowała. Co prawda cena za wjazd na plac (10 zł) jest sześć razy niższa od Słomczyna, ale na podwarszawskiej giełdzie zjeżdża się w niedziele nierzadko 2 tysiące samochodów. W Nowym Targu było niewiele ponad trzydzieści…

Trudno znaleźć tu jakąś perełkę, może poza unikatowym, dosyć młodym Cooperem za podniebną cenę, większość to auta leciwe, kilkunastoletnie, rejestrowane w okolicy. Jak to mówią : „koń z Zakopanego, krowa z Ochotnicy” – lepiej się zastanowić.

Ceny trudno określić, wobec przeciętności marek, są raczej o wiele zawyżone, choć w większości przypadków w miejscu oferty finansowej umieszczone są liczby dziesięciocyfrowe, z numerem telefonu sprzedawcy i obiecującym dopiskiem: do uzgodnienia. Czyli trzeba się targować, ile wlezie!
Jak zaznaczyłem wystawione pojazdy nie zwalają z nóg. Parę egzemplarzy leciwych Audi, z których największe A6 w manualu i obciachowym fornirem w środku już za 21 patyków, z czego pewnie jeden do ułamania. Trzydzieści lat temu za odpowiednik tego modelu trzeba było wyłożyć w przeliczeniu dwukrotnie więcej. Podbuzerowane beemki trudno porównywać do tamtych czasów, ale model 323i był wtedy do wzięcia za 12 pensji; nówka za stokrotność! Wtedy najbardziej chodliwym towarem były ponadczasowe Golfy, dziś na placu trudno uświadczyć przyzwoity egzemplarz niemieckich produktów.

Może to nie ta giełda, bo na Podhalu nadal w cenie są terenówki i trudno temu się dziwić. Już na samym wjeździe rzuca się w oczy na lawecie świeżo umyty „japończyk” oczywiście do uzgodnienia. Ponadto niemal w każdej części miasta stoją wystawione do sprzedaży samochody, a komisów jest tu kilkanaście. Jest więc w czym wybierać a kupno używanego samochodu nie jest już rosyjską ruletką lat dziewięćdziesiątych. Oszustwa nieuczciwych handlarzy zostały obwarowane surowymi restrykcjami, a każdy potencjalny nabywca ma możliwość sprawdzić legalność i stan techniczny oferowanego pojazdu w kilku autoryzowanych stacjach kontroli pojazdów na terenie miasta i okolic. I w dodatku od szeregu lat za psie pieniądze, 99 zł!

Ponadto w tutejszych placówkach motoryzacyjnych stoją na placach dziesiątki samochodów do wzięcia od ręki, najczęściej z możliwością kredytowania. Nie jest to jednak optymistyczna prognoza dla mieszkańców Nowego Targu i okolic, których ulice i drogi zamieniają się niemalże w parkingi przez stojące w korkach samochody, których tu jest niestety za dużo.

A w soboty i w niedzielę snują się po nich tabuny aut ze słowackimi rejestracjami, wracające z atrakcyjnymi towarami zakupionymi za euro po dobrym kursie i zalanymi do pełna tańszym paliwem bakami. Miejscowych raczej nie interesują zakupy na targowicy, bo ceny są tu raczej wyższe niż w sklepach na mieście, a jakość taka sobie.

Na pewno wybór towaru jest duży, lecz na naszej giełdzie tytuł MVP przyznałbym panu w aucie przy wjeździe, za szybą którego była aktualna oferta sprzedaży. Otóż były tam dwa samochody, chyba terenowe, kosiarka, jakaś maszyna rolnicza i dwie działki wielomorgowe. To się nazywa pakiet giełdowy!

Ponieważ samochodowo jestem zaopatrzony, a na zakup działek mnie nie stać więc i kosiarka nie będzie potrzebna, nie czekając do południa kupiłem wełnianą czapkę i kalesony termojądrowe, pożegnawszy się z kolegą Waldkiem, aby zdążyć przed meczem popełnić ten tekst.

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
Joanna04.12.2022, 19:20
Po meczu zawsze znajdzie się czas aby Pana poczytać....
Burok04.12.2022, 18:08
Jacku , pitolić samochody , przynajmniej w nowych gaciach jądra będą termicznie zabezpieczone :)
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl