08.04.2022, 12:25 | czytano: 7352

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar… Czas refleksji

arch. Podhale24
"Motoryzacyjna pasja to nie tylko czar kręcących się kółek, to także nieuchronne skutki z niej wynikające. Często tragiczne. Refleksyjny czas Wielkiego Tygodnia skłania do zwrócenia uwagi na sprawy nierozerwalnie związane z podhalańską motoryzacją" - zauważa w kolejnym felietonie dziennikarz i publicysta Jacek Sowa.
Po raz pierwszy z tą smutną rzeczywistością zetknąłem się jako dziecko, będąc świadkiem wypadku na skrzyżowaniu ówczesnej „zakopianki” z obecną ulicą Kolejową, po którym dziś pozostało tylko podziemne przejście.
To było wiosenne, słoneczne przedpołudnie. Jechaliśmy z ojcem dorożką konną na mecz piłkarski, na stadion koło stacji. Przed owym feralnym skrzyżowaniem fiakier z kozła (a był nim Józef Mikołajski z Ogrodowej) nagle zawołał: - Ale go śmietło!

Po chwili zobaczyliśmy leżący na betonowej nawierzchni motocykl i jego dwoje pasażerów, a z wbitego naprzeciw w druciana siatkę czarnego Renaulta gramolącego się mężczyznę; to był Stanisław Beńko, właściciel taksówki nr 5, sprawca owego zdarzenia. Ojciec pomógł mu usadowić poszkodowanych motocyklistów w dorożce; kierowcy spod skórzanej pilotki sączyła się strużka krwi, kredowoblada pasażerka kurczowo trzymała go za rękę. Mikołajski rychło zawrócił konia i popędził w stronę szpitala, my z ojcem już piechotą doszliśmy na stadion. Już nie pamiętam, kto wtedy wygrał…

Motocykle w tamtych czasach były zresztą najbardziej niebezpiecznym środkiem transportu, ojciec przestrzegał mnie przed tymi jednośladami, pomny losu Zbigniewa Koszyka. Jego serdeczny przyjaciel, urodzony w tym samym dniu i roku, zginął pod Białym Dunajcem po kolizji z furą drewna. Jednak mimo to pierwszym moim własnym pojazdem mechanicznym była SHL-ka, którą parę razy, na szczęście niegroźnie, zaliczyłem asfalt… W wypadkach drogowych straciłem też kilku fajnych kolegów, jednym z nich był Staszek Adamczyk, który w pewną Wigilię Bożego Narodzenia, wioząc choinkę dla chorego ojca, wjechał swoim peugeotem pod pociąg w Szaflarach. Tamtejsze przejazdy kolejowe zresztą nieraz już zapisały się czarnymi zgłoskami w historii motoryzacji…


Przez minione lata co jakiś czas Podhalem i okolicą wstrząsają dramatyczne doniesienia o drogowych dramatach. Przyczyny bywają różne, jednak najczęściej wynikają z brawury i niefrasobliwości. Blisko sześćdziesiąt lat temu, kierowca ciężarowego Stara zbierał „łebków”, jadących do Nowego Targu na jarmark. Na oblodzonej jezdni przed mostem na Hubie nie wyrobił na zakręcie i wpadł do rzeki do góry kołami. Dunajec, mimo, że niezbyt głęboki, pochłonął w tym miejscu dziesięć ofiar.

Brawura doprowadziła także do głośnego wypadku autobusu z dziećmi na Zbójeckiej nieopodal Chabówki i tak dalej i tak dalej; długo by mnożyć przykłady. Zakręty poprawiano (Skomielna – „Łuk Łasaka”), postawiono nowe mosty, feralne skrzyżowania skasowano, buduje się obwodnice i dwupasmówki, ale i tak dochodzi do częstych wypadków, tak zresztą jak i na całym odcinku dzisiejszej drogi krajowej nr 47 miedzy Chabówką a Nowym Targiem. Także do dziś, w statystykach Powiatowej Komendy Policji w Nowym Targu ta trasa bije niechlubne rekordy.

Jednak podhalańskie statystyki wypadkowe mają podwójne dno, gdyż na ich zawartość wpływają przede wszystkich użytkownicy dróg spoza regionu, czytaj dalej krótkoterminowi przyjezdni, głównie turyści. Widać to wyraźnie w tabelach minionych lat, kiedy to wypadkowość nasila się w sezonowej pełni. I paradoksalnie, warunki drogowe nie są tu główną przyczyną, której wspólny mianownik można określić jako głupota, z takimi elementami składowymi jak brawura, nadmierna prędkość, a przede wszystkim alkohol, do którego od niedawna doszedł jeszcze jeden czynnik – środki odurzające.


Okresy świąteczne, ale także i tzw. długie weekendy, ferie i sezon urlopowy to czas, kiedy policjanci z nowotarskiej „drogówki” mają najwięcej roboty. Mogą wtedy zapomnieć o urlopach i podstawowym wymiarze czasu pracy. Z roku na rok ruch na drogach gęstnieje, przybywa samochodów, a z wiosną wyruszają na trasy stada rowerzystów i hordy motocyklistów. Ci ostatni często czują się na jezdni bezkarni, choć to właśnie ta grupa doznaje największych strat.
Statystyki są nieubłagane; każdego miesiąca na drogach Podhala, Pienin, Spisza i Orawy ginie co najmniej jedna osoba, co najmniej piętnaście odnosi rany, powodujące długotrwałe cierpienie. Apele i akcje prewencyjne nie pomagają, zaostrzone sankcje wobec łamiących przepisy są tego odczuwalnym skutkiem.

Od dwóch lat także na naszym terenie działa tzw. Grupa Speed, której zadaniem jest wyeliminowanie agresji za kierownicą. Ujawnienie w 2021 roku ponad trzech tysięcy (!) wykroczeń mówi samo za siebie; dwa i pół tysiąca to nadmierna prędkość. 171 właścicieli zbyt ciężkiej stopy musiało w minionym roku przesiąść się na prawy fotel, lub sprawić sobie wygodne buty…

Wielkopostne rekolekcje to czas refleksji i powtórnego zajrzenia w głąb swej duszy. Niechże więc nasze motoryzacyjne recolligere będą okazją do zajrzenia do kodeksu drogowego i zweryfikowania swoich nawyków za kółkiem, aby świąteczny czas stanowił okazję do spotkań z bliskimi w atmosferze spokoju i radości.
A jadąc gdziekolwiek w tym czasie pamiętajmy, że policjanci z „drogówki” też chcą mieć święta…

Alleluja!

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
Batko z Miasta08.04.2022, 13:27
Dziękuję za ważny i aktualny tekst, przestroga dla tych którzy się spieszą
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl