Zespół wspinaczy, wśród których jest nowotarżanin Michał Król wyznaczył nową trasę w Himalajach. W nocy przesłał nam krótką wiadomość oraz zdjęcia z wyprawy. Nową drogę nazwali "Butterfly Effect".
Himalaiści - Maciej Kimel, Michał Król i Mariusz Madej zdobyli Kyajo Ri (6187 m n.p.m.) w Nepalu, wytyczając nową drogę o nazwie "Butterfly Effect" na północno-wschodniej ścianie tej góry. Zespół wspinał się w stylu alpejskim przez cztery dni, bez poręczowania drogi."Trzy dni wspinania plus jeden dzień zjazdów, łącznie 34 wyciągi. Skrajne zmęczenie, odwodnienie i szczęście ostatecznie przyćmione wielką tragedią słowackiego wspinacza, Przyjaciela - Ondreja Huserki. To jemu dedykujemy nasze przejście - wierzymy że spoglądasz na nas z lepszego miejsca" - relacjonują uczestnicy wyprawy. Na stronie Polskiego Himalaizmu Sportowego czytamy, że pierwotny plan zakładał zejście do Machermo po aklimatyzacji, niestety prognozy pogody nie dawały złudzeń i ze względu na trwające okno pogodowe i wizję popsucia pogody w najbliższych dniach musieliśmy podjąć natychmiastową decyzję o rozpoczęciu akcji górskiej.
"31 października o godzinie 5:45 Michał Król, Maciej Kimel i Mariusz Madej zaczynają wspinaczkę na ponad kilometrowej ścianie Kyajo Ri. Od początku zakładają działanie w stylu alpejskim: bez poręczowania i wspinania hakowego. Pierwszego dnia pokonują 500 metrów deniwelacji wspinając wymagające wyciągi mixtowe oraz klasyczne. Ściana od samego początku jest dosyć pionowa. - Wiedzieliśmy że jedyne miejsce biwakowe - względnie wygodne - znajduje się na wysokości około 5600 m - taki był też cel tego dnia. Po pokonaniu 15 wyciągów o godzinie 17:45 meldujemy się na półce biwakowej. Skromnej wielkości półka nie pozwala jednak na komfortowy biwak, co jedynie na kilka godzin przerywanego snu. Rano po szybkim topieniu śniegu kontynuujemy naszą linię" - opisują.
I dalej - "Pomimo znacznych trudności wspinanie idzie nam sprawnie i po pokonaniu 14 wyciągów znajdujemy się na komfortowej półce na wysokości 5900 m. Kolejny nocleg, śpimy w samych śpiworach bez płacht i namiotu. Rano czeka nas wejście na szczyt od którego dzieli nas zaledwie 300 metrów. Na początku wchodzimy na wierzchołek wschodni myśląc że wejście na wierzchołek główny to czysta formalność - jednak nic bardziej mylnego! Grań pomiędzy wschodnim i głównym wierzchołkiem jest bardzo poszarpana i wymaga wspinania."
źródło: Polski Himalaizm Sportowy, s/