Tadeusz Słowakiewicz, urodzony w Nowym Targu w 1953 roku, już jako junior stawał na lodowej tafli między słupkami, broniąc bramki swego ukochanego „Podhala”. Mija 35 lat od Jego tragicznej śmierci.
„Paciana”, bo taka ksywę miał nowotarski bramkarz, przez całą swoją karierę sportową grał w Podhalu Nowy Targ, od najmłodszych lat aż do 1984 roku; przez dwanaście sezonów w pierwszym zespole. Osiem razy zdobył ze swym klubem mistrzostwo Polski (1972–1979), trzykrotnie wicemistrzostwo (1980–1982), były też miejsca na podium ekstraklasy i w finale Pucharów Redakcji „Sportu” i PZHL.
Tadeusz Słowakiewicz po raz pierwszy bronił bramki reprezentacji Polski juniorów w szwajcarskim Lyss, a w seniorskiej reprezentacji Polski w latach 1975–1978 rozegrał 7 spotkań oraz czterokrotnie wystąpił na mistrzostwach świata.
Jako etatowy już bramkarz pierwszej drużyny był niezwykle lubiany przez kolegów z mistrzowskiego zespołu z Szarotką na piersi.
Tak wspomina go Paweł Łukaszka, legendarny bramkarz Podhala, który u progu sportowej kariery zamienił hokejowy sprzęt na strój kapłański:
- Tadek, dziewięć lat ode mnie starszy, był moim sportowym mentorem w hokejowej bramce. Miałem 16 lat, gdy obok niego wyjechałem na lód z pierwszą drużyną. Nie szczędził mi rad, abym nie bał się stawania oko w oko z rywalem. Razem doskonaliliśmy jazdę na łyżwach (która dziś nieco szwankuje nawet u najlepszych golkiperów hokejowych!), dynamikę, zginanie kolan, schodzenie do parteru. Nie było między nami rywalizacji, to były przyjacielskie, braterskie relacje, które bardzo pomogły mi w windowaniu poziomu sportowego. Miałem 18 lat, gdy ja dostałem nominację do reprezentacji kraju na igrzyska olimpijskie w Lake Placid 1980 roku, a Tadek miał zostać w domu… Przeżyłem to w głębi duszy, jakby w poczuciu winy wobec przyjaciela; ale on poklepał mnie po ramieniu, życząc powodzenia… Taki był Tadzik!
- Tadek był bramkarzem nietuzinkowym. Jeszcze jako młodzik pamiętam jego nietypowy sposób na trening bramkarski. Na rozjazd wyjeżdżał bez typowego sprzętu, tylko w kasku i rękawicach z kijem, a ulubioną zabawą były wyścigi przód-tył w duecie z Tadeuszem „Piponem” Watychowiczem. Kiedy, mając 17 lat, zadebiutowałem w seniorskiej bramce Podhala, on stał za bandą i wspierał mnie okrzykami. To był mój pierwszy, w dodatku zwycięski mecz pierwszoligowy!- opowiada Marek Batkiewicz, jeden z naszych najlepszych bramkarzy, aktualny trener golkiperów reprezentacji Polski.
Tadeusz Słowakiewicz swoje ostatnie podium z zespołem „Szarotek” zaliczył w 1984 roku, po czym zawiesił łyżwy na kołku, choć trzydziestka na karku nie była jeszcze sędziwym wiekiem dla bramkarza. Był bardzo lubianym przez zespół zawodnikiem, ale trudno, aby hokeiści nie lubili swojego bramkarza, który stanowi ponoć więcej niż połowę wartości drużyny. Ówczesna kadra „Szarotek” do dziś owiana jest legendą, zawodników łączyły więzy sportowe, towarzyskie, często rodzinne, byli razem do przysłowiowej na tafli wybitki jak i po meczach wypitki, bo i tak się zdarzało.
Popularny „Paciana” ustąpił miejsca w bramce młodszym kolegom, sam zaś zajął miejsce za kierownicą Fiata na postoju taksówek. W pewien majowy wieczór grupa młodych ludzi zadysponowała Słowakiewicza na zabawę w Czarnym Dunajcu. Impreza trwała do rana, więc znużony czekaniem Tadek ułożył się na fotelu pasażera, ucinając drzemkę. Była już 5-ta rano, gdy podchmielona grupa postanowiła go nie budzić, a jeden z imprezowiczów nieodpowiedzialnie siadł za kierownicą. Nie ujechali zbyt daleko, jazda zakończyła się na przydrożnym drzewie. To było 30 maja 1989 roku; Tadek nie przeżył, miał 36 lat...
- To było dokładnie w pierwszą rocznicę mojej prymicji – wspomina ksiądz Łukaszka.
Jacek Sowa, zdj. arch. i dzięki uprzejmości Gabriela Wolskiego