→ W każdej miejscowości naszego regionu są jeszcze rolnicy, prowadzący mniejsze lub większe gospodarstwa, z krowami, kurami czy baranami, ale z roku na rok wydaje się, że jest ich coraz mniej. Jaka przyszłość czeka te gospodarstwa? Czy rolnicy mają następców?
→ O pracy na gospodarstwie opowiedzieli nam mieszkańcy Gronkowa i Leśnicy.
→ - Pewnie dogazduję do tego czasu, aż będę miał siły. Resztę trza będzie sobie odpocząć – mówi Stanisław.
Stanisław z Gronkowa prowadzi niewielkie gospodarstwo, a pracę na roli uważa za swoje hobby. - W tej chwili posiadam 8 krów dojnych i 2 jałóweczki roczne. Kur nie mam, ani kóz, koni i innych zwierząt. Prowadzę gospodarstwo 10 lat – wymienia. - To jest dla mnie chyba hobby i zajęcie, tak żeby było co robić – dodaje. → O pracy na gospodarstwie opowiedzieli nam mieszkańcy Gronkowa i Leśnicy.
→ - Pewnie dogazduję do tego czasu, aż będę miał siły. Resztę trza będzie sobie odpocząć – mówi Stanisław.
Podobnego zdania jest Beata Stefaniak z Leśnicy, która oprócz bydła ma jeszcze konie, kozy, owce, kury i kaczki. Dla niej rolnictwo stało się skuteczną terapią, dzięki której wyleczyła się z depresji.
- Gospodarstwo prowadzę od 11 lat, hobbistycznie. Można powiedzieć, że była to moja terapia na depresję. Pani doktor zapytała się mnie czy lubię zwierzęta i czy je mam, powiedziałam, że mam koty i psy, ona wtedy zapytała „a coś większego?”. Powiedziałam, że teściowie mają, a ja nie mam. A ona „a może by zacząć coś w ramach terapii zwierzęcej?”. I właśnie tak się zaczęło - kupiłam sobie krowę, konia, 10 kur, no i wtedy można było jeszcze hodować świnki, więc je kupiłam. I tak się zaczęła moja gazdówka. No, teraz mam już więcej – mówi.
I wylicza: 11 sztuk bydła, 9 krów i 2 jałówki, 2 duże konie i kucyk. - Kucyka kupiliśmy wnusi, bo stwierdziłam, że musi mieć coś od babci. Jest to shetland, owce też mamy. Kur mam 6. Mam też 4 kaczki i gąskę. Gąsior niestety uciekł – opowiada.
Moja codzienność wygląda tak, że trza rano wstać
Codzienność rolnika wiąże się z wczesnym wstawaniem i stałym czuwaniem nad zwierzętami, nawet w czasie ich wypasu.
- Moja codzienność wygląda tak, że trza rano wstać. Po godz. 6.00 wstajemy i idziemy do szopy. Wiadomo trzeba wszystko wygarnąć, porobić, podoić, nakarmić małe cielątka. Latem dochodzi jeszcze koszenie. I na wieczór jest dokładnie ta sama rozrywka – tłumaczy Beata.
- Jeżeli chodzi o bydło, to tak: wstaję o 5.00 rano, przebieram się, idę do stajni, tam przygotowuję krowy do wydoju. A jest co robić, bo niestety strasznie się brudzą i trzeba je umyć, wyczesać, obornik podrzucić i wyrzucić do gnoju. Później im ścielę, jak im pościelę to wrzucę im coś do żłobu, żeby w tym czasie sobie coś żarły. I zaczynam doić. Doję przeważnie 40 minut, maksymalnie do godziny. Później mleko cedzę do baniaków i przelewam do mieszalnika, który schładza mleko. Część mleka sprzedaję od razu ciepłe. Potem już wyprowadzam krowy na pastwisko. W ciągu dnia też są inne zadania – muszę im wodę dowieźć, przypilnować czy słupki są, czy na nich siedzi drut, czy nie spadł gdzieś, bo jak spadnie to wiadomo, że pastuch już tak bardzo nie chroni. Krowy jak się napasą to schodzą bliżej domu i czekają cierpliwie, aż ktoś je zaprowadzi na swoje stanowiska do stajni. I później znów muszę pościelić, aby miały pod sobą ściółkę na noc i jak je uwiąże to je doję. Resztę tak samo jak rano – cedzę i przelewam do mieszalnika – wyjaśnia Stanisław.
- Jak są sianokosy, to w międzyczasie podpina się kosiarkę do ciągnika, jedzie się kosić. Późnej się to roztrzepuje, suszy, ograbuje i zwozi albo baluje - dodaje gazda z Gronkowa.
Pomimo ogromu pracy, niewielkie gospodarstwa nie przynoszą wysokich dochodów.
- Małe gospodarstwa są nieopłacalne. Większe gospodarstwa są opłacalne z tego względu, że to mleko do mleczarni się odda, to przynajmniej ta gazdówka zarobi jakieś pieniądze. Dotacje też się dostaje, o ile spełni się kryteria, a nie zawsze da się radę. Ja na przykład dzierżawię dużo pola, swojego nie mam Bóg wie ile, ale dużo dzierżawię, a za to dopłat nie dostaję. Skoszę, wypasę krowy i to tyle. Jednak gdyby się coś stało, to to mleko do przerobu jest, można z tego coś zrobić, także myślę, że z głodu nie umrzemy – stwierdza Beata.
- O zarobku trzeba zapomnieć. Jeżeli ktoś ma duży areał pola, to z tych dopłat dostanie dużo. Tu jest tak, że gazduje się na swoim, a te pola co się bierze od sąsiada, to się nie dostaje za nie kasy – zaznacza Stanisław.
Mleko idzie do „oscypkorzy
Chów bydła typowo mlecznego, w większości gospodarstw, wiąże się z dystrybucją mleka do mleczarni. Od lat 70. umożliwiała to mleczarnia w Nowym Targu, która została zamknięta końcem 2020. To tam mleko oddawali gospodarze z Podhala.
- Nie oddawałem mleka do mleczarni, ale robiła to poprzednia właścicielka mojego gospodarstwa. Jeśli chodzi o mleczarnię w Nowym Targu, to zlewnia była m.in. w Gronkowie. Mleko zbierali w baniakach. Jechał wozak, trzeba było rano wcześnie wystawić baniaki ku drodze, a pracownicy mleczarni wystawiali je na platformę. Wszystko zlewali w Gronkowie, koło sklepu na krzyżówce. Pamiętam, że zlewnia była jeszcze w Łopusznej i chyba w Krempachach. Więcej było po wsiach takich zlewni. Później przyjechał beczkowóz i brał to mleko do Nowego Targu. Tak było w latach 70., 80. i 90. – wspomina Stanisław.
Rolnik z Gronkowa oddawał też mleko do mleczarni w Białce Tatrzańskiej, teraz zdecydował się na oddawanie go prywatnym odbiorcom, którzy przerabiają je na oscypki.
- Na początku oddawałem do zlewni w Białce Tatrzańskiej, to był Zakład Przetwórstwa Mlecznego. Oni jeździli tutaj, zbierali mleko w baniakach, trzeba było wystawić je przy drodze, oni je zabierali i oddawali z powrotem. I tak codziennie. Teraz oddaje prywatnym odbiorcom na oscypki, ale sam przerobię jeśli trzeba – zaznacza Stanisław.
Rolniczka z Leśnicy przerabia mleko na własny użytek. Chciałaby podjąć współpracę z mleczarnią z Zakopanego, jednak na ten moment nie spełnia wszystkich wymogów.
- Mleko przetwarzam na własny użytek. Próbowałam podjąć współpracę z Mlekovitą, ale tak jak mówię, po pierwsze są duże wymogi, część wymogów spełniłam, część dałoby się zrobić. No, ale niestety nie przyjadą tutaj. Ja też nie jestem w stanie im zawozić mleka np. co drugi dzień do Leśnicy, bo mam inne zajęcia. Sporą część mleka piją cielęta - opowiada.
- Na razie przerabiam na własny użytek, jeśli się dogadamy z mleczarnią kiedyś, no to może się uda tak żeby oddawać mleko. Póki co robię w domu co mogę – ser biały, twaróg, śmietanę, masło, kwaśne mleko. Wszystko co z mleka można zrobić. Czasem zrobię korboce dla dzieci – wyjaśnia Beata.
Zdaniem naszych rozmówców, ceny mleka wciąż nie dorównują ilości pracy, jaką muszą gospodarze włożyć w produkcję mleka.
- Teraz za litr mleka dostaje się około 2 zł. Jest to niska cena jak na tę pracę i koszty wytwarzania tego. Wszystko kosztuje, pasze nie pasze. Tej pracy własnej już człowiek nie liczy, ale gdybym to policzył to pewnie kalkulacja będzie zerowa. Rok temu, a nawet 2 lata temu sprzedaż mleka do Mlekovity kosztowała 2.70 zł. Od tamtego czasu, systematycznie to idzie w dół, a ceny w sklepach niestety nie – wyznaje Stanisław.
- Z tego co mi ostatnio mówili, to mleczarnia płaci po 1.60 zł, to jest za mało. Za bele trza zapłacić, to jest masa pieniędzy i pracy – pierwsze trzeba to skosić, ograbić, potem za bele zapłacić – tłumaczy Beata.
Myślę, że moje dzieci nie będą gazdowały
Gospodarstwa Stanisława i Beaty skazane są na powolny upadek. Dzieci nie interesują się pracą na roli.
- Planować bym planowała, ino nie wiem czy mi się to uda. Gdybym dogadała się z mleczarnią to automatycznie kupiłabym więcej krów, a z tego byłby już jakiś pieniądz, bo krowy ‘’robiłyby same na siebie”. Jak krowa zachoruje to trzeba 300 zł, 400 zł, a nawet 500 zł zapłacić – wyjawia Beata.
- Myślę, że moje dzieci nie będą gazdowały, raczej żadna. Jedynie Weronika, ale raczej tylko konie, ona je uwielbia, ale krowy, owce to już niekoniecznie – dodaje gaździna z Leśnicy.
- Nie mam w planach poszerzania gospodarstwa. Chodzi o to, żeby był jakiś zastępca, a w tej chwili takowych nie widzę. Pewnie dogazduję do tego czasu, aż będę miał siły. Resztę trza sobie odpocząć – podsumowuje Stanisław z Gronkowa.
Izabela Pudzisz