26.11.2013, 21:55 | czytano: 3580

Najszybszy pociąg świata

Piłkarze Podhala w ekspresowym tempie przemknęli przez ligę, niczym najszybszy pociąg świata. Równym tempem pruł do stacji końcowej. Nie zatrzymał się na 13 stacjach, na jednej zwolnił swój bieg, przystopowany został zaraz na starcie i na czternastej stacji. Motorniczy, Marek Żołądź bezawaryjnie prowadzi skład do czwartej ligi. Przewaga nad kolejnym pretendentem wynosi jedenaście „oczek”!
- Liga była za słaba dla Podhala?
Marek Żołądź (trener): - Ależ nie. Nie można nic ujmować przeciwnikom. Mocnymi zespołami były drużyny z Pisarzowej i Podegrodzia. Najtrudniejszy mecz rozegraliśmy ze Szczyrzycem, ale udało nam się go wygrać. Z szacunkiem oraz z pełną mobilizacją i maksymalną koncentracją podchodziliśmy do każdego meczu. Jak to funkcjonowało, to księgowaliśmy trzy punkty. Mój zespół stać było na dobrą i skuteczną grę. Paradoksalnie dobrze się stało, że przegraliśmy inauguracyjny mecz w Szaflarach, bo wyzwolił w chłopakach sportową złość. Bardzo szybko chcieli się zrehabilitować. Mam mocny zespół. Każdy z piłkarzy bardzo się starał, mocno pracował na treningach. To procentowało w meczach.

Grzegorz Wrona (prezes): - Przemyślane personalne zmiany przyniosły dobry efekt. Skompletowaliśmy drużynę z byłych graczy Podhala i Szarotki wzmacniając ją doświadczonymi i ogranymi w wyższych ligach piłkarzami. Ta mieszanka pokazała swoją moc, mimo iż na szybko była budowana i zgrywała się dopiero w trakcie sezonu. Niemniej zawodnicy, którzy przybyli zrobili różnicę, a młodzi dostali przysłowiowego kopa. Świetnie się wkomponowali w zespół. Duże znaczenie miała też zmiana trenera. Nie twierdze, że pod wodzą Krzyśka Leśniakiewicza drużyna nie uzyskałaby podobnego wyniku. Trudno to ocenić.

- Jaki udział w tym przedsięwzięciu miał Wiesław Wojas?

Grzegorz Wrona: - To nie jest człowiek znikąd. Postrzegany jest przeze mnie jako mecenas sportu. Inwestował już w piłkę i hokej. Teraz zainteresował się naszym klubem i postawił jasny cel, awans do czwartej ligi. Dżentelmeni nie mówią o pieniądzach. Każde hobby kosztuje. Zawodnicy zostawiają zdrowie na murawie. Jeśli ktoś pomaga w jakimś stopniu rozwijać hobby poprzez pomoc finansową i nie tylko, to należą mu się pochwały. Oby więcej takich osób.

- Pozycja zapewne w lidze satysfakcjonuje. Gra również?
Grzegorz Wrona: - Grałem w piłkę i wiem, że w meczu zawsze są dobre i złe momenty. Męczyliśmy się z przeciwnikiem do momentu, gdy nie opadł z sił. Zazwyczaj starł się nam dorównać przez 45 minut. Chłopcy ze starego Podhala, jeśli ktoś chce to rozdzielać, z Krzyśkiem Leśniakiewiczem świetnie przepracowali okres zimowy i to było widać wiosną podczas heroicznego boju o utrzymanie. „Nowe twarze” również zimą nie zapadły w niedźwiedzi sen. To dało wymierny efekt. Piłkarze mogli grać na 120% w każdym meczu. Z żadnej formacji nie wydobywały się fałszywe nuty.

Marek Żołądź: - Tak. Rywalizacja w drużynie sprzyja podnoszeniu umiejętności. Zwiększa się też motywacja zawodników. Nie ominęły nas kontuzje, kartki, czy też wyjazd zagraniczny Żółtków, a mimo to zespół nie stracił na wartości. Godnie zastąpili ich inni zawodnicy. I z tego należy się cieszyć. W każdym meczu byliśmy faworytem i nie było nam łatwo. Musieliśmy dominować, prowadząc atak pozycyjny, bo przeciwnik zazwyczaj ograniczał się do obrony własnej bramki i destrukcji. Do momentu zdobycia przez nas pierwszej czy drugiej bramki zawsze gra wyglądała gorzej. Męczyliśmy się. Potem przeciwnik się odkrywał i spokojnie go punktowaliśmy. Nigdy jednak nie jest tak, by nie mogło być lepiej.

Rozmawiał Stefan Leśniowski

Zobacz więcej na

Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl