15.09.2018, 14:00 | czytano: 1293

Hokej: Nadzieja "Szarotek"

- Ma potencjał. W Pradze graliśmy z lepiej wyszkolonymi zawodnikami, z drużynami z wysokiej półki. Nasza gra oparta była na bramkarzu i Szymon z tym sobie poradził - mówi Marek Batkiewicz, trener kadry bramkarzy U-16.
Te słowa dotyczą nowotarskiego bramkarza Szymona Klimowskiego, który został wybrany najlepszym zawodnikiem polskiej ekipy w bardzo mocnym turnieju Billa Cup w Pradze. Między innymi dzięki jego świetnej postawie między słupkami reprezentacja kraju wywalczyła trzecie miejsce. W decydującym meczu pokonała Eisbären Berlin 4:3. W turnieju uczestniczyli jeszcze: Slovan Bratysława, Sparta Praga, Manheim i Linz.
- To najcenniejsze wyróżnienie w twojej karierze?

- Największe, w końcu na międzynarodowej arenie, w bardzo mocno obsadzonym turnieju. Takiego osiągnięcia jeszcze nie zdobyłem. Wcześniej zbierałem nagrody za najlepszego bramkarza różnych turniejów, ale były to turnieje nie takiej skali jak ten w stolicy Czech. Turnieje w Polsce nie mogą się równać temu praskiemu.

- Czym różnił się ten turniej od tych, w których występowałeś wcześniej?

- W Pradze byli znacznie trudniejsi rywale, prezentujący szybki hokej, z dużą ilością strzałów. Można śmiało powiedzieć, że każdą akcję ofensywną kończyli strzałem. W małopolskiej lidze maksymalnie miałem po 15 strzałów. W praskim turnieju w każdym meczu musiałem bronić 50 strzałów. Były to naprawdę soczyste strzały, często oddawane zza obrońców, a więc pole widzenia było organiczne. W dodatku niesygnalizowane, często z nadgarstka i celne. Różnica w liczbach świadczy o tym, że skala trudności była nieporównywalna. No, ale potykaliśmy się z drużynami, które od lat grają w tych samych zestawieniach, podczas gdy nasza reprezentacja dopiero pierwszy raz się spotkała tydzień przed turniejem. To stanowczo za mało.

- We wszystkich spotkaniach strzegłeś polskiej bramki?

- Tylko w jednym nie broniłem.

- Mali chłopcy zazwyczaj chcą zdobywać gole, a nie bronić? Stanąłeś między słupkami z przypadku czy z wyboru?

- Z wyboru. Gdy miałem trzy lata, wielki fanatyk hokeja jakim jest mój tata, zabierał mnie na łyżwy. Zapewne chciał, żebym zdobywał gole, ale jakoś mnie do gry w polu nie ciągnęło. Dopiero w wieku 7 - 8 lat złapałem takiego hopa na punkcie bronienia, że od razu poszedłem na pierwszy trening. Po tygodniu pojechałem na pierwszy w życiu turniej do Krynicy. Rzucony zostałem na głęboką wodę, ale jakoś sobie poradziłem. Zajęliśmy drugie miejsce i tylko raz pozwoliłem krążkowi, by zatrzepotał w mojej bramce. Było to w przegranym meczu 0:1 z Sanokiem. Muszę się przyznać, że od małego podziwiałem ludzi, którzy bronili bramki. Imponowała mi ich odwaga, kapitalne interwencje i przede wszystkim widowiskowe łapanie krążka, które wpadały niczym muchy do potężnego raka. To robiło na mnie ogromne wrażenie. Zapragnąłem to samo robić. Zacząłem od łapanie piłeczki na klęczkach, odbijałem ją od ściany i łapałem. Futryna drzwi służyła mi za bramkę.

- Jakiego bramkarza najbardziej podziwiałeś?

- Było ich wielu, ale moim wielkim idolem jest Marc Andre Fleury, złoty medalista igrzysk olimpijskich z 2010 roku, a przede wszystkim trzykrotny zdobywca Pucharu Stanleya z Pittsburgh Penguins. Aktualnie jest jedynką w Vegas Golden Knights. Staram się go naśladować.
- Trenujesz tylko z zespołem czy masz specjalistyczne zajęcia?

- Trenuję i z zespołem, i dodatkowo indywidualnie z Przemkiem Odrobnym, uczęszczając na treningi, które prowadzi. Bardzo fajnie je prowadzi. Dużo skorzystałem z jego rad i uwag.

- Każdy o czymś marzy. Jakie są twoje marzenia?

- Marzenia to taka piękna rzecz. Każdy sportowiec marzy o tym, aby być mistrzem. Najlepszym z najlepszych. Nie ukrywam, że moje marzenia są związane z hokejem. Z nim wiążę swoją przyszłość. Mam nadzieję, że uda mi się zrobić w tym fachu karierę, że zagram kiedyś w dobrej lidze. Ale wszystko będę robił krok po kroku. Najpierw chciałbym dostać się do polskiej ekstraklasy, tutaj pokazać się z jak najlepszej strony. Zdobyć mistrzostwo, trafić do drużyny narodowej, zagrać w mistrzostwach świata. Być może ktoś mnie dostrzeże.

 

Aby spełniły się jego marzenia czeka go jeszcze sporo pracy. W końcu nie ma jeszcze 16 lat. Co mu radzi Marek Batkiewicz, były hokeista Podhala i reprezentacji kraju, obecnie szkoleniowiec kadry?

- Trening specjalistyczny to podstawa, by rozwinąć umiejętności. Należy pracować nad detalami i -co bardzo ważne - rozgrywać jak najwięcej spotkań pod presją, z rywalami z najwyższej półki, choćby takimi z jakimi bronił w Pradze. Dopiero w stolicy Czech zobaczył, na tle swoich rówieśników, jak szybko rozgrywa się krążek, jak zawodnicy oddają niesygnalizowane i mocne strzały. Jak są niebezpieczni pod bramką. Całkiem inaczej się broni niż w naszej lidze, gdzie gra się wolno, strzały są sygnalizowane, nieprzygotowane. Zawodnicy Sparty, Slovana czy Berlina byli lepiej wyszkoleni technicznie. Stąd łatwość w poruszaniu, operowaniu kijem i co za tym idzie w oddawaniu strzałów. Dlatego nasza gra oparta była na bramkarzu i Szymon z tym sobie poradził. Dobrze jeździ na łyżwach, ma dobrą technikę. Musi pracować nad balansem i przede wszystkim grać mecze z rok czy też dwa lata starszymi kolegami, najlepiej na międzynarodowej arenie - radzi Marek Batkiewicz.

Stefan Leśniowski
Zdjęcie Andrzej Pabian + archiwum zawodnika

Zobacz więcej na

Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl