11.03.2025, 09:00 | czytano: 522

Opowiadania Andrzeja Finkelstina na Podhale24.pl: "Mosz nowe jaja"

Portret Andrzeja Finkelstina autorstwa Sylwii Marszałek-Jeneralczyk
Z urodzenia nowotarżanin, od 30 lat zakopiańczyk. Na Podhale24.pl zakończyliśmy publikację powieści Andrzeja Finkelstina pt. "Melina Lenina, czyli o tym jak Wacek odrabiał wojsko w Poroninie". Wraz z autorem, zachęceni reakcją czytelników, publikujemy kolejne utwory Andrzeja Finkelstina - wybrane opowiadania z tomów pt. "Nokaut" i "Moje podróże autobusikiem". Są to swobodne opowieści i spostrzeżenia na różne tematy społeczne i psychologiczne w formie opowiadań, często czarno-humorystycznych, zazwyczaj mające drugie dno i morał. Kolejne opowiadania publikujemy co wtorek na Podhale24.pl. Dziś pt. "Mosz nowe jaja".
Nokaut _ Mosz nowe jaja
/Fantástico Chico Blanco/
Pewnego dnia prezesunio dyktator z właściwą sobie sztywnością wstał od biurka, by rozprostować kości. Zmęczyło go długotrwałe penetrowanie wzrokiem z za biurka czegoś tam za oknem i nic nierobienie. Trzeba mu oddać, nawet jego wkurzało go to, że nie musiał nic robić, chociaż dostawał za to kasę. Zbliżył się do okna i wlepił twarz w szybę. Nos na gładkiej powierzchni pozostawił ślad, on sam zaś otrzymał ze szkła chłodny, energetyzujący bodziec. Po jaką cholerę mu ten bodziec? Nie wiadomo. I tak nie będzie miał go gdzie wykorzystać. Po prostu prawa fizyki. Oczywiście bardziej preferował inne bodźce, takie jak wódka, córy Koryntu i takie tam, ale ten chłodniutki bodziec z szyby też był ok.

Na widocznym z okna skrzyżowaniu stłoczyło się kilkadziesiąt samochodów brukając okoliczną atmosferę. Anonimowi piesi zmierzali gdzieś w różnych kierunkach, a jakiś gość w czarnym berecie z petem w zębach, zasuwał na ślepo i w chaotycznym slalomie wszystkich wzgardliwie potrącał. Miał szczęście, że na drodze nie stanął mu jakiś steryd, mógłby mu wtedy upaść ten prześliczny berecik a pet wylądowałby na czole, o ile wcześniej przez przypadek by się nim nie udławił. Gdyby jednak się nim przypadkiem nie udławił a z gór nieoczekiwanie schodziłby halny, kazałby mu go połknąć, więc i tak wyszłoby na jedno.

Ledwie rozwinięte liście drzew poddawały się delikatnemu ruchowi powietrza i pogodnemu majowemu słońcu. Z głośnika radia sączyła się leniwie nuta odwalającego kitę Nohavicy.

Z bezwiednej obserwacji wyrwała go siła sprawcza jego własnych myśli, cokolwiek by to nie znaczyło. Pod ryżą kędzierzawą czupryną, skrywającą oznaki łysienia, zakiełkowała myśl przybierająca formę biadolenia. Nieboga, jojczył że nikt go nie lubi, nikt go nie kocha, że musi codziennie chodzić do nudnej i przynoszącej wstyd pracy, dowodził że mimo, iż realia stają się bliższe, życie nie staje się prostsze i labiedził, że posiadanie przekonań to luksus tych, którzy nie muszą o niczym decydować. I tak dalej, i tak dalej. Pierdoły kapryśnego prezesunia.

Śmiali się z niego niemal wszyscy. Znajomi, nie koledzy, bo kolegów nie miał. Dworowali, że jest nieprzeciętnym głupkiem i zarazem dupkiem. Że dzięki znajomościom, odpowiedniej przynależności i niesłychanemu szczęściu zawdzięcza to co ma. Kultowym tekstem bilansującym jego krindżową osobowość był przekazywany w formie anegdoty dialog:
- Mściwuju, na mieście krąży fama, że używasz słów, których nie znasz.
- To powiedz tej famie, że mam ją w dupie i vice versa.

I gdy tak niemożebnie rozczulał się nad sobą, przyparła go prostata. Odebrał impuls, że musi iść do wychodka. Krocząc długim korytarzem wsłuchiwał się w nierytmiczny odgłos swoich kroków. Nie rozumiał też, dlaczego wyraźnie znosiło go na lewo. Fascynował go stukot twardych skórzanych podeszew, ale takich nie miał. Obuty był za to w meszty z Chin na elastomerowych rozczłapanych podeszwach i sprane frotowe skarpety również z azjatyckim rodowodem. Echo zatem nie mogło nieść rytmicznego, miłego dla ucha kołatania obcasów i łechtać jego przerośniętego ego. Przy okazji kręciło go to, że wykładzina w holu przypominała ogromny, pełen świńskiej szczeciny plaster salcesonu ? la Royal Free.

Gdy przekręcił od wewnątrz kiblowy rygielek, zrozumiał że dzieje się z nim coś dziwnego. Zauważył, że ma dziwnie ciężkie jaja. Wpierw myślał, że jest to sprawka zbyt ciasnych majtek, tak zwanych jajościsków, ale kiedy je poprawił czyniąc więcej miejsca swemu przyrodzeniu, sytuacja nie uległa zmianie. Jajka nadal były nienaturalnie ciężkie, zwłaszcza to z lewej strony. Postanowił ten problem zbagatelizować. Miał nadzieję, że sprawa rozwiąże się sama, kiedy porządnie się wysika. Wierzył, że poczucie ponadnormatywnej wagi jąder niedługo ustąpi, ale był w błędzie.

Jądra z dnia na dzień sprawiały wrażenie coraz cięższych, jakby były wypełnione ołowiem albo antymaterią z kosmicznej czarnej dziury. Na szczęście nie bolały. Nie bardzo więc mógł swobodnie się poruszać z tak ważkim i ciążącym problemem a o jakimkolwiek bzykaniu, nie było nawet mowy. Wreszcie spękał i postanowił iść do medyka.

Lekarka pierwszego kontaktu w ośrodku zdrowia nawet na jądra nie spojrzała. Sprawiała wrażenie jakby się wstydziła. Stwierdziła za to, że nie jest specjalistką w tych sprawach. Mówiła do Mściwuja Miłodziada beznamiętnym tonem, spoglądając apatycznie zza grubych szkieł okularów. Jej, nic nie wyrażająca twarz była pomarszczona i obciągnięta cienką skórą, pełną plam wątrobowych. Bardziej kojarzyła się z chińską bibułką, niż skórą zdrowego człowieka. To może być wszystko, albo nic. Po dwóch krótkich pauzach przerywanych chrząkaniem dodała, powinien się pan udać do chirurga albo do urologa. Tak sądzę. Takimi sprawami zajmuje się taki właśnie chirurg, chociaż może urolog? Stwierdziła sama do siebie, jakby co najmniej utwierdzała się w tym co mówi i wręczyła Mściwujowi Miłodziadowi gotowe skierowanie do chirurga, uzasadniając to krótszym czasem oczekiwania.

Nim chirurg znalazł wolny termin, jaja Mściwuja Miłodziada sprawiały wrażenie, że są nie do udźwignięcia. Wydawało się, że pod ich ciężarem moszna trzaśnie na szwie. I chociaż, co ciekawe, z tymi jajami w realu nie ważył ani deka więcej, bał się podnieść z fotela bo miał ważenie, że dźwiga dodatkowe kilkadziesiąt kilo. Kupił nawet luźne bokserki i spodnie z szerokimi nogawkami, by pozwolić jądrom luźno zwisać podczas chodzenia i swobodnie zalegać gdy siadał. W swym czarnowidztwie planował już nawet pogrzeb. Uznał, że najlepsza będzie kremacja. Wolał odejść z tego świata jako chmura dymu niż stanowić źródło pożywienia dla robactwa w cmentarnej mogile. Zawsze miał obawy przed czymś, co mogło go zeżreć. Tylko, gdzie kupić wystarczająco seksowną urnę i kto zorganizuje mu profesjonalny świecki pogrzeb?

Po wstępnych oględzinach, chirurg nie wydał wyroku. Wykazał się za to inspirującym czarnowidztwem, okraszonym specyficznym poczuciem humoru.

- Przewlekły lub narastający ciężar męskich narządów płciowych! Ha! Mogą to być dolegliwości dotyczące nie tylko jąder, ale mogą też mieć związek z kroczem, podbrzuszem a nawet pachwinami. Równie dobrze może to być nietypowo objawiająca się infekcja dróg moczowych. Miejmy nadzieję, że nie jest to jakiś torbiel gruczołu krokowego albo grzybica jąder. Może też okazać się, że narastający ciężar jest wynikiem zapalenia prostaty albo guzków. Ale, proszę pana, nie ma co się martwić na zapas. Pojawienie się guzka na jądrze nie zawsze wskazuje na nowotwór. Obrzęk jąder może też być objawem wodniaka, przy czym w wodniaku następuje nagromadzenie się płynu między jądrem, a moszną. Dlatego jądra mogą osiągać ogromne rozmiary. Tymczasem pańskie jądra mają rozmiar normalny. Nie odnoszę też wrażenia by ważyły więcej... Gdyby jednak były to wodniaki, nie są one niebezpieczne i są leczone operacyjnie bez szkodliwych następstw. No i wreszcie, gdyby okazało się, że są to nasieniaki, w odróżnieniu od innych nowotworów, są one szczególnie wrażliwe na radioterapię. Leczenie wiec tym sposobem daje doskonałe wyniki. Nie ma zatem czego się bać. Wystarczy poddać się stosownym badaniom.
- Czyli teraz nie wiadomo co mi jest? - Zadrżał przerażony obszerną i niezbyt optymistyczną wizją lekarza.

W tym momencie był tak zestrachany, że przytuliłby się nawet do grabi, gdyby okazały mu współczucie. Łzy zakręciły się mu w tych parszywych oczkach i natychmiast dopadły go natrętne myśli. Dlaczego akurat, ja? Dlaczego akurat, ja? Jednak wychodząc od lekarza miał sprecyzowane terminy badań specjalistycznych.
W międzyczasie, tak na wszelki wypadek udał się do lokalnej znachorki słynnej z tego, że talentem przewyższa lekarzy. Wdrożona w problem Szeptucha Piromanka niezwłocznie odlała wosk przez brzozowe patyczki, parząc mu przy tym całe krocze. Dodatkowo odczyniając złą moc spaliła nad moszną różę i dziewięć lnianych kulek. Przy każdej z tych czynności skorzystała z płomienia gromnicy. Miała jeszcze w planie wlewanie kurzego białka do szklanki z wodą, ale widząc wątpliwości pacjenta odpuściła to sobie. Jako, że podczas tej wizyty dolegliwości nie ustały, poleciła na dziesięć zdrowasiek, parzenie jaj we wrzącym naparze z zakupionych u siebie ziół. Gdyby odważył się na ten krok, mógłby na zawsze pozbyć się problemu unicestwiając własne jajka. Plugawa starucha. Nie dość, że by go oszpeciła, to jeszcze przyczyniłaby się zrobienia go inwalidą.

Nieustannie nawracającym mottem w dniach dzielących go od diagnozy było wmawianie sobie w różnych wariantach frazesów, że wszystko będzie dobrze. Jednocześnie w natrętnych myślach toczył walkę z wizją własnej śmierci i z nieuchronnie zbliżającym się końcem.

Nadszedł wreszcie czas prawdy. Lekarz wszedł do gabinetu z nagranym dyskiem z RTG i wrzucił go do czytnika. Nastała długa cisza.

- To jest, proszę pana niewiarygodne. - Przemówił wreszcie osłupiały, nie odrywając wzroku od ekranu komputera.

Zdumiony Mściwuj Miłodziad osunął się z krzesła w półomdleniu.

- Czegoś takiego medycyna nigdy nie widziała. To jest niesłychane. Proszę pana, badanie RTG dowodzi niezbicie, że zamiast jąder ma w pan mosznie miniatury carskich jaj Fabergé, znane najogólniej z dworu Romanowów. Lewe jądro, to znaczy lewy klejnot jest nieco większy, przez co wydaje się być cięższy.
- Jak to jest możliwe? - Wydukał zdruzgotany Mściwuj Miłodziad.
- Tego nie wie nikt. - Odparł chirurg, tym razem bez tej pewności siebie, jaką prezentował przy pierwszej wizycie. Był niemal całkowicie zbity z pantałyku, wręcz zbaraniały. - Uważam jednak, że musimy tę aberrację usunąć chirurgicznie. - Skonstatował ostrożnie. - Jakby nie było, jest to obce ciało i mimo, iż ze szlachetnych kruszców, zagraża bezpośrednio pańskiemu zdrowiu. Trzeba więc opróżnić mosznę. Proszę więc przygotować się na amputację jąder, czy też raczej carskich jaj Fabergé.

Podobnie jak w przypadku pierwszej wizyty miał ustalone terminy badań, tak teraz opuścił gabinet z wyznaczonym terminem operacji. Tysiące pytań przypuściło atak na ten fragment jego mózgu, który odpowiadał za myślenie. Na przykład, czy po tym wszystkim będzie mówił cieńszym głosem, albo czy w przyszłości podoła w kontaktach z kobietami. Opętany gorączką szaleństwa znalazł wszakże w tej sprawie jeden pozytywny aspekt, poza tym oczywistym, że będzie miał więcej miejsca w gatkach. Otóż wpadł na całkiem niezły pomysł szybkiego wzbogacenia się poprzez wystawienie na aukcji wyjętych z moszny dzieł jubilerskiej sztuki. Założył, że dzięki nim stanie się milionerem, a jeśli nie milionerem to przynajmniej bardzo zamożnym człowiekiem, tyle że bez jaj. Ostatecznie po co mu jaja, kiedy będzie miał kupę kasy?

Nim jednak te jajka jeszcze miał, zdecydował o zorganizowaniu sobie ostatniego upojnego ciupciania w charakterze kompletnego mężczyzny, a jak wiadomo do tego potrzebna jest partnerka. Wszczął więc poszukiwania odpowiedniej kobiety, tym razem nie chciał grzeszyć z córami Koryntu.

W międzyczasie pewnej nocy przyśniło mu się mu się, że jest trutniem, facetem pszczołą, istniejącą jedynie w celu skojarzenia z królową. Królowa wprawdzie dysponowała kilkoma osobnikami do kopulacji, ale to on właśnie miał zaszczyt wykonania tej czynności. Podjął więc lot godowy, to jest uprawiał z królową w powietrzu seks. Niestety, takie brzęczenie odbywa się tylko raz w życiu. Warkot i wibracje narządów zużyły jego energię podczas podłączenia powietrzu, szybko więc zakończył swój żywot. Gdyby jednak tego nie zrobił, też by stracił życie. Nie jest również ono łaskawe dla trutni, które nie ciupciają królowej. Te jako nieużyteczne, wyrzucone z ula giną z głodu. Tak, czy owak, żywot trutnia szybko się kończy. Obudziwszy się wpadł w panikę, że przy swoim ostatnim opus magnum może wyzionąć ducha.

Ostatecznie trafił na odpowiednią partnerkę i zdecydował się na ryzyko. I jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy po ostatnim opus magnum niezwykły ciężar jaj odszedł w niepamięć, a jeszcze większe, gdy badanie RTG wykazało zwyczajne organiczne męskie jądra.

Podsumowując, pewne wielkości są umiejscowione jedynie w mózgu. Czy więc przypadkiem jedynym lekarstwem na niektóre dziwactwa nie jest udany seks? Mściwuj Miłodziad doświadczył tego, dlatego od czasu do czasu kazał wozić się na lokalne dziwki. Gust jednak miał bardzo do luftu, bo jak określił to Podróżnik z Masłowa, brzydszych dziwek od tych na Podhalu, jeszcze nie widziano.

Z radia dało się słyszeć chropowaty chichot Chillout?u J.L. Hookera.
Może Cię zainteresować
zobacz także
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl