23.09.2019, 17:30 | czytano: 1511

Obóz na dobry początek – próba sił i determinacji (zdjęcia)

arch. szkoły
NOWY TARG. Wrażeń, które na długo pozostaną w pamięci – zwłaszcza pierwszego rocznika – dostarczył wszystkim uczestnikom 5-dniowy obóz szkoleniowo-kondycyjny w Niedzicy.
Takie tradycyjne rozpoczęcie nauki w mundurowym liceum Prywatnych Szkół im. prof. Venuleta to przedsmak wszystkiego, co może kadetów spotkać podczas szkolnych zajęć i wyjazdów do jednostki patronackiej. To także niepowtarzalna okazja do integracji wszystkich roczników.
Przyszłe kadry wojskowe, policyjne i pożarnicze do obozowiska w pobliżu niedzickiego zamku dowieźli jeszcze rodzice, ale ramy czasowe każdego z pięciu dni dla ponad 70-osobowej rzeszy kadetów były twarde: 6.30 – pobudka, pół godziny na poranną zaprawę i czas wypełniony ćwiczeniami, treningiem, wykonywaniem zadań aż do godz. 22.00. Potem jeszcze warty nocne, patrolowanie terenu i meldunki.

Posiłki oczywiście w ściśle ustalonych porach, a trochę wytchnienia i relaksu – tylko wieczorem.

Obóz rozpoczął się uroczyście, z fasonem i całą ceremonią wojskową: podniesieniem flagi na maszt, odśpiewaniem hymnu państwowego, przemarszem ze sztandarem i proporcem. Wszystko to w obecności dyrekcji i właścicielki Szkoły, także czterech zawodowych żołnierzy z jednostki patronackiej – 5. Batalionu Dowodzenia w Krakowie-Rząsce.

Obozowy „survival” zaczął się od biegu przełajowego na dystansie ok. 2 kilometrów, w urozmaiconej konfiguracji terenu. Następnie wchodził cały blok zajęć sportowo-obronnych. Do biegu przełajowego doszły inne sprawnościowe zadania: czołganie się, pokonywanie wyznaczonych odcinków wisząc, z chwytaniem kolejnych szczebli drabiny przełożonej między drzewami lub w zaczepieniu rękami i nogami o linę czy przejście nad belką umieszczoną 2 metry nad ziemią, przez naskok i zeskok.

Do tego dochodziły zajęcia z topografii, rzut granatem na odległość 15 metrów, przenoszenie skrzynki amunicji, udzielanie pierwszej pomocy z ćwiczeniem na fantomie, przygotowanie stanowiska strzeleckiego do postawy „leżąc”, transport rannego do bezpiecznego miejsca, rozwijanie linii polowej i nawiązywanie łączności.

9-osobowe drużyny dzieliły się zadaniami zgodnie z predyspozycjami uczestników ćwiczeń. Bo wciąż trwały rywalizacja i zdobywanie punktów. Tylko strzelanie odbywało się w drużynach 6-osobowych.
Obozowicze przeżyli jeden nocny alarm bojowy i musieli w mgnieniu oka przygotować wszystko, co żołnierzowi potrzebne jest do wymarszu. A marsz był 8-kilkometrowy…

Miał też jednak obóz chwile przyjemne i relaksacyjne: jak spotkanie z Elżbietą Łukuś - przewodniczką po Spiszu, znawczynią jego historii i obyczajów; jak zwiedzanie wnętrza zapory i wizyta na posterunku policji wodnej przy brzegu Jeziora Czorsztyńskiego, wreszcie wieczorne ognisko z muzyką i pieczeniem kiełbasek, które odbyło się w przedostatnim dniu 5-dniowego „wycisku”.

Finał – podobnie jak rozpoczęcie – to znowuż wojskowa ceremonia i wręczenie dyplomów dla zwycięzców. Ale, niezależnie od zdobytych punktów, najważniejsze było, że nikt w biegu nie odpadł, a wszystkie ćwiczenia odbyły się szczęśliwie. Bo taki wrześniowy „survival”, to dla świeżo upieczonych kadetów zawsze próba sił oraz determinacji. A że przeszli ją pomyślnie, dowiedli, że decyzji o ubraniu munduru nie podjęli przez przypadek.

źródło: szkoła
Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl