21.04.2022, 10:44 | czytano: 2008

Zakopianka Anna Tybor o zdobyciu Manaslu: "To było moje wyczekiwane marzenie" (zdjęcie)

Fot. Marcin Szkodziński
Przygotowania i znalezienie sponsorów było dużo trudniejsze od samego wejścia i zjazdu, chociaż też łatwo nie było - mówiła podczas pierwszego spotkania w Polce Anna Tybor, zakopianka, która weszła na Manaslu bez butli z tlenem i zjechała na nartach.
29 września 2021 roku ok. godz. 15 Anna Tybor stanęła na szczycie Manaslu, aby później jako pierwsza kobieta zjechać na sam dół na nartach. Zapytana o to, co było największą trudnością stwierdziła, że nie zdobywanie szczytu, a organizacja całej wyprawy.
- Samo zdobywanie góry to już taki mniejszy wyczyn. Największym to było zdobywanie sponsora i zorganizowanie wyprawy. Samo zdobywanie szczytu i zjazd na nartach to była czysta przyjemność - mówiła Anna Tybor. - Wiadomo ciężko piąć się pod górę, a zjazd też nie był łatwy, ale cały trud przygotowania tej wyprawy był największy - dodała.

Zdobywanie szczytu odbywało się w rakach. W trakcie podchodzenia Anna i jej dwóch towarzyszy z Włoch dźwigali na plecach ok. 50 kg sprzętu. Największym problemem było jednak palące słońce.

- W nocy szłam dużo szybciej. Jak tylko wychodziło słońce, to od razu moje tempo spadało - wspomina Anna. - Musiałam dużo pić, żeby się nie odwodnić, a przez to też trzeba było nawet w nocy wychodzić z cieplutkiego śpiwora i namiotu - śmieje się zdobywczyni Manaslu.

Sam atak szczytowy Anna wraz z kompanami zaplanowała znacznie później niż inne ekipy. Wszystko przez narty, dzięki którym mogli nadrobić czas podczas zjazdu. Jednak samo podejście ostatnich 100 m zajęło im ok. 40 min.

- Na szczycie dużo myślałam o mojej rodzinie. Wiedziałam, że mi kibicują, że są ze mną. Na szczycie nie mieliśmy dużo czasu, żeby się cieszyć. Dookoła było morze chmur. To było magiczne miejsce, ale w głowie mieliśmy jeszcze, że to jeszcze nie koniec, że trzeba zjechać w dół. Największa radość, to była, gdy znaleźliśmy się wszyscy razem bezpieczni na dole - zaznacza Anna Tybor.

Sam zjazd okazał się wcale nie taki łatwy. Wysokość nad poziomem morza oraz niewielka ilość tlenu dały się odczuć.

- Były świetne warunki. Mieliśmy ok. 20 cm świeżego puchu. Po dwóch skrętach trzeba było się zatrzymać, żeby wziąć oddech, bo była zadyszka. Zaczęło brakować tego oddechu. To nie to samo co zjazd z Kasprowego Wierchu - śmieje się Anna.

W trakcie zjazdu uczestnicy wyprawy nocowali, aby wspólnie z całym ekwipunkiem mogli dotrzeć do bazy pierwszej.

- Sam zjazd licząc na godziny to było ok. 5 godzin, ale ze wszystkimi, czyli spakowaniem sprzętu, zabraniem go, to wyszło nam prawie półtora dnia. Na końcu każdy z nas miał po jednym namiocie i po kilka śpiworów, czyli ok. 30 kg na plecach - zaznacza Anna.
Zjazd z Manaslu, którego dokonała Anna zapisze ją w historii góry, jako pierwszą kobietę, która tego dokonała. Były już wcześniej podjęte próby zjazdów, jednak w końcowym odcinku narty były odpinane, aby zejść po stromych ścianach.

Pomiędzy pierwszym, a drugim obozem jest odcinek, gdzie jest bardzo dużo szczelin. Andrzejowi Bargielowi to się też nie udało, żeby nie odpinać narty i zjechać. Nam się to udało, ale korzystaliśmy z liny. Te osoby, które wcześniej próbowały tam zjechać po prostu odpinały narty. Kiedy myśmy tam byli, to było jeszcze dwóch Niemców, którzy również odpinali narty i nie szukali drogi tak jak my - zaznacza Anna Tybor.

Anna zapytana o najbardziej zaskakującą rzecz, jaka ją spotkała w trakcie wyprawy wspomniała naukę tańca, a także arbuza, którego dostała w obozie po pierwszym zdobyciu góry.

- W obozie trzecim podczas podchodzenia, kiedy aklimatyzowaliśmy się, spotkaliśmy Nilsa. To jest nepalski szerpa, który ma rekord w zdobycia wszystkich ośmiu ośmiotysięczników. Uczył nas w obozie tańca nepalskiego. My ledwo oddychaliśmy, ledwo doszliśmy do obozu trzeciego, a on zrobił nam tańce i to jeszcze na bosaka - śmieje się Anna Tybor. - Innym miłym zaskoczeniem było jak podczas zjazdu doszliśmy do obozu pierwszego i nasi szerpowie widzieli, że tam dojeżdżamy. Jeden z szerpów przyniósł tam arbuza. To było miłe jak nas tym arbuzem poczęstował - dodaje.

W tym roku Anna Tybor planuje zdobycie jednego z 7-tysięczników. Będzie to najprawdopodobniej Diran w Pakistanie. W przyszłym roku są plany na kolejny 8-tysięcznik i zjazd z niego na nartach. Anna Tybor nie zdradza jeszcze jaki będzie to szczyt.

Spotkanie z Anną Tybor odbyło się 20 kwietnia w Willi Oksza, filii Muzeum Tatrzańskiego.

ms/
Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl