16.10.2023, 15:40 | czytano: 2570

Kolejna odsłona sporu ekolodzy kontra fiakrzy. Artyści zrobili koniom kapliczki... (zdjęcia)

Fot. Marcin Szkodziński
8 artystów współpracujących z fundacją VIVA stworzyło kapliczki upamiętniające konie, które uległy wypadkom na drodze do Morskiego Oka. To kolejna odsłona akcji obrońców praw zwierząt mająca zwrócić uwagę na pracę koni w Tatrzańskim Parku Narodowym.
Od kilku lat pomiędzy organizacjami działającymi w obronie praw zwierząt, a wozakami jeżdżącymi z turystami na drodze do Morskiego Oka trwa konflikt. Spór toczy się o to, czy konie pracują w tym miejscu ponad swoje siły iczy należy zlikwidować konny transport w Tatrach.
Fundacje pro-zwierzęce co jakiś czas przypominają różnymi akcjami o trwającym konflikcie. Tym razem w akcję włączyli się artyści. - 8 artystek i artystów postanowiło zwrócić uwagę na cierpienie koni z Morskiego Oka. Przygotowali oni instalacje artystyczne w formie przydrożnych kapliczek, które stawia się ofiarom wypadków. Te kapliczki są poświęcone koniom, które miały wypadki. Kapliczki stawiamy na jeden dzień. Są tak wykonane, żeby nie szkodzić przyrodzie Tatrzańskiego Parku Narodowego oraz żeby nie płoszyć koni poruszających się trasą. Mam nadzieję, że atmosferę osób siedzących na wozie ciągniętym przez umęczone konie te kapliczki nieco zepsują - zaznacza Anna Plaszczyk z fundacji VIVA. - Fundacja VIVA nie rezygnuje z postulatu likwidacji tego nieetycznego transportu. Mamy ogromne poparcie społeczne, bo aż 68% popiera likwidację tego transportu - dodaje.

Z narracją fundacji nie zgadzają się wozacy. - Pracuję już 25 lat. Na przełomie tych lat, jak ja tu pracuję, to myślicie, że ja rano wstaję i codziennie tylko myślę jak konia zamęczyć? - pyta się Andrzej Mąka, fiakier z Morskiego Oka. - Konie w dzisiejszych czasach na Podhalu w 90 proc. pracują tylko w turystyce. Nie pracują w lesie, czy w polu. Jak robią to tylko godzinkę dziennie. Wcześniej, to godzinę dziennie odpoczywały w pracy - mówi o zmianach, jakie przez lata zaszły w pracy koni.

Te argumenty nie trafiają do organizacji działających na rzecz praw zwierząt. - Trasa do Morskiego Oka nie jest dla koni. Konie, to nie kozice, nie wspinają się po górach. Ta trasa w takiej formie nie nadaje się dla koni, bo jest zbyt długa i bardzo stroma. Powinny być tu wprowadzone limity jak na Kasprowym Wierchu w przypadku kolejki linowej - zaznacza Anna Plaszczyk. - W 2014 roku fundacja VIVA zaapelowała, że w przypadku likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka przyjmiemy pod opiekę wszystkie konie, które w wyniku utraty pracy miałyby trafić do rzeźni. Dzisiaj z całą odpowiedzialnością te obietnice podtrzymuję. Przyjmiemy te konie i zapewnimy im spokojną emeryturę do naturalnej śmierci. W ciągu 10 lat w rzeźni zginęły 433 konie, czyli 61 proc. wszystkich wycofanych z tej trasy - dodaje.

Fiakrzy opisują, jak wygląda dzień pracy koni. - Konie każdego dnia wyjeżdżają raz, czasem dwa razy. Po wyjeździe do góry mają odpoczynek min. 20 minut. Później zjeżdżają na dół i są wymieniane na drugą parę koni. Wtedy jedzie druga para, a te pierwsze czekają dwie godziny aż tamte obejdą. Drugi raz wyjeżdżamy zazwyczaj pustym fasiągiem, żeby zwieść turystów, bo popołudniu gości już nie ma. Jedziemy, żeby zwieść ich z góry. Potem samochodami odwozimy je do domów. Ponad 300 koni codziennie tu pracuje. Każdy woźnica ma po 5-6 koni - mówi fiakier Andrzej Mąka.
- Dawne powiedzenie mówi, że choć koń ma cztery nogi, to się potknie. Potknięcia się zdarzały i będą zdarzać, tak jak niedyspozycje. To jest żywy organizm i o tym trzeba pamiętać. Koń się poci, bo musi oddawać ciepło. Musi utrzymywać tą swoją stałą temperaturę, żeby mięśni nie przegrzać. Konie każdego dnia wyjeżdżają raz, czasem dwa razy. Po wyjeździe do góry mają odpoczynek min. 20 minut. Później zjeżdżają na dół i są wymieniane na drugą parę koni. Wtedy jedzie druga para, a te pierwsze czekają dwie godziny aż tamte obejdą. Drugi raz wyjeżdżamy zazwyczaj pustym fasiągiem, żeby zwieść turystów, bo popołudniu gości już nie ma. Jedziemy, żeby zwieść ich z góry. Potem samochodami odwozimy je do domów. Jeździ tu ponad 300 koni codziennie. Każdy woźnica ma po 5-6 koni - mówi o tym jak wygląda praca koni na drodze do Morskiego Oka.

Akcja VIVY z kapliczkami odbyła się w sobotę 14 października.

ms/
Może Cię zainteresować
komentarze
Sebastian Jaworcarz18.10.2023, 07:50
Na Słowacji w Tatrach nie spotkałem koni ciągnących wozy z ludźmi w góry.
Bronila17.10.2023, 10:56
W kamiennym kregu.
Miłośniczka zwierząt16.10.2023, 22:23
"Ekolodzy" ludzie którzy nie mają co robić pewnie z miasta skoro nie wiedzą do jakich prac był potrzebny koń i jaką on pracę wykonywał a wykonywał więcej roboty niż w słynnym Morskim Oku.Moim zdaniem Ci ludzie są w ogóle niepotrzebni , robią z siebie pośmiewisko szkoda im grosza dać.
Osiol16.10.2023, 18:55
No zawsze twierdziłem że koniom na starość należą się emerytury które powinni wypłacać im kapitalisci wyzyskiwacze
Nadto by emerytury dla koni były godne bilety czy opłaty powinny być od wagi pasażera
Raz w roku woźnica powinien pusty wóz wyciągnąć sam na górę w ramach badań lekarskich pozwoliło by to więcej mu zrozumieć i choryzonty poszerzyć.
Kaszpirowski16.10.2023, 18:20
Czy warto w ogóle zajmować się tym , że siedem osób ,,zawiał halny?? Trzymają kapliczki , ręce złożone u jednej Pani do modlitwy , a prawdopodobnie wszyscy ateiści.
Warszawiak16.10.2023, 17:06
Obecnie konie są warte na 20-25tys. Też przygarnę chociaż z 10.
.16.10.2023, 15:52
Oj to już wiadomo czemu te akcję robią, z łaski serca przyjmą za darmo te 300 koni średnio licząc jeden po 10 tys zł (a myślę ze są więcej warte) daje 3 mln zł - i taka to ekologia ;) oj nie ładnie
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl