02.10.2022, 12:00 | czytano: 4516

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar. Stacje kontroli - czyj interes?

FELIETON. "Kręcę fajerą już ponad pół wieku, użytkując cztery kółka pod różną postacią, które o ile nie trafiały na giełdę czy na złom, wędrowały w szpony pazernych żon lub jej krewnych" - pisze dziennikarz i publicysta Jacek Sowa.
Kilka dni temu w Warszawie odbył się (nie pierwszy zresztą) protest właścicieli krajowych Stacji Kontroli Pojazdów, skierowany przeciw zamysłom Ministerstwa Infrastruktury, dotyczącym zmiany w systemie badań technicznych przy opłatach niezmienionych od …18 lat!
Kręcę fajerą już ponad pół wieku, użytkując cztery kółka pod różną postacią, które o ile nie trafiały na giełdę czy na złom, wędrowały w szpony pazernych żon lub ich krewnych. I tak właściwie w moim i całej rzeszy kierowców interesie leży, aby koszty utrzymania pojazdów były jak najniższe. Ale w tym przypadku wcielam się w skórę Augusta Comte, pierwszego altruisty z czasów, kiedy podstawowym elementem sprawności technicznej pojazdu była odpowiednia ilość kołomazi w układzie jezdnym pojazdu o sile pociągowej najwyżej paru koni.

Nienaganny technicznie Ford A pana Karola Rudolphiego ma 90 lat

Ale nawet największa sknera nie tylko u podnóża Tatr musi przyznać, że stówka za poświadczenie zdolności naszej bryczki do poruszania się po publicznych drogach to kpina! Oczywiście zaraz rozlegnie się krzyk oburzenia, gdyż i tak jest przecież ciężko!

No tak, widzę to na tutejszych drogach, które po dwudziestu latach stołecznej banicji przemierzam od kilku miesięcy, głodny widoków ziemi moich ojców. I cóż widzę? Bieda aż piszczy pod hamulcami audi, porsche i wypasionych japońskich terenówek, które są tu przecież najbardziej przydatne, latem czy zimą. Kraj w ruinie zwłaszcza tam, gdzie parobecki piłują swoje udziwnione beemki, golfy i inne stwory, draftując na łąkach, a czasem nawet na trawie wiejskich stadionów. Większość tych toczących się oznak przednówkowej nędzy (głównie intelektualnej) wykazuje znamiona odstępstw od normy w oświetleniu i układzie wydechowym.

Niemal każda, nawet pobieżna kontrola techniczna, w każdym innym cywilizowanym kraju, odebrałaby uprawnienia do poruszania się tych wehikułów poza własnym podwórkiem; o pojazdach rolniczych lepiej nawet nie wspominać.

Tak wyglądał przegląd 60 lat temu

Wszystko to smrodzi, warczy i niszczy nas po prostu. Czyli sprawność techniczna tego, co porusza się po naszych drogach (a po podhalańskich stanowczo dużo za dużo) leży w naszym interesie, do której warto dopłacić nawet z pół stówki.

Bo przecież wszystko podrożało: przez kilkanaście lat wzrosło minimalne wynagrodzenie, VAT-y, ZUS-y, zwiększyły się koszty prowadzenia działalności, a po podwyżkach za ogrzewanie i prąd poszybują niebotycznie. Wielu przedsiębiorców walczy o przetrwanie, to prawda, ale prawa rynku są nieubłagane.

Ministerstwo Infrastruktury planuje wprowadzenie zmian w systemie badań technicznych, które na pewno wygeneruje koszty nie do udźwignięcia dla wielu z blisko pięciu i pół tysiąca SKP w kraju. Zaglądając pod podszewkę tej branży, jednak nie wszędzie jest różowo. Wszystko, czego potrzebuje stacja kontroli pojazdów: linie diagnostyczne, analizatory spalin i dymomierze, urządzenia dodatkowe dla SKP, odciągi spalin, testery tachografów i inne, są w u nas w różnym stanie; w Szwajcarii, Niemczech, czy Skandynawii - połowie z nich cofnięto by uprawnienia. Więc logicznie należy je zamknąć, ale zapewne byłoby to wbrew interesom zarówno jednej, jak i drugiej strony. Z mojej nie bardzo, najwyżej poczekałbym kwadrans dłużej w kolejce. Do lekarza czekam parę miesięcy dłużej…

Rządowy projekt zakłada poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym i pozytywny wpływ na ochronę środowiska przez uszczelnienie systemu badań technicznych, w tym utworzenie spójnego nadzoru nad prawidłowością przeprowadzania badań technicznych pojazdów, który wpłynie na wyższą jakość wykonywanych badań technicznych i w konsekwencji wyeliminuje z ruchu drogowego pojazdy w złym stanie technicznym. O proszę, to bardzo leży w interesie nas wszystkich!

Polonez pana Jarząbka z Waksmundzkiej nie boi sie przeglądów...

U podnóża Tatr funkcjonuje około trzydziestu stacji kontroli pojazdów, lepszych lub gorszych. Zdecydowanie jestem po stronie tych lepszych, nawet gdyby tuzin pozostałych miało być zamkniętych. Każdy użytkownik naszych dróg znajduje się w zakresie pewnego ryzyka, czynnego i biernego. Trzydzieści lat temu pewien beneficjent stoku narciarskiego z Białki nie wyhamował przed pasami koło kościoła i zabił mi ojca. Jechał autem świeżo nabytym na podwarszawskiej giełdzie, ale w sądzie nikt nie zapytał o badania techniczne, a pan Boguś, ówczesny „biegły”, skrzętnie unikał tego tematu…
W tamtych czasach miałem okazję wraz z nieżyjącym już Józefem Wójcikiem, wówczas kierownikiem nowotarskiego wydziału komunikacji, uczestniczyć w procedurze badania technicznego w St. Gallen w Szwajcarii. Przedmiotem badania był przegląd okresowy należącego do jego brata - trzyletniego Hyundaia Pony. Auto było w idealnym stanie i sprawnie przechodziło kolejne punkty kontroli. Odpowiednio prześwietlony i wyhuśtany już w bramie wyjazdowej zaliczył wpadkę: koło zapasowe w bagażniku miało zużyty bieżnik w dodatku innej rzeźby. 89 franków szwajcarskich na razie poszło się paść, kolejne podejście za tydzień, wszystko zagrało, trzeba było tylko dołożyć jeszcze trochę do kasy.

Nie czarujmy się, w naszych stacjach kontroli pojazdów - nadal funkcjonuje szara strefa. Znajomemu kolesiowi wciąż można włożyć stówkę do dowodu rejestracyjnego i zalegalizować nie do końca sprawny przegląd rzęcha, który będzie dokładał trucizny do naszego powietrza, lub może nie wyhamować przed pasami.

Takie numery w Niemczech mogą zaprowadzić za kratki, toteż mimo relatywnie niskiej opłaty za TUV (56 euro) każdy woli dołożyć jeszcze trochę i mieć załatwione wszystko od razu, a więc HU (Hauptuntersuchung, czyli główny przegląd pojazdu) oraz AU (Abgasuntersuchung – kontrola spalin). Zaniedbanie tego może na zachodzie słono kosztować, ale auto z aktualnym niemieckim TUV-em jest łakomym kąskiem dla mechanika, któremu czasem z kupy przywiezionego z zagranicy złomu wychodzi przystanek autobusowy.

Wyeliminowanie tych niecnych praktyk jest więc w naszym interesie. Krzyk o braku fachowców, czy ochronie pracowniczej jest demagogicznym bredzeniem. Uczciwy diagnosta znajdzie pracę w każdym warsztacie, a z ciekawości odwiedziłem ich pod Tatrami sporo. Roboty wszędzie jest huk, a ludzi do roboty nie za bardzo. Więc czyj to jest interes?

Przed kilkoma dniami pod Pałacem Kultury rozległ się słuszny krzyk właścicieli SKP, wołających o równość w traktowaniu. Pewien nowotarski sceptyk wyraził się, że na podwórku kury gdaczą, kogut goni jak głupi, a gospodarz zamyka okno, bo mu ten hałas przeszkadza. W starej już anegdocie kura uciekająca przed kogutem zastanawia się, czy nie za szybko ucieka, bo nie będzie jaj…

Jaja z badaniami technicznym są już od dawna, oby tylko gospodarz podwórka nie zarżnął kury, która znosi te jaja; zostanie mu tylko jednorazowo tłusty i niestrawny rosół…

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
@Patryk, brawo04.10.2022, 14:53
"Na stacji diagnostycznej koło CPN Szaflarska diagności zawsze są wyrozumiali i potrafią zrozumieć że kogoś nie stać na inne auto i podbijają ten przegląd i chwała im za to"
No no, gratulacje dla tej ASO, to teraz już nic nie będą podbijać bo strach im nie pozwoli...
Joanna03.10.2022, 14:08
Brak przymusowego przeglądu technicznego!
Co łączy motoryzację Ukrainy i większości stanów USA? W obu tych miejscach nie występuje przymusowy, szczegółowy przegląd techniczny jaki znamy z Polski. O ile jednak w Ameryce nie ma go ze względu na wiarę w rozum, wolność i odpowiedzialność jednostki, o tyle na Ukrainie zlikwidowano go w 2011 roku ze względu na... korupcję. Praktycznie każdy przegląd był tam fikcją i pretekstem do wzięcia łapówki. Najgorszy wrak mógł go przejść po wręczeniu odpowiedniej sumy. Skąd my to znamy?
Patryk03.10.2022, 09:59
Po tym artykule zostałem utwierdzony w przekonaniu że poza wspomnieniami nie ma Pan zbyt dużej wiedzy o motoryzacji.
Tu jest Polska i polskie przepisy obowiązują. Nie patrzmy się w stronę zachodu gdzie każdego stać na nowe auto i wymianę co 5 lat. Są też kraje gdzie wg przeglądów się nie robi, OC nie jest obowiązkowe.
Na stacji diagnostycznej koło CPN Szaflarska diagności zawsze są wyrozumiali i potrafią zrozumieć że kogoś nie stać na inne auto i podbijają ten przegląd i chwała im za to bo bym rowerem jedził jak połowa tych co tam przeglądy robią.
Co do samych przeglądów faktycznie cenna powinna być wyższa, wiec cieszmy się ile jeszcze możemy że to 99 zł.
Janosik03.10.2022, 09:04
Jakby tak badać stan techniczny w Polsce jak np. w Szwajcarii czy w Niemczech to musielibyśmy mieć taką samą stopę życiową jak tam. Nawoływanie do takich przeglądów to demagogia. W krajach biedniejszych nie może tak być, bo ogranicza się wolność człowieka. Jak dojdziemy do poziomu Szwajcarii, to proszę bardzo. Ale dlaczego nie możemy się nauczyć np od Stanów Zjednoczonych. Otóż powiem Wam, zresztą każdy może to se sprawdzić. Na większości terytorium Stanów Zjednoczonych nie ma obowiązkowych badań technicznych samochodów. Każdy stan decyduje samodzielnie o wprowadzeniu obowiązku badań technicznych. W 2010 r. New Jersey zostało trzydziestym stanem, który zrezygnował z badań technicznych. Obecnie senat stanu Teksas wniósł o zniesienie badań technicznych od 2018r. Zły stan techniczny pojazdu w Polsce jest przyczyną jakiegoś 0,1% wypadków, z czego zdecydowana większość to braki w oświetleniu. Czy USA to jakiś kraj zaściankowy? Czy stawiany za wzór demokracji? Ludzie czy wy nie rozumiecie, że tu o wolność chodzi. Ktoś kto popiera takie pomysły, niech pomyśli, że za niedługo wymyślą, żeby sprawdzać bieżnik w butach i czy czapki są odblaskowe. I Każdy będzie chodził na badania techniczne, czy jest zdolny do życia. Ludzie nie dajmy się tłamsić.
Joanna02.10.2022, 22:59
Podpisuję się pod Pana Felietonem dwiema rękami.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl