Pan Wojtek korzystając ze słonecznej pogody wybrał się na rower. Śnieżne warunki nie przeszkadzają wytrawnemu kolarzowi, ale to, co spotkał po drodze już tak. Bo kto spodziewa się udając na rekreacje usłyszeć kanonadę, a wyobraźnia wręcz podsuwa świst kul latających gdzieś dookoła?
A wszystko to spotkało naszego czytelnika w niedzielne południe, w lesie pomiędzy nowotarskim lotniskiem a Szaflarami.Uciekają w popłochu
- Byłem w szoku, gdy nagle zobaczyłem dwóch gości z karabinami obok samochodu zaparkowanego na ścieżce rowerowej. Słychać było huk wystrzałów. Jakaś pani z pieskiem w pośpiechu zawróciła z lasu, moja żona, która w tym samym czasie biegała ścieżką, także przerażona uciekła do domu. Przecież to wszystko odbywało się przy uczęszczanej ścieżce! - nie kryje zdziwienia nasz czytelnik.
Pan Wojtek od razu zadzwonił na policję podejrzewając, że myśliwi łamią przepisy urządzając sobie polowanie na drapieżniki w tak uczęszczanym miejscu.
- Radiowóz przyjechał, policjanci wylegitymowali szefa polowania i stwierdzili, że myśliwi mają pozwolenie na polowanie, więc odjechali. A przecież nie wolno strzelać w pobliżu miejsc użyteczności publicznej, a polowanie powinno być ogłoszone na stronie urzędu. Były co prawda przyklejone jakieś kartki do drzew, ale kto to czyta jadąc na rowerze? - irytuje się rowerzysta.
150 metrów od domu i tyle
Tymczasem przepisy mówią, że polowanie powinno odbywać się zgodnie z przepisami prawa oraz zasadami etyki, tradycji i zwyczajów łowieckich. Myśliwy musi mieć przy sobie legitymację Polskiego Związku Łowieckiego.
Dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego musi oznakować obszar polowania tablicami ostrzegawczymi przed planowanym terminem rozpoczęcia polowania zbiorowego. Nie wolno też polować bliżej niż 150 metrów od zabudowań.
Myśliwi robią dobrą robotę
Krzysztof Przybyła, nowotarski nadleśniczy przekonuje, że polowanie odbywa się poza rezerwatem i na terenach oddanych w dzierżawę kołom łowieckim. Zgodnie z przepisami są one przygotowywane z rocznym wyprzedzeniem i ogłaszane tak na stronie nadleśnictwa jak i odpowiedniego urzędu gminy.
- Zima to dobry moment na przeprowadzanie polowań, teraz głównie na lisy i inne drapieżniki. To niezmiernie ważna rzecz. Możemy nie lubić łowiectwa, sam też nigdy nie miałem takich zakusów mimo wieloletniej pracy w lesie, ale myśliwi robią dobrą robotę - przekonuje nadleśniczy.
Jak tłumaczy, gdy zaczęto szczepić lisy przeciw wściekliźnie, efektem ubocznym stało się nadmierne rozmnażanie się lisów, dla których choroba była głównym zagrożeniem. Gdy została ograniczona, rozpoczął się przerost populacji drapieżników. W efekcie stanowiło to zagrożenie dla innych gatunków zwierząt, głównie kuraków jak głuszec czy cietrzew.
Widać, gdzie strzelają
Jak zauważa nadleśniczy, fakt, że myśliwi stoją na drodze, wynika często stąd, że wówczas są lepiej widoczni dla postronnych osób. Jeśli ktoś nie zauważy ostrzeżeń to zostaje przez nich zawrócony z terenu, gdzie się strzela.
Józef Figura