- W sporcie nigdy nic nie wiadomo, ale patrząc realnie, to o czwórce radzę zapomnieć. Jak na naszą ligę, to powinniśmy sobie postawić za cel bycie w „szóstce”. Jeśli się w niej nie znajdziemy, to będzie porażka – mówi Krystian Dziubiński.
Hokeiści MMKS Podhale rozpoczynają ligowy sezon. Nowe rozdanie, nowe nadzieje. „Szarotki” w ostatnich latach nie rozpieszczały swoich fanów. Były to sezony rozczarowań. Górale spadli z ekstraklasy po raz pierwszy odkąd gra liga, czyli od sezonu 1955/56. W kolejnym roku nie wygrali pierwszej ligi przegrywając w play off z bytomską Polonią. A w ostatnim sezonie zajęli ostatnie miejsce w ekstraklasie, zagrali w niej dzięki dzikiej karcie. Mecze kontrolne napawały optymizmem, ale pierwszy ligowy mecz rozegrany awansem z Sanokiem sprawił, iż wróciły koszmary z poprzedniego sezonu, kiedy zespół w odstępie kilkunastu sekund potrafił seriami tracić gole. Inauguracja więc nie wypadła imponująco, żeby nie powiedzieć tragicznie, po porażce 1:10. Jak już się rzekło następuje nowe rozdanie. Kibice liczą na lepszy sezon w wykonaniu ulubieńców. Młodzi już nie są młodymi, bo wiecznie nimi być nie mogą. Trzeba zrzucić z nich kaftan ochronny i nie operować już tym argumentem. Nie powinni robić w spodnie. Muszą wziąć ciężar gry na swoje barki. Dołączyli do nich wychowankowie, reprezentanci kraju, którzy poprzednie sezony spędzili w innych klubach. No i doszło trzech ”stranieri” – bramkarz i dwóch obrońców. Z transferami różnie bywa, to okaże się dopiero po jakimś czasie - czy był to strzał w dziesiątkę, czy … w stopę.
Jakie cele wyznaczono przed drużyną?
- Chcielibyśmy dostać się do pierwszej szóstki – mówi trener MMKS Podhale, Marek Ziętara. – To byłoby idealne, bo wszyscy pamiętają, że ubiegły sezon zakończyliśmy na ostatnim miejscu. Gra w pierwszej szóstce po czterech rundach dawałaby nam automatyczny awans do play off, którego w ekstraklasowym wydanie nie był trzy sezony w Nowym Targu. Nie ma co się czarować, musimy być wyżej niż w ubiegłym sezonie. Drużyna jest lepsza, wzmocniona kilkoma zawodnikami, ale – powiedzmy sobie szczerze – personalnie nie na tyle mocna, by bić się o pierwszą czwórkę. Nasi rywale mają zdecydowanie lepsze składy, w których roi się od reprezentantów kraju i sporej liczby obcokrajowców. Niektóre zespoły dysponują siedmioma, a nawet dziesięcioma zagranicznymi graczami. Trzeba też pamiętać, że nie ma rzeczy niemożliwych i z tymi zespołami podejmiemy walkę. Będziemy chcieli w pojedynczych meczach urywać im punkty. Niewątpliwie kluczową pozycją w zespole musi być bramkarz. Wszystkie kluby to zrozumiały, bo od tej pozycji zaczęły budować zespół. Głównie zatrudniano obcokrajowców. Murraya ma Orlik, golkipera z Ukrainy Naprzód, a Bytom Rosjanina. Są to solidni bramkarze. Jak ważna jest to pozycja przekonaliśmy się w ubiegłym sezonie. U nas było to najsłabsze ogniwo. W wielu przypadkach bramkarz będzie decydował o końcowym wyniku meczu. Raszka miał ostatnio kontuzję, zwichnięty staw skokowy w prawej kostce. W Sanoku bronił oklejony plastrami. W poniedziałek wznowił treningi.
Stefan Leśniowski