"Jestem w Zakopanem, jest piękna pogoda, jesień, co mnie bardzo cieszy. Biegam sobie z pieskiem. Jest przyjemnie. Zawsze dobrze jest wrócić do domu" - mówi Andrzej Bargiel. Rozmowę ze skialpinistą, który wrócił wraz z ekipą z Himalajów przeprowadził Krystian Walczak.
We wrześniu Andrzej Bargiel działał w Himalajach. Jego celem był pierwszy zjazd na nartach z Mt. Everestu (8848 m n.p.m.) bez korzystania z dodatkowego tlenu z butli. Od samego początku wyprawę prześladowały problemy z nieprzewidywalną pogodą. Mimo to udało się wykonać cały plan aklimatyzacji i przygotowań, aby we właściwym oknie pogodowym móc ruszyć w stronę wierzchołka. Jednak prognozy zawiodły. Silny wiatr zmusił Andrzeja i jego kompanów do odwrotu. To już drugi raz, kiedy z wyprawy na Everest wrócił bez sukcesu. Jednak to niepowodzenie skialpinista bierze na spokojnie.Jak idzie regeneracja?
- Dobrze! Po powrocie jak zwykle miałem trochę obowiązków, ale już się odgrzebałem. Jestem w Zakopanem, jest piękna pogoda, jesień, co mnie bardzo cieszy. Biegam sobie z pieskiem. (śmiech) Jest przyjemnie. Zawsze dobrze jest wrócić do domu.
Dokończ zdanie. Jak nie serak, to… ?
- (śmiech) … wiatr. Mieliśmy trudną pogodę w tym sezonie. Generalnie na wszystkich ośmiotysięcznikach była masakra. To był niekończący się monsun. Nawet jak wyjeżdżaliśmy, to w dolinach dało się odczuć jego skutki. Generował opady i duże zagrożenie lawinowe. To były takie chwile, kiedy dochodzisz do granicy pomiędzy odwagą i szaleństwem. Czułem, że to za dużo, że te warunki są zbyt niebezpieczne.
Ale nie można przecież mówić o prześladującym cię pechu. Ze wszystkich wypraw, na których byłeś, to chyba tylko Everest dwa razy spłatał ci figla. Statystycznie i tak masz niezłą skuteczność.
- (śmiech) Żeby zjechać z Everestu musisz jechać tam jesienią, kiedy warunki są trudniejsze. Ale jest też coś w tym monsunie. Przez ocieplenie klimatu sezonowość jest zaburzona. Najlepsze okna pogodowe się zmieniają i przesuwają. Monsun teraz to jest coś niespotykanego, co nie powinno się wydarzyć w normalnym układzie. Wszystko było trudniejsze. Rano było słońce, a w południe przychodziły opady. To było powtarzalne. Zaaklimatyzowaliśmy się, cisnęliśmy do góry, forsowaliśmy drogę i zakładałem, że skoro tak się staramy i walczymy, to pomimo tego, że warunki są trudne, skoro jest progres, to na koniec przyjdzie taki moment, że pogoda się poprawi. Niestety wzmógł się wiatr i zrobiło się jeszcze gorzej. Nie poskładało się.
/.../
Czy twoim zdaniem przejazd tamtędy w ogóle byłby możliwy? Czy ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby powtórzyć drogę Karnicara? (dop. Davo Karnicar zjechał w 2000 roku wspomagając się tlenem)
Wrócisz tam?
- Zobaczymy. Na razie jest za wcześnie. Musimy odpocząć i troszeczkę się zdystansować. Jest też mnóstwo innych fantastycznych miejsc i rzeczy, które chciałbym zrobić. Warto też czasem trochę bardziej poeksplorować. Może kiedyś wrócę, ale myślę, że tak od razu to chyba za wcześnie.
Cała rozmowa na stronie Redbull.com
opr.s/ zdj. z profilu Andrzej Bargiel/FB