13.12.2019, 11:41 | czytano: 1306

Technicy Weterynarii z ZSCKR w Nowym Targu na praktykach w Portugalii (zdjęcia)

arch. szkoły
Poniżej prezentujemy relację nauczycieli, opiekunów oraz uczniów Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Nowym Targu, przebywających na praktykach w Portugalii.
"W czwartek i piątek my, opiekunowie – nauczyciele, odwiedzaliśmy naszą młodzież w miejscach pracy. Najpierw objechaliśmy kliniki, a potem, w drodze powrotnej farmy. Pracodawcy byli bardzo zadowoleni z uczniów, podkreślali ich pracowitość oraz umiejętności. Niektórzy już się z nimi zżyli i traktują ich, jakby znali się od dawna. Portugalczycy to bardzo otwarci i przyjaźni ludzie, bardzo łatwo ich polubić i nawiązać pozytywne relacje. Jedna z pań pracodawczyń powiedziała nam, że traktuje naszych uczniów jak swoje dzieci, bo kiedy jej własne gdzieś wyjadą, to ona chciałaby, żeby i one też były tak traktowane. Bardzo to miłe, prawda?
Bardzo szybko nam minął ten tydzień pracy. Przed nami ekscytujący weekend! W sobotę odwiedzimy miasta: Braga i Guimarães, a w niedzielę: Porto. Trzymamy kciuki, żeby wreszcie wyszło słońce.
W sobotę wybraliśmy się na wycieczkę do Bragi. O 9tej z Panią przewodnik zabrała nas do sanktuarium maryjnego Sameiro. Pogoda była dość złowieszcza – mgła i lekki deszcz. Ciężko nam było wyobrazić sobie te piękne widoki na miasto, ale od czego jest Internet…Na szczęście mgła trochę opadła i coś tam udało się zobaczyć. W niezbyt optymistycznych nastrojach zapakowaliśmy się do autokaru i ruszyliśmy do kolejnego sanktuarium, Bom Jesus do Monte. Miejsce to składa się z kościoła oraz mini parku z pięknymi ogrodami i drzewami. Mimo, że to zima, wszechobecna soczysta zieleń wynagradza brak kwiatów i nadaje temu miejscu niepowtarzalny klimat. Tutaj też znajdują się słynne, blisko 116 metrowe monumentalne barokowo-rokokowe schody, które są jednym z najpopularniejszych widoków z Portugalii. I tu szczęście się do nas uśmiechnęło i wyszło słońce.

Guimarães również zrobiło na nas duże wrażenie. Zwiedzanie ruin zamku z X wieku, który pierwotnie był twierdzą, chroniącą mieszkańców miasta przed atakami Maurów i Normanów, a od XII wieku budowla została pierwszą siedzibą portugalskich królów, było ciekawym przeżyciem. Bardzo podobało się nam też stare miasto, ze swoimi wąziutkimi brukowanymi uliczkami i uroczymi kamieniczkami oraz małymi kolorowymi sklepikami z rękodziełem i tutejszymi wyrobami spożywczymi. Obydwa miasta są godne polecenia!

Niedziela: kierunek – Porto! Dzień powitał nas słoneczną i bezchmurną pogodą. Tak jak wczoraj, rozpoczęliśmy naszą wycieczkę o 9tej. Podróż autokarem minęła szybko, bo to tylko 60km. Pierwszy przystanek – ocean. Było pięknie…moglibyśmy tam zostać cały dzień. Szeroka plaża, bezkres wody, słońce, wiatr, po prostu super. Co ciekawe, pierwsze słowa zachwytu od naszych uczniów weterynarii po wyjściu z autokaru nie padły pod adresem tych cudów natury: „O, jaaaa, patrzcie jakie cudne pieski!”

Porto to piękne miasto, wszystko nam się tam podobało. No, może oprócz cen. Płynąc łódką po rzece Duoro, mogliśmy podziwiać obydwa jej pagórkowate i skaliste brzegi, jakby oblepione malowniczymi kamieniczkami. Przepływaliśmy też pod kilkoma mostami, z których najsłynniejszy to most Ludwika I (po portugalsku Ponte de D. Luis), który zaprojektował uczeń Gustave Eiffla, Teofilo Seyrig. Mieliśmy też okazję przespacerować się obydwoma poziomami tej niesamowitej metalowej konstrukcji. Naprawdę robi wrażenie, zwłaszcza z samej góry.

Porto kojarzy się oczywiście z winem, więc na trasie naszej wycieczki nie mogło zabraknąć Porto Cruz, gdzie mogliśmy spróbować wybranego rodzaju wina, a także zakupić butelkę czy dwie tego trunku (dla rodziców).

Czas na obiad. Kelnerzy okazali się bardzo zabawni i chętnie używali polskich słów, jak „witam”, „dzień dobry”, „dziękuję”, „proszę”, a na koniec nawet „dobranoc”. Było smacznie i śmiesznie – bardzo dobre połączenie.
W Porto obejrzeliśmy też dworzec kolejowy Porto-São Bento, który słynie z tego, że wewnątrz praktycznie cały hol wyłożony jest płytkami Azulejos, tworzącymi jakby malowidła przedstawiające historię Portugalii. Płytki Azulejos są wszechobecne w północnej części kraju, a zwłaszcza w Porto zdobią fasady większości budynków układając się w piękne kolorowe wzory.

Wizytę w tym pięknym mieście zakończyliśmy na placu w centrum, gdzie można było kupić pamiątkę, napić się kawy, zjeść coś i zrobić zdjęcie z obleganym przez turystów wielkim napisem „Porto”. Byliśmy zmęczeni, ale trochę nam było szkoda wyjeżdżać. Wielu z nas będzie chciało jeszcze kiedyś tam wrócić.
Po takim weekendzie ciężko było wstać do pracy, o czym przekonali się zwłaszcza młodsi chłopcy. Odkryli oni jednak, że kiedy budzik nie zadzwoni, odpowiednio zmotywowany człowiek jest w stanie wyzbierać się w jakieś 3-4 minuty.
Pozostała część dnia przebiegła bez niespodzianek. Po weekendzie było troszkę więcej pracy, ale naszym uczniom praca nie straszna, więc dali sobie radę. Niektóre uczennice z klinik były wręcz zawiedzione, że nie mogą zostać dłużej i ominąć kolacji, bo akurat jak wychodziły, przybyło nowych, ciekawych przypadków chorych psów.

Podobnie było we wtorek, z tą różnicą, że po obiedzie wybraliśmy się na spacer po mieście. Pogoda dopisywała, więc przyjemnie było powystawiać buzie do słońca, dokupić magnesów (tego nigdy za wiele) i tradycyjnie zjeść pastel de nata.
W środę uświadomiliśmy sobie, że to już prawie koniec naszej portugalskiej przygody. Za dwa dni ostatni raz uczniowie pojadą do swoich pracodawców, zjemy ostatni posiłek w naszej ulubionej restauracji Petiscos Da Ruela, że już o pastelach nie wspomnę. Póki co, korzystamy z ładnej pogody, doceniając to, że zima dotknie nas nieco później w tym roku.
Cieszymy się też na jutrzejszą wycieczkę nad ocean i niespodziankę, którą przygotowali dla nas opiekunowie.
Nazajutrz po śniadaniu spotkaliśmy się z naszym kierowcą/opiekunem Filipe, który zabrał nas do Bragi na miejsce naszej niespodzianki. Okazała się nią być ekologiczna farma edukacyjna, na której hoduje się zwierzęta oraz uprawia się rośliny, a wszystko po to, by szerzyć wiedzę (zwłaszcza wśród najmłodszych) odnośnie pochodzenia żywności. Fajnie było zobaczyć i dotknąć tamtejsze zwierzaki, ale też niewystępujące nigdzie u nas rośliny, jak bawełnę i trzcinę cukrową. Dowiedzieliśmy się też kilku ciekawych rzeczy o faunie Portugalii, np. tego, że ich rząd dokłada starań by odnowić populację wymarłych tam zwierząt, takich jak niedźwiedzie czy wilki. Z kozami górskimi już się udało.

Zwiedziwszy farmę, pojechaliśmy na plażę do miejscowości Esposende, ok. 20 min drogi od Barcelos. Spędziliśmy nad oceanem ponad godzinę, spacerując, robiąc zdjęcia, a także niechcący wpadając do wody. W odróżnieniu od plaży w Porto, nie było tu nikogo, domy znajdowały się za wysokimi wydmami, więc mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na kompletnym i dzikim odludziu. Było cudownie.

Jutro ostatni dzień na farmach i w klinikach. A potem pakowanie, żegnanie się i do domu. Troszkę nam smutno, ale jeszcze kiedyś tu wrócimy..."

źródło: szkoła
Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl