10.02.2024, 10:34 | czytano: 3448

Pniok, krzok czy ptok? Kto jest kim na Podhalu

Premiera książki "Ślebodni Duchym". Od lewej: Wojciech Wróblewski, Grzegorz Kapla, Stanisław Hodorowicz, Dorota Majerczyk, Piotr Gąsienica i Andrzej Skupień. Fot. Monika Para-Miśkowiec
Rozmowa na temat tożsamości wywiązała się podczas promocji książki „Ślebodni Duchym. Pnioki, krzoki, ptoki” w Domu Ludowym w Bukowinie Tatrzańskiej.
Już sam tytuł albumu zastanawia i składnia do szukania odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy. Jak mocno czujemy się zakorzenieni w danym miejscu? Czy w ogóle utożsamiamy się ze środowiskiem, w którym żyjemy, czy też nie czujemy bliższej więzi? Jaki mamy stosunek do tradycji i czy ją kultywujemy?
- Często górale o kimś mówią, że to ptok, krzok albo pniok. Ci ludzie, którzy są wrośnięci w naszą podhalańską ziemię, określani są pniokami. Ludzie, którzy przewędrowali świat i tu znaleźli swoje miejsce i zapuszczają korzenie, to krzoki. A ci, którzy cały czas szukają, na chwilę przysiądą, lecą dalej, żeby za jakiś czas wrócić, to ptoki – wyjaśniał znaczenie tytułu Bartłomiej Koszarek, dyrektor Bukowiańskiego Centrum Kultury „Dom Ludowy”. I pytał obecnych na promocji książki, jak określiliby siebie – jaki pnioka, krzoka czy ptoka.
 
Trochę pnioka, trochę krzoka

- Przyjechałem pierwszy raz w Tatry jako turysta, a trzy lata później do „Betlejemki”, żeby nauczyć się wspinać, by trochę zostać krzokiem, mieć swoje miejsce w Tatrach – mówił Grzegorz Kapla, pisarz, autor tekstów w „Ślebodnych Duchym”.
 
Prof. Stanisław Hodorowicz, hetman zbójnicki, wnuk prymistki Dziadońki – na pytanie czy jest pniokiem, krzokiem czy ptokiem, odpowiedział, że „wszystko po trochę w nim siedzi”. - Bardzo często pod te określenia jest podkładana taka myśl trochę negatywna. Myślę, że to nie jest do końca słuszne. I że o tym, czy ktoś jest pniokiem, nie to decyduje, czy tu wyrósł, tu ma korzenie, tylko decyduje serce człowieka. Jedna z naszych poetek powiedziała, że bycie góralem to nie parzenice, ale serce. Postacie, które są pokazane w książce, niezależnie od tego czy w góralskim uniformie, to ludzie, których można nazwać pniokami tej naszej ojczyzny. To jest najważniejsze – uzasadniał profesor Hodorowicz.
 
- Myślę, że w każdym z nas jest po trochę pnioka, krzoka i ptoka – dodała Dorota Majerczyk, etnolog, jedna z jurorek Góralskiego Karnawału.
 
Obywatele świata

Z kolei Wojciech Wróblewski z Niepołomic, przyjaciel Domu Ludowego, harcerz, przekonywał, że istotą wszystkiego jest kwestia ducha, identyfikacji, tożsamości, przywiązania do miejsca, systemu wartości, kultury, ludzi. - Wtedy następuje identyfikacja, że ja jestem stąd. Jesteśmy w świecie krzoków, ale to, co się dzieje wokół nas, sprawia, że dominują ptaki i będą dominować – stwierdził.
 
Mówił, że współczesny świat przyspieszył i nie jest to już kwestią wyboru, ale warunków, w jakich żyjemy. - Nasze dzieci są obywatelami świata. Przemieszczają się i mam świadomość, że to może być dla wielu ludzi problem ze znalezieniem tożsamości lokalnej - kim jestem, skąd, przez co się identyfikuję i to na różnych poziomach - ogólnoludzkim, narodowym czy regionalnym. I to jest problem, wyzwanie, przed którym stoją młode pokolenia i muszą sobie z tym poradzić. Myślę, że jeśli ktoś w tym pomaga, to takie instytucje i ludzie, jak w Bukowinie Tatrzańskiej. To co robicie, to podpowiedź do uzasadnienia, kim ja jestem. Tym, którzy są stąd, ale i przyjeżdżają z daleka, to daje do myślenia. I pozwala się w czymś zakorzeniać – mówił Wojciech Wróblewski.
 
Andrzej Skupień, wicedyrektor Muzeum Tatrzańskiego, działacz Związku Podhalan, były szef tej organizacji, podkreślał, że cieszy się z faktu, że może żyć w miejscu swojego urodzenia, na swojej ziemi, czyli być pniokiem.

- Wydawałoby się, że pniok, krzok czy ptok to kwestia wyboru. Nasze dzieci się kształcą, granice są otwarte. Jak ktoś ma głowę na karku, to może być i krzokiem, i pniokiem, i ptokiem. Ale nie zawsze tak jest. Cieszę się, że mogę być pniokiem, że przyszło mi żyć na swojej ziemi i nie muszę, jak cała masa ludzi na świecie, być pozbawionym tej możliwości wyboru – czy chcesz się zakorzenić w swoim miejscu urodzenia, czy możesz wzrastać gdzie indziej – mówił.
 
Góral nieregulaminowy
W dyskusji wypowiedział się też Piotr Gąsienica, dyrektor Małopolskiego Centrum Kultury „Sokół” w Nowym Sączu, rzeźbiarz, działacz Związku Podhalan. Jego przodek, pochodzący ze znanego zakopiańskiego rodu Gąsieniców, zmuszony był do osiedlenia się w Jaworkach.

- Hrabia Stadnicki zafundował przeprowadzkę mojemu pradziadkowi Janowi z Zakopanego do Jaworek. Hrabia miał tu lasy. I tym sposobem ród Gąsieniców Makowskich rozplenił się w Pieninach – przypomniał historię Piotr Gąsienica. - Ze mnie jest trochę pniok, ptok i krzok. Ale to ze względu na to, że moja babka w Jaworkach była Łemką z Rusi Szlachtowskiej, mama była góralką czarną znad Piwnicznej. Ja musiałem szukać swoich korzeni w dzieciństwie – wspominał.
 
Pierwszą gwarą, z którą miał styczność, była łemkowska. Mówić po łemkowsku nauczyła go babcia, kiedy miał 5-6 lat. W domu Piotra Gąsienicy nie mówiło się gwarą podhalańską. - Kiedy po wojnie komuniści zafundowali przerzut owiec i wypasów z Tatr do Pienin, pamiętam jako małe dziecko, jak pierwszy raz usłyszałem gwarę podhalańską pod sklepem. Rozpłakałem się. To są geny – wspominał, nie kryjąc wzruszenia.
 
Jego zdaniem, podstawą silnej tożsamości jest korzeń. Bo z korzenia wyrasta krzak, a na krzaku „wysoko siedzi ptak”. - Korzeń spowodował, że moja góralszczyzna zrodziła się w Pieninach. Kiedyś, jak byłem młody, wystąpiłem na Sabałowych Bajaniach. Jurorzy mi powiedzieli, że mnie nie będą oceniać. Bo przyjechałem z Pienin, a jestem ubrany w strój podhalański i mówię gwarą podhalańską. I mówili, że „jestem nieregulaminowy”. Wtedy musiałem o korzeniach opowiedzieć i zapytałem, a czy nie można się przeprowadzić? Czy niedopuszczalne jest, że ktoś się ożeni i zapuści korzeń gdzie indziej? To są ważne pytania – podkreślał.
 
Monika Para-Miśkowiec
Może Cię zainteresować
komentarze
sawuarek i wiwarek12.02.2024, 15:54
Powinienem jednak przeprosić pana Gąsienicę, co niniejszym czynię, ponieważ wziąłem jego wypowiedź o tych genach dosłownie, a on ewidentnie mówił w przenośni. My wszyscy mieszkańcy tych stron rozpoznajemy się za granicą, wszędzie na całym świecie, może już nie po gwarze która powoli zanika, ale po tym charakterystycznym góralskim zaśpiewie gdy rozmawiamy z kimś. Tak, to prawda że wzruszamy się w takich sytuacjach, mimowolnie oczy nagle nam zachodzą łzami i tylko pilnujemy się żeby dusza nie wyskoczyła nam z zawiasów. A co do tych 'genów' to też jest w tym coś, gdyż akurat znam etymologię tego nazwiska na Podhalu, z czasów parę stuleci wstecz, że pierwotnie był to złośliwy przytyk górali wywołany zazdrością że ktoś nowo przybyły do Zakopanego śmie mieć ładniejsze od nich, jaskrawe lampasy; jeszcze wcześniej nie było mieszkańców na Podhalu.
bukowion12.02.2024, 13:50
bukowianie zawsze byli wyzej jak reszta gorali , zadufani w sobie , zwiakogos przyjacielem do czasu jak przestaje byc potrzebny, beda go wywyzszac pod nieniosy a potem kpa w du....pe, pa ksiazka to udowadnia jak mozna byc zarozumiałym.
sawuarek i wiwarek10.02.2024, 21:48
A to ma wspólnego że niejeden pniok w swoim mniemaniu uważa że przysługują mu większe prawa aniżeli reszcie społeczeństwa i to nie są żarty. Hipotetyczna sytuacja zagrożenia że np. lecimy balonem w którym zaczyna brakować ciepłego powietrza i kogoś z balonu trzeba wyrzucić żeby pozostali jego pasażerowie przeżyli to to nie jest temat wyeksploatowany, nigdy nie był i nigdy nie będzie, odkąd sięga historia ludzkości i tak długo dopóki będzie trwać ludzkość. Większość rozmówców autorki, choć niby zgodnie twierdzi że się jest trochę pniokiem, trochę krzokiem a trochę ptokiem, to jednak zaraz dodaje pewne fakty ze swego życiorysu świadczące o tym że jednak są oni jak najbardziej pniokami właśnie: wnuk zasłużonej dla kultury Podhala prymistki, mieszkaniec Jaworek z pradziadkiem z Zakopanego który mówi że to są geny -sic!, jeszcze inny oświadcza wprost że cieszy się z faktu że jest pniokiem, wszyscy oni zdają się przez to mówić że jak będzie trzeba wyrzucać kogoś z tego przysłowiowego balonu to że oni na końcu, bo oni są pniokami, rezerwują dla siebie specjalne traktowanie na wypadek nagłego zagrożenia. Ta ohydna stratyfikacja społeczna mieszkańców Podhala na pnioków, krzoków i ptoków to jest jajo węża (polecam film Ingmara Bergmana o tym samym tytule), które właśnie jest nam podkładane i nie mam najmniejszego zamiaru czekać aż coś społecznie potwornego się z tego wykluje. "Nie bądź obojętny", powiedział kiedyś Marian Turski, który był uczestnikiem marszu żywych. "Reaguj".
kurek10.02.2024, 17:37
sawuarek i wiwarek , na litość Boską co ma wspólnego pewna ,,stodoła na Mazowszu? z tym że na Podhalu są rdzenni mieszkańcy jak i ci napływowi? Czy już wszystko musisz sprowadzać do tematu już tak mocno wyeksploatowanego ?
Znajomy10.02.2024, 16:42
Największym pniokiem jest pan Piotr G!!!!
Nie mogę patrzeć jak promuję się takiego człowieka
Łolek10.02.2024, 16:08
Pniok to Jasiek S z Grywałdu.
sawuarek i wiwarek10.02.2024, 13:17
Owszem, to wcale nie jest prawda że wszyscy ludzie rodzą się równi. Różnimy się między sobą, całe nasze życie, zajmując taką a nie inną pozycję społeczną, tkwimy niczym atomy w zastygłej strukturze kryształu, ale żeby generować nadmiarowe i przecież wcale nikomu do szczęścia niepotrzebne podziały między ludźmi (między "sąsiadami" -sic!, tak, o tę dokładnie aluzję mi tu chodzi) to taki co najmniej malutki, taki tyci tyci, skandalik. Włączmy myślenie: jeżeli np. lektorka po KUL-u, która urodziła się i całe życie mieszkała w Lublinie potrafi mówić gwarą lepiej aniżeli rodowity góral to do jakiej kategorii w tej osobliwej stratyfikacji zostanie ona zaklasyfikowana? Osobną sprawą są rozmaite dialekty gwary góralskiej, zanikające niestety, być może również wskutek tych niepotrzebnych podziałów i klasyfikacji, bo wiecie, to wszystko zaczyna się od pnioków, krzoków i ptoków, później zaraz za tym idzie deprecjonujący innych górali epitet "góral nizinny", następnie nagle wskakuje hasło na plakatach wyborczych "nie wziąłem się znikąd" u kandydata o rdzennym 'pedigree' (excusez mon mauvais francais), następnie w debacie wyborczej pada pytanie: "a skondeś sie Ty chłopie tu u nos wzioł, bo jo jest z tela, a Ty" skierowane do kontrkandydata, który być może nawet jest lepszy, ale niestety "krzok" a nie "pniok". I tak krok po kroku, wędrujemy w stronę pewnej stodoły na Mazurach. Tymczasem kultura góralska z tego co wiem była zawsze kulturą tolerancyjną i otwartą na obce elementy, była zawsze na tyle silna żeby zdołać wszelkie obce wpływy wchłonąć w siebie i być dalej tolerancyjna i otwarta.
Teraz niby wszystko po trochę w nich siedzi, mówią: ze mnie jest trochę pnioka a trochę krzoka, na co ja pragnę przeciwstawić im dwa powiedzenia. Pierwsze: jajeczko częściowo nieświeże (albo pniok albo krzok albo ptok, innej opcji nie ma). Drugie: koszula bliższa ciału.
Ponadto mamy do czynienia z wieloma lokalnymi gwarami lokalnymi, jeszcze parę lat temu każdy mieszkaniec Podhala bez trudu mógł rozróżnić po mowie kto jest z Grywałdu, kto z Czorsztyna, kto ze Szczawnicy a kto ze Skrzypnego czy Krościenka - każda z tych miejscowości miała swój własny wzorzec 'jedynie' poprawnej gwary, była dla siebie kulturalnym sercem, jak atomy w sieci kryształu; nie róbmy popiołu z tego cennego diamentu. Pojęcie "obywatele świata" jest totalną brednią. Nie rozdzierajmy sobie, czyli nam, góralom, duszy. Wyrzućmy tych pnioków, krzoków i ptoków na śmietnik historii, tak jak wcześniej, choć stosunkowo całkiem niedawno, wyrzuciliśmy tam niesławne określenie "herszt" zastępując je terminem "hetman zbójnicki".
Adam10.02.2024, 11:06
Dokładnie nie wiem ale za to wiem kto to jest " dżemiorz" szczególnie wtedy gdy brakuje dżemu w Biedronce.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl