07.08.2022, 11:54 | czytano: 6438

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar. Kółka Borowiczów

arch. Państwa Borowiczów
"Nowotarski ród Borowiczów jest jednym z większych, żeby nie wspomnieć znanych, w mieście, a ich losy oczywiście wplatały się w podhalańską historię motoryzacji. Zajrzyjmy więc do jednej z tych rodzin…" - proponuje w kolejnym odcinku "Podhalańskich kółek czar", Jacek Sowa.
Wspólna historia pani Bogusi i Józefa Borowiczów sięga już grubo ponad sześćdziesiąt pięć lat, ale przesłaniem tej opowieści nie jest zaglądanie do ich sypialni, lecz do garażu, a raczej bramy wjazdowej domu w starej części miasta. Ich motoryzacyjne przygody zaczęły się dwadzieścia lat później, co ze swadą opisują w rodzinnej historii nie bez kozery zatytułowanej „Na wozie – pod wozem”.

Historia pani Bogusi i Józefa sięga ponad 65 lat...

...Gdy nadeszła epoka Gierka, uchylone drzwi do legendarnego Zachodu, nasi zamożniejsi koledzy byli posiadaczami Fiatów- my nawet nie przymierzaliśmy się do nich. Pracowaliśmy w biurze projektów (Balneoprojekt na Kowańcu – przyp. autora) - gdy nieoczekiwanie dostaliśmy wysokie premie, które łącznie osiągnęły wartość pseudo samochodu produkcji krajowej; Syrena kosztowała 75 tysięcy. Szczęśliwie mój Józek akurat był na delegacji, kiedy z naszymi premiami wkroczyłam do PKO i ..wpłaciłam całość na Syrenkę; na realizację czekać trzeba było miesiąc.

Nie obeszło się w domu bez awantury, ale koniec końców można było pojechać po odbiór własnych czterech kółek.

... Na terenie dawnego lotniska w Czyżynach zastaliśmy całe pole Syrenek¬ błękit „majtkowy” i żółć określona dumnie jako „bahama yellow”. Na wstępie wręczyliśmy pięć stówek facetowi, który miał nam wydać przedmiot marzeń maksymalnie sprawny. Facet przezornie zainkasował gotówkę i oświadczył: „chcecie państwo mieć samochód za 70 tysięcy? - a do męża: - bierz pan sam, który chcesz”.

Syrena yellow bahama

Przed szlabanem przy wjeździe na pole marzeń, stała sobie rozkraczona, świeżo nabyta Syrena, której właściciel na zmianę przeklinał lub błagał ciecia o pomoc, na co ten niewzruszenie oświadczał, że „po wyjeździe za bramę Polmozbytu reklamacji się nie przyjmuje”. Nasi bohaterowie ostatecznie wybrali „bahama yellow” z niedziałająca klamką od strony pasażera, na co znalazła się rada; dokupili bagażnik na dach i przywiązali ją do niego solidnym sznurkiem. Stwarzało to pewien problem pasażerowi, zmuszonemu czekać aż zostanie „odwiązany”- ale szczęśliwi chwil nie liczą....

Miejsce pasażera było zawiązywane sznurkiem…

…Z duszą na ramieniu Józek dojechał do domu, gdzie już czekały nasze dzieciaki oświadczając, że noc spędzą w samochodzie całą trójką, pakując doń poduszki i koce.

Dla pewności należało owe cuda polskiej motoryzacji wyposażyć w dodatkowe akcesoria, do których należała guma od majtek, zastępująca trudno dostępny pasek klinowy, magiczny palec rozdzielacza zapłonu, bez którego nikt rozsądny nie wyruszał z domu i oczywiście bogato wyposażoną skrzynkę narzędziową, która w sumie i tak na niewiele się przydawała. Ale to Syrenkom zawdzięczają cudowne poczucie wolności, gdy wyruszali „w Polskę” którą istotnie zjeździli jak długa i szeroka. Oczywiście Syrenki dostarczały Borowiczom niezapomnianych przygód, choć stwarzały „pewne” niedogodności, eufemistycznie ujmując.

Syrenki dostarczały niezapomnianych przygód...

...Ponieważ nie miały nadmuchu na przednią szybę, w zimie wydmuchiwało się „okienko” w zamarzniętej szybie, a ja miałam surowy zakaz oddychania, by nie tworzyć wilgoci; jeździłam więc z gębą owinięta szalikiem.

Najczęściej przygody dopadały ich w czasie wakacyjnych wypraw i to w miejscach najmniej stosownych. Gdy nieopatrznie zatrzymali się „na siusiu” na szosie między Łebą a Lęborkiem (w owych czasach niemal pustą), Syrena odmówiła ruszenia. Pan Józef wyciągnął grubą instrukcję obsługi, studiował niemal godzinę, zanim się poddał, a ubłagany kierowca przejeżdżającej Nyski podholował do stacji napraw w Lęborku. Tu z kolei majster zainkasował pokaźną kwotę za łaskawe podjęcie się naprawy i oznajmił: pękł wał napędowy!

...Zakoczowaliśmy więc na poboczu drogi, obok uprzejmego starszego pana, także klienta stacji, czekającego na litość mechaników. Pan okazał się profesorem UJ a długie godziny oczekiwania sprawiły, że zaprzyjaźniliśmy się do tego stopnia, iż zaoferował nieograniczoną pomoc w dostaniu się naszych dzieci na studia. Niestety, te bezczelnie oświadczyły, że raczej wybiorą karierę mechanika samochodowego! O poniżona godności naszej Almae Mater!

Jednak mimo naprawy szczęście nie trwało długo. Po rozbiciu namiotu na Helu, Borowiczowie wyruszyli do Władysławowa do kościoła, przed którym hamulce Syreny odmówiły posłuszeństwa. Pan Józek stwierdził, że trzeba odpowietrzyć hamulce i w tym celu wraz z synami demontował i montował koła, w czym doszli do wprawy niemal jak team Formuły 1- nadaremno! A samochód w tym czasie zapadał się w piasek i trzeba było znaleźć kamienie na podkładkę pod lewarek.
...Z tą misją wyruszyłam na poszukiwanie kamienia; łatwo powiedzieć, bo gdzie znaleźć kamień pod kościołem we Władysławowie? Zrozpaczona porwałam krawężnik ze stosu pewnie przygotowanego do naprawy chodnika, gdy z kościoła akurat ruszyła procesja, za procesją ja z krawężnikiem, budząc współczujące spojrzenia: - ani chybi grzesznica pokutująca taszczeniem kamienia!

Domorosłe naprawy okazały się zbędne, trzeba było wymienić pompę hamulcową- wszystkie fundusze wakacyjne diabli wzięli! Pamiętną przygodę mieli kiedyś w Krakowie: jadąc z Placu Matejki ulicą Karmelicka, skręcali na Plac Ducha, ale Syrena pojechała … prosto w krzaki na Plantach; pękł drążek kierownicy! Mieli szczęście że na drodze nikogo nie było!

…Niemniej nasze Syrenki wspominamy z łezką oku; zawdzięczamy im wspaniałe wspomnienia i zwiedzenie niemal całej Polski, no bo cóż, byliśmy młodzi! Tak wyglądał początek naszej motoryzacji. Mieliśmy tych Syrenek cztery, zanim przesiedliśmy się do małego Fiata.

Nabycie fiacika było wydarzeniem w życiu Borowiczów, wszakże był to samochód zachodni i nie wypadało go już było naprawiać drutem czy sznurkiem. Jedynym potrzebnym narzędziem był tylko kij od szczotki, wspomagający w razie potrzeby rozruch silnika…

Pani Bogda i Józef lojalnie związali się na dłuższy czas z koncernem Fiata; mieli kilka Maluchów, Cinquecento, dwa Seicento i Pandę, której poza instrukcją bali się nawet dotknąć, bo wszystko tam już było skomputeryzowane. A największą frajdę sprawiło im zaproszenie do Starej Wsi k/Kęt od kolegi ze studiów na przejażdżkę Polskim Fiatem, ale …starszym od nich!

Wizyta w Kętach

Ileż takich historii kryje się za drzwiami wielu podhalańskich domów, przed którymi dziś trudno znaleźć miejsce do zaparkowania samochodu; samochodu, który kiedyś był przedmiotem marzeń, nieosiągalnym dla przeciętnego rodaka.

Nasza skrzynka jest nadal otwarta na wszelkie wspomnienia, które pozwolą przybliżyć dawnych podhalańskich kółek czar… (jacek.sowa@mzpn.pl)

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
wodnik08.08.2022, 21:59
ferdek - pewnie nie pamiętasz ale w latach 80-tych wydano nawet książkę na temat stosowania gumki do majtek jako zamiennika paska klinowego. Cała książka to był poradnik, jak sobie radzić z naprawami fiata126 w sytuacji gdy w sklepach nie było żadnych części zamiennych. Inna niezbędna pozycja to był kawałek kija do popychania rozrusznika, gumka do weków, sznurek do rozmaitych zastosowań... Podobnej klasy porad było tam kilkadziesiąt. I nie były to bajki, tylko sprawdzone w praktyce rozwiązania. Pamiętam jak w motoryzacyjnych czasopismach wyśmiewano się z autora, albo wyklinano za uczenie ludzi debilizmu technicznego. No ale fakt był taki, że części nie było jak kupić, i ludzie radzili sobie bardzo dziwnymi sposobami, absurdalnymi ale skutecznymi. Musieli, bo innego wyjścia nie było. Albo czekać miesiącami, a nuż uda się gdzieś "załatwić" (no bo nie kupić), albo nie używać auta. Ale kto tego nie przeżył, to nie uwierzy.
z tąd08.08.2022, 19:51
Jadąc kiedyś(daaawno)maluchem,przedni fotel wyciągnięty żeby cokolwiek przewieżć i przynajmniej pasażer mógł nie trzymać kolan przy twrzy przez jakieś polne drogi z koleżanką o dziwo zaświeciła się czerwona kontrolka ,,brak ładowania,,. Zgasiłem silnik otwarłem klapę z tyłu wracam i do koleżanki mówię.Ściągaj majtki bo dalej nie pojedziemy.Ona z takim delikatnym uśmiechem ,iskrami w oczach ściąga rajstopy więc je zaraz porwałem(świetnie się nadawały w razie zerwania paska klinowego,mocno naciągnąć zawiązać)dwie minuty i po awarii.Wracam odpalam silnik jest OK.Jedziemy moja droga.Trzeba było widzieć jej minę,czar prysł ,zawiodłem kobietę.
faradaj08.08.2022, 09:54
kochani 888 i pozostali internauci! oczywiście macie rację - skręcalismy w ulicę Basztową- a nie Karmelicką- nie wiem co mnie zaćmiło, no wielkie sorry ! co do szczególów jaki to wał pękł- no jakiś pod spodem, palec rozdzielacza by przekleństwem mego życia bo bez niego sie nie ruszało, natomiast z guma od majtek niestety to szczera prawda wprawdzie nigdy jej nie użylismy- ale kolega który utknął gdzies w drodze z wakacji bez paska klinowego opowiadal że użył wszystkie gumki od majtek zony i córki aby zastapić ten nieszczęsny pasek. No więc my, na wszelki wypadek... Moi drodzy- jesteśmy , a zwłaszcza ja- absolutnymi ignorantami technicznymi- ja mogłabym nawet uwierzyć że pod maską siedzi diabeł i jak go pociśniesz w ogon to on jedzie , im bardziej cisniesz tym szybciej - wybaczcie błędy- ale miło że chciało się Wam przeczytać i komentować- pozdrawiam serdecznie - Bogda
Rufio08.08.2022, 08:10
nie czepiajcie się szczegółów. Jak ktoś ma prawie 90 lat, wspomina sprawy sprzed 50 lat i nigdy nie znał się na budowie samochodów, to ma prawo pomylić szczegóły. A w takiej fajnej opowieści nie chodzi o zgodność detali, tylko o oddanie klimatu tamtych czasów. A to się doskonale udało.
Jacek Sowa07.08.2022, 21:39
Do Komentatorów: Dziękuję za komentarze i pomoc, którą chętnie wykorzystam przy tworzeniu tej małej historii motoryzacji na Podhalu. W tekście oparłem się na autorskiej relacji pp. Borowiczów, więc nie ośmieliłem się wprowadzać zmian. A czy taki plac czy inny, to chyba nie jest najważniejsze;było na Plantach i już. Zapraszam do współpracy; adres mailowy załączony...
ferdek07.08.2022, 18:52
ferdek
W syrence nie było palca rozdzielacza (oddzielny układ zapłonowy na każdy cylinder). Nie mógł pęknąć wał napędowy którego syrenka nie miała (co najwyżej korbowy). Zastępowanie paska klinowego gumką od majtek to bzdura nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością.
Leszek Kusiak07.08.2022, 17:01
Panie Jacku :) . Jak z Placu Matejki to w lewo Basztową i w prawo w Szpitalną na Plac Świetego Ducha a właściwie na kultowy parking gdzie prawie zawsze było miejsce ( bylo mineło , zostały wspomnienia ) :) :)
Pinki07.08.2022, 16:44
Masz rację 888. Panie Jacku zanim Pan to "puści w obieg" dalej proszę przestudiować plan Krakowa i ewentualnie nanieść poprawki.
Pozdrawiam
Pinki
88807.08.2022, 12:25
Z tym Krakowem to jakoś coś nie tak...Gdzie pl.Matejki,Karmelicka i Pl.Ducha Świętego....Jakoś to ani ładu ani składu ani nie po drodze...
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl