Tydzień po artykule w Tygodniku Podhalańskim, w którym został oskarżony o plagiat w swojej pracy habilitacyjnej, rektor Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu zabrał oficjalnie głos. Ks. dr Stanisław Gulak zarzuca "liczne fałszywe informacje" autorowi artykułu pt. Rektor kopiuj wklej. Nie przedstawia jednak argumentów i dowodów na swoją obronę, uznają, iż najlepszą obroną jest atak.
"TP" opublikował wyniki dziennikarskiego śledztwa, podczas którego ustalił, że praca habilitacyjna rektora Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu Stanisława Gulaka, to zlepek fragmentów przepisanych z innych książek. Fragmenty prac licencjackich swoich studentek publikuje pod swoim nazwiskiem.Co ma na swoją obronę rektor? Ks. Gulak broni się, że... plagiatu nie wykryły "znakomite systemy, aprobowane m.in. przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego". W swoim oświadczeniu (jego pełna treść poniżej), które jest odpowiedzią na artykuł, skupia się na autorze artykułu, zarzucając mu m.in. nierzetelność. Jednak Beata Zalot swoje wnikliwe ustalenia poparła fachowymi opiniami uznanych przedstawicieli środowiska naukowego, których poprosiła o ocenę pracy rektora nowotarskiej uczelni. A ci są jeszcze bardziej surowi w ocenach faktów, niż dziennikarka. Zarzuty postawione przez gazetę potwierdza m.in. twórca "Podhalańskiej" i pierwszy rektor PPWSZ w Nowym Targu. Prof. Stanisław Hodorowicz powiedział, że obecny rektor "swoją pseudonaukową działalnością kompromituje uczelnię". Prof. Ryszard Markiewicz, współtwórca Ustawy o prawie autorskim, o pracy habilitacyjnej ks. Stanisława Gulaka mówi natomiast: "tak oczywistej sprawy, tak bezczelnej w nagromadzeniu i istotności zapożyczeń, jeszcze nie widziałem" i nazywa ją "plagiatem i oczywistym przestępstwem ściganym z urzędu". A prof. Jan Woleński z Komisji ds. Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk nie pozostawia wątpliwości: - Jest to naruszenie dobrych obyczajów w nauce w każdym z trzech punktów - to narusza prawa autorskie, prawa majątkowe, jest rażącym czynem etycznym, a z punktu widzenia nauczyciela akademickiego jest to kompromitacja.
Ale rektor Stanisław Gulak zdaje się nie słyszeć słów bardziej uznanych od siebie autorytetów. Nie odnosi się do zarzutów profesorów, ale odwraca kota ogonem i to z siebie robi ofiarę dziennikarzy. Jego zdaniem "celem (artykułu - przyp. red.) jest zniesławienie mnie oraz pozbawienie zaufania koniecznego do wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego". Zarzuca autorce artykułu "liczne fałszywe informacje", ale nie podaje żadnego przykładu i dowodu na to, że to on mówi prawdę. Całe jego oświadczenie składa się z zarzutów pod adresem autorki artykułu, nie ma w nim natomiast merytorycznej polemiki na temat zarzutów, argumentów na obronę i dowodów na niewinność. Domaga się sprostowania nieprawdziwych informacji, ale nie podaje których oraz przeprosin. Na koniec dodaje, że "zastrzega sobie prawo do dalszych kroków, również na drodze prawnej".
r/
ks. Stanisława Gulaka
Artykuł zamieszczony w Tygodniku Podhalańskim z dnia 6 czerwca 2019 r. pod tytułem „Rektor kopiuj wklej” zarzucający mojej osobie popełnienie plagiatu, zawiera liczne fałszywe informacje, których celem jest zniesławienie mnie oraz pozbawienie zaufania koniecznego do wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego.
Plagiat to przypisanie sobie cudzego autorstwa. Do wykrywania tego rodzaju praktyk służą znakomite systemy, aprobowane m.in. przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Oświadczam, że wynik konfrontacji wymienionych systemów, ze wskazanymi w artykule pracami naukowymi mojego autorstwa, jest w pełni pomyślny dla ich twórcy. Autorka artykułu najwyraźniej nie bierze pod uwagę podstawowego faktu, który sprowadza się do obowiązku przywoływania poglądów czy ustaleń innych badaczy, którzy także wypowiadali się już na analizowany temat. W związku z tym przypisywanie mojej osobie metody pracy sprowadzającej się do działań „kopiuj i wklej” jest całkowicie błędne i nieetyczne.
Wskazany artykuł jest przykładem nadużywania pozycji dziennikarskiej z równoczesnym łamaniem prawa prasowego, szczególności art. 6 [Prasa jest zobowiązana do prawdziwego przedstawiania omawianych zjawisk], art. 10 [Dziennikarz ma obowiązek działania zgodnie z etyką zawodową i zasadami współżycia społecznego, w granicach określonych przepisami prawa], art. 12 [Zachować szczególną staranność i rzetelność przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych, zwłaszcza sprawdzić zgodność z prawdą uzyskanych wiadomości lub podać ich źródło].
Zgodnie z powyższym, domagam się sprostowania i przeprosin, zastrzegając sobie jednocześnie prawo do dalszych kroków, także na drodze prawnej.
Z poważaniem
Rektor ks. dr hab. Stanisław Gulak, prof.nadzw.
Co tam czytamy:
"Furtkę do uznania słowackich docentur za odpowiednik polskiego doktora habilitowanego otwarła podpisana w lipcu 2005 r. przez rząd Marka Belki ze Słowacją umowa o "równoważności dokumentów o wykształceniu i nadaniu stopni naukowych i tytułów". Od lat słowackie docentury budzą coraz większy sprzeciw w polskich środowiskach akademickich. Podkreśla się przede wszystkim rażącą nierównowagę wymagań stawianych kandydatom na tym samym - według zapisu umowy - poziomie naukowym."
"Tymczasem po słowackie docentury sięgnęło już prawie 200 polskich naukowców. O habilitację z pedagogiki lub pracy socjalnej na Słowacji ubiegali się psycholodzy, lekarze, nawet teolodzy i politolodzy. Docentury robią też z dydaktyki religii, edukologii sportowej, ruchu turystycznego czy logopedii. W Polsce takich przedmiotów nie ma na liście dyscyplin naukowych. Podobnie jak pracy socjalnej - ulubionego przez Polaków kierunku. W Polsce nie można się z niej habilitować, a nawet zrobić doktoratu.
- Nie ma co ukrywać - problem jest. Część habilitacji zapewne spełnia wymogi dobrych prac, ale nie wszystkie. Niepokoi mnie to bardzo, bo to też kwestia uczciwości środowiska naukowego - przyznaje prof. Antoni Tajduś, były rektor AGH, obecnie przewodniczący Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów."
"Sprawdziliśmy, czy problem dotyczy również naszego regionu. Okazuje się, że tak - z samego Krakowa słowackie docentury zdobyło 19 osób, w tym kilka publicznie znanych. Część z nich to duchowni, którzy starając się o docenturę na Słowacji, wykładali na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II (pięć osób) lub Akademii Ignatianum (dwie). Bronili prac z teologii, katechetyki lub jej teorii, biblistyki, prawa kanonicznego czy pracy socjalnej."
I coś co napawa szczególnymi wątpliwościami, ale jest puentą omijania najważniejszej zasady obowiązującej w świecie nauki i prac badawczych, czyli jawność:
"Polscy naukowcy, którzy krytykują kolegów sięgających po słowackie docentury, podkreślają, jak trudno dotrzeć do ich prac habilitacyjnych. Słowackie uczelnie ich nie udostępniają."
Dlatego, w myśl rzymskiej maksymy "silentium est aureum" czasami lepiej milczeć, by nie być wyłącznie adwokatem diabła.