- Widzę na Podhalu, i nie tylko na Podhalu, ale w całym okręgu - przebudzenie, ogromną zmianę w myśleniu - mówi pochodząca z Łopusznej Weronika Smarduch, nowotarska kandydatka do Sejmu z listy Koalicji Obywatelskiej, „jedynka” w okręgu sądecko-podhalańskim.
Podhale24: „Jedynka” w okręgu 14, sądecko-podhalańskim, bastionie PiS-u. Posłanki ani posła z Nowego Targu ani powiatu nowotarskiego z innej niż Zjednoczona Prawica dawno nie było…Weronika Smarduch: - Sondaże pokazują nam dwa mandaty w całym okręgu, ale mocna lokalna lista ma za zadanie uzyskać jak najlepszy wynik i pomóc nam powalczyć o trzeci. Powiat nowotarski jest - po nowosądeckim, liczącym tylko o 10 tysięcy mieszkańców więcej - drugim pod względem wielkości w okręgu i ma bardzo duży potencjał. To był błąd, że kandydaci z tego terenu nie trafiali wcześniej na czołówki list wyborczych. Zmieniliśmy to myślenie, listy zostały ułożone tak, by w czołówce niepowiązanego przecież z sobą po likwidacji dawnego województwa nowosądeckiego okręgu, znaleźli się przedstawiciele wszystkich powiatów - nowosądeckiego i miasta na prawach powiatu Nowego Sącza, nowotarskiego, limanowskiego, gorlickiego i tatrzańskiego. W czołówce z powiatu nowotarskiego mamy jeszcze młodego aktywistę z Jabłonki, Szymona Zubrzyckiego. Mieszkańcy głosują na ludzi, których znają z tego, że ci z kolei znają najlepiej ich potrzeby. I tacy właśnie są nasi kandydaci, czym też różnimy się od Prawa i Sprawiedliwości. Słyszę, że Ryszard Terlecki, który miał najgorszy wynik z obecnych posłów w Krakowie, teraz kandydować ma w naszym okręgu, z którym nie jest w żaden sposób związany i którego sprawy są mu obce. To nie jest żaden pomysł strategiczny, tylko szukanie miejsca dla najbardziej zaufanych ludzi Kaczyńskiego. Takie działania prowadzą do konfliktów z lokalnymi działaczami PiS, ale - przede wszystkim - są nie fair w stosunku do własnych wyborców, którzy są traktowani przez pryzmat polityki warszawskiej. U nas nie ma spadochroniarzy.
Listy to jedno, a „bastion PiS” - jak mówi się o naszym okręgu - to drugie. No chyba, że coś się zmienia, może już nie „bastion”?
- Widzę na Podhalu, i nie tylko na Podhalu, ale w całym okręgu, przebudzenie, ogromną zmianę w myśleniu. Pamiętam, bo byłam szefową sztabu w 2019 roku, że ludzie kompletnie nie byli zainteresowani polityką, kompletnie ignorowali kampanię wyborczą naszej strony.
To się zaczęło zmieniać po pandemii Covid 19, teraz ma na to wpływ obecny kryzys, drożyzna. Polskie rodziny mają mniej pieniędzy i ludzie naprawdę czekają na zmianę, na jakieś poruszenie. Gdy robiliśmy akcję profrekwencyjną - zaczynaliśmy ją w maju tego roku - nie było ani jednego negatywnego odzewu. Widzieliśmy w społeczeństwie poczucie, że czekają na tę zmianę, czekają, żeby coś się wydarzyło, żeby ktoś ogarnął to państwo. W tym podejściu ludzi na Podhalu to faktycznie zmiana gigantyczna, sami się jej aż w takim stopniu nie spodziewaliśmy. Teraz widzimy to również podczas zbiórki podpisów pod naszymi listami. Ot, w sam tylko poniedziałek, w Nowym Targu, w ciągu zaledwie dwóch godzin zebraliśmy ich ponad setkę.
Oczywiście widać, że propaganda w telewizji publicznej działa i niektórzy nadal przez jej pryzmat do nas podchodzą, ale w zdecydowanej większości ludzie są pozytywnie nastawieni. To, że jesteśmy wśród nich daje najlepsze efekty.
Ale druga strona też jest…
- Właśnie nie. Prawo i Sprawiedliwość miało tutaj ponad 60 procent poparcia, a potem okazało się, że ich politycy w ogóle nie rozmawiają z mieszkańcami. Najpierw pochowali głowy w piasek podczas pandemii, gdy ludzie przygotowywali się do sezonu zimowego, zatrudniali pracowników sezonowych, śnieżyli stoki narciarskie. Nikt nie raczył ich poinformować z odpowiednim wyprzedzeniem, nie miał odwagi porozmawiać o tym, że sezonu w 2020 roku nie będzie. Masa przedsiębiorców i pracowników sezonowych została na lodzie, pozostawiona samym sobie.
I tak samo jest w innych sprawach. Ot, choćby biogazownia w Rabie Wyżnej, powstająca tylko na potrzeby własnego gospodarstwa rolnego, którego nie ma, a przeciwko której dwa tysiące mieszkańców protestuje. Anna Paluch nie raczyła im nawet odpowiedzieć na pismo, Edward Siarka też nie wykazał zainteresowania.
Ot, choćby obwodnica Nowego Targu. Problem z nią jest nie dlatego, że nie jest ona potrzebna, ale dlatego, że nikt nie porozmawiał z mieszkańcami, nie wyszedł do nich. Dlaczego nie zweryfikowano planów sprzed 20 lat? Dlaczego nie wzięto pod uwagę, że miasto się rozrasta? Dlaczego nie przeprowadzono konsultacji społecznych, tylko coś zostało narzucone z góry? To samo jest w Jabłonce. Ludzie nie narzekają na kolejną obwodnicę, ale na to, że nikt z nimi nie rozmawiał. Stąd właśnie 20 osób na spotkaniu w Jabłonce z posłami PO.
PiS ignoruje - co słyszymy w rozmowach z mieszkańcami - głos lokalnej społeczności. A to jest priorytet - najpierw słuchać mieszkańców, rozmawiać z nimi, bo wszystko da się zrobić, ale w rozsądny sposób.
Coś o programie? Władza mówi, że Koalicja Obywatelska go nie ma.
- Program mamy i na kongresach programowych były prezentowane konkretne postulaty. W akcji „Tu jest przyszłość” sukcesywnie przedstawialiśmy nasze propozycje. Ale nie możemy wszystkich kart odsłonić za wcześnie, ponieważ PiS to wykorzysta. Pamiętamy choćby pomysł inicjatyw lokalnych w kampanii Rafała Trzaskowskiego. Nie minął miesiąc, a już ten pomysł był przejęty przez PiS i zrobiony zgodnie z ich metodologią. Czyli - kto niżej uklęknie, ten dostaje pieniądze.
To natomiast, o czym spokojnie możemy dziś rozmawiać, to nasz program aktywizacji społeczeństwa i jego poszczególnych grup. Choćby kobiet na urlopach wychowawczych, dla których wymyśliliśmy „babciowe”. Obecnie opłata za żłobek w miastach to ok. 1600 zł. W tej sytuacji dla kobiety zarabiającej najniższą krajową, nie jest opłacalne pójście do pracy, lepiej pozostać z dzieckiem. „Babciowe” ma pomóc w zapewnieniu polskim rodzinom opieki nad dzieckiem, sprawić, by rodziny było na nią stać. Nie będziemy wnikać, czy te pieniądze będą wydatkowane na żłobek, nianię, czy dla babci, która ma głodową emeryturę. Matka za to wraca na rynek pracy i odprowadza podatki, więc ten bilans - nawet przy najniższej krajowej - będzie in plus. A kobieta więcej wniesie dla państwa, niż państwo będzie jej wypłacać.
Bardzo istotną dla mnie kwestią jest też wyrzucenie do kosza „Polskiego Ładu”. Przedsiębiorcy borykają się z wielkim wzrostem kosztów prowadzenia działalności gospodarczej, z bardzo dużymi wyzwaniami ze względu na malejący popyt, bo Polacy ubożeją, a wprowadzanie tak skomplikowanych zmian podatkowych sprawia, że nawet jednoosobowe firmy muszą korzystać z księgowych itd. Prawo podatkowe musi być uproszczone do minimum, szczególnie dla małych przedsiębiorców.
Kolejna sprawa to urzędy skarbowe. Na przykład w powiatach nowosądeckim i tatrzańskim bardzo wiele osób zgłasza nam, że są kontrolowane z powodu błahostek - bo na przykład w danym miesiącu zużyli więcej paliwa czy ryz papieru. To nie może tak wyglądać. My jesteśmy płatnikami, urząd skarbowy powinien nam pomagać, a nie tylko kontrolować, czy wręcz prześladować. Tym bardziej, że polskie prawo podatkowe się tak zmieniło, że trudno to ogarnąć, myślę, że sami skarbowi urzędnicy mają z tym problem. Trzeba powrócić do tego, co Platforma wprowadzała w swojej poprzedniej kadencji, czyli do zamieniania urzędów skarbowych w centra obsługi podatnika.
Wejdźmy na lokalne podwórko. Co jest dla Pani najważniejsze dla Podhala?
- Wszystkiego nauczył mnie mój ojciec, który jest samorządowcem (Jan Smarduch, od 33 lat wójt gminy Nowy Targ - przyp. red.). Jest dziś mnóstwo kwestii, których samorząd nie da rady rozwiązać. Dlatego też zainteresowałam się parlamentem, bo wiem, że wiele rzeczy trzeba zmienić właśnie tam, u góry. Mam trzy priorytety działania. Po pierwsze - jeżeli chodzi o cały region Sądecczyzny i Podhala - młodzi ludzie stąd uciekają i nie wracają. Trzeba zdecydowanej strategii, co zrobić, by chcieli wracać na ojcowiznę i tu budować swoją przyszłość. I znowu wraca sprawa żłobków, których nie ma, a które powinny być w każdej gminie - to też nasza propozycja.
Kolejna kwestia to smog, który jest gigantycznym problemem nie tylko na dziś, ale zagrożeniem dla rozwoju całej turystyki. Były na to pieniądze europejskie, są środki krajowe, ale trzeba zacząć to mądrze organizować. Środki krajowe powinny być przekazywane bezpośrednio samorządom, które sobie z tą sprawą lepiej radzą, a priorytetem powinny być miejscowości turystyczne i uzdrowiskowe. Załatwiajmy najpierw problemy tam, gdzie gospodarka lokalna, szczególnie turystyka zimowa, nie będzie niebawem mogła funkcjonować. Jeśli chcemy konkurować z zachodem, kwestię smogu trzeba rozwiązać. Najlepiej poradzą sobie z tym samorządy, bo obecne procedury, wnioski o wymianę pieców są skomplikowane i trwają latami, a liczy się czas. W przypadku samorządów, które też mają swoje programy, tyle, że są one zasilane niewielkimi pieniędzmi, mieszkaniec w ciągu miesiąca sprawę załatwia. Gdyby finansowanie wymiany źródeł ciepła było bezpośrednio przekazane samorządom, to problem smogu dawno byłby rozwiązany.
Następna niezwykle istotna sprawa to konieczność współpracy pomiędzy samorządami i wspólne, długoterminowe rozwiązywanie problemów. Nie możemy zarządzać państwem ani naszym obszarem przez pryzmat najbliższej środy. Musimy zacząć myśleć o długoterminowej strategii rozwoju turystyki, w co - przede wszystkim - powinno się włączać mieszkańców. Nie może być tak, że w wakacje czy ferie zimowe nie możemy się przemieścić z jednego miejsca na drugie bez gigantycznych korków - czasem 1,5 godziny zajmuje pokonanie trasy z Łopusznej do Klikuszowej. Jeżeli ta długoterminowa strategia rozwoju by była, to już najważniejsze drogi mielibyśmy pobudowane. A w tym momencie choćby nowotarska obwodnica budowana jest na podstawie planów sprzed 20 lat, choć miasto przecież wygląda zupełnie inaczej, niż wtedy, a za 10 lat będzie wyglądać jeszcze inaczej. To wszystko kompletnie nie jest brane pod uwagę.
Promocja też powinna się odbywać w stosunku do całego regionu. Nie możemy promować każdej gminy z osobna, bo efekt będzie zupełnie inny. My musimy wykorzystywać walory całego regionu. Bo turysta nie przyjeżdża tylko do Zakopanego dla kolejki na Kasprowy, do Białki na narty i Czorsztyna dla ścieżki rowerowej, ale jeśli spędza tu tydzień, to chce skorzystać ze wszystkich atrakcji. Stąd ta konieczność współpracy. Tymczasem przez ostatnie 8 lat samorządy przestały współpracować, każdy sobie rzepkę skrobie. Nie myślą o przyszłości całego regionu, bo muszą myśleć o dobrych kontaktach z PiS, żeby zdobyć pieniądze dla swoich mieszkańców.
I trzeba też sobie wyraźnie powiedzieć, że bez zmiany tej władzy, bez dostosowania się do warunków demokracji, która jest standardem w Unii Europejskiej, nie będzie już żadnych pieniędzy z KPO, z UE. Musimy być tego świadomi, że - podejmując decyzję przy wyborach - decydujemy faktycznie o tym, czy chcemy być w UE, czy nie. Trzeba jasno mówić, że Prawo i Sprawiedliwość już dzisiaj nie chce pieniędzy z Unii Europejskiej, bo jak nie będzie tych pieniędzy, to większość osób może nie chcieć już być w Unii. Dlatego właśnie karmią nas kłamstwami, propagandą, chcą, byśmy patrzyli na UE przez pryzmat ideologii. Te wybory więc to autentyczny sprawdzian. Głosujemy na PiS i prawicowe partie i wychodzimy z Unii, czy chcemy dążyć do kraju dobrobytu, do gospodarek zachodnich, iść dalej, rozwijać kraj. I to jest podstawowe pytanie, które sobie musimy zadać.
Obecna kampania jest najbardziej brutalną od 89 roku, pełną mowy nienawiści. Tu też będziemy mówić tym językiem?
- Moim zdaniem, w polityce nie liczy się najbardziej atakowanie innych, tylko - jeżeli chcemy coś zmienić - musimy stworzyć alternatywę. I my taką realną alternatywę stworzyliśmy, a program opieramy na lokalnych potrzebach. Chcemy proponować, pokazywać, że jesteśmy tymi, dla których społeczność lokalna i jej głos ma znaczenie. I na tym się będziemy skupiać. Co PiS zrobił źle, to zrobił, ale jeżeli nie byłoby alternatywy, planu na to, jak działać po wyborach, to faktycznie wygrałaby mowa nienawiści, a my nie odróżnialibyśmy się niczym od Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego przede wszystkim będziemy mówić o tym, co mamy do zaoferowania, a nie o tym, co nam się nie podoba w innych. I to jest mój priorytet - zawsze tak w polityce działam i zawsze tak będę działać.
Skąd pomysł kandydowania? Co na to tata?
- Polityka zawsze była moją pasją, ale nigdy nie wiązałam z nią przyszłości zawodowej. Rodzice całe życie mi powtarzali: „Najpierw szkoła, wykształcenie, potem fach w ręku, a polityka wtedy, kiedy będziesz do niej mogła coś wnieść”.
Tak też się stało. Działałam w młodzieżówkach PO, angażowałam się, oferowano mi wcześniej start w wyborach, ale najpierw ten fach w ręku chciałam mieć. I mam. Jestem analityczką finansową, mam 10-letnie doświadczenie zawodowe szczególnie przy modelowaniu, wyliczaniu efektywności finansowej inwestycji, mam wiedzę. I teraz faktycznie wiem, że jestem w stanie coś do tej polityki wnieść.
Inna rzecz, że chciałam się też w tę politykę zaangażować z taką ekipą, w którą wierzę. I musieliśmy dopiero taką ekipę, taką Platformę, w którą wierzymy, tutaj zbudować. Ze względu na to, że byłam jedną z liderek na Podhalu i wiceprzewodniczącą PO w Małopolsce, moim zadaniem była organizacja struktur w całym okręgu sądecko-podhalańskim. Na Podhalu mamy już 6 kół - 2 w Zakopanem, 2 - w Nowym Targu, jedno w Rabce i jedno w Czarnym Dunajcu. Tworzymy nowe struktury w województwie, odbudowaliśmy potencjał PO w całej Małopolsce. Mamy na Podhalu ok. 80 członków, ale współpracujemy z naszymi poprzednikami, którzy nie chcą już czynnie wracać do polityki, ale nas wspierają. Tu, na Podhalu najważniejsze było zjednoczyć środowiska, odbudować zaufanie do PO. Kiedy to się udało, dostrzeżono mój potencjał i - gdy zaoferowano mi start - przyjęłam.
Pod jakim hasłem?
- „Czas na realną zmianę”. Mój ojciec od 33 lat jest wójtem. Mimo że związany z PO, wybierany jest w wyborach samorządowych, bo go znają, bo mają zaufanie, bo on zna ich sprawy i problemy. Jesteśmy też lokalnymi patriotami, liczy się merytoryka, a nie szyld partyjny.
Ja też ufam wyborcom. Ufam w ich mądrość, ufam, że wierzą w potrzebę wprowadzenia do polityki nowego pokolenia, i - tak jak w przypadku ojca - w merytorykę. A ja tu się wychowałam, tu mieszkam, tutejsze sprawy znam od podszewki, a Nowy Targ i Nowotarszczyzna były zawsze priorytetem w moim działaniu.
Rozmawiał Piotr Dobosz