FELIETON. "Wspominki, fotografie, jubileusze – czar podhalańskich kółek wciąż jest odkrywany w różnych miejscach i nie sposób zdecydować się na zakończenie cyklu, który powinien być zwieńczony grubym albumem" - pisze dziennikarz Jacek Sowa.
Kanwą tych opowieści jest sześćdziesięcioletnia historia obiektu u zbiegu ulic Szaflarskiej i dawnej Krakowskiej. Ale w miąższu tych opowieści kryje się solidna pestka, która zaowocowała jesienią piętnaście lat temu. Wtedy to bowiem 27-letni Łukasz Worwa w październiku 2007 roku obronił swoją pracę magisterską w krakowskiej Wyższej Szkole Zarządzania. Jego dysertacja MBA, traktująca o zarządzaniu projektami innowacyjnymi na przykładzie legendarnej już w mieście firmy (od lat prowadzonej przez jego ojca, Adama Worwę) zaciekawiła uczelnianych recenzentów, bowiem wnosiła wiele świeżości w branżę, w której panował merkantylny chaos motoryzacyjnego miszmaszu. Dr Leopold Lewandowski, promotor Łukasza miał się wyrazić: - Jeśli pan wdroży to u siebie, wiele pan osiągnie!Bazując na co dzień na doświadczeniach ojcowskiej firmy Moto Service Adam Worwa, pilnie śledził to, co w tamtych latach było w motoryzacji najważniejsze i …najnowsze. Ojciec nie zawsze z jego poglądami się zgadzał, no cóż, był przedstawicielem starego pokolenia mechaników, jednak widział w synu potencjał i wspierał go podczas studiów. - I tak kiedyś to będzie także twoje! – mawiał. Niestety, życie zweryfikowało to nader szybko, gdyż zdążył jeszcze nacieszyć się dyplomem syna, aby rok później zostawić to wszystko rodzinie, złożony śmiertelna chorobą.
I tak legendarny serwis przy stacji CPN-u, koncernu, którego już nie było, stał się centrum motoryzacyjnym, dalece wybiegającym poza wymyślony przez Łukasza moto-market. Ale firma rozwijała się przy inwencji młodego przedsiębiorcy i wsparciu rodzeństwa, które pracę wyssało z mlekiem matki, pani Czesławy; ta jednak nie załamała się stratą męża, ciągnąc rodzinny biznes na przekór losowi. Jej hotelarsko-gastronomiczny „Ruczaj” stał się miejscem spotkań nie tylko bankietowym, ale także ważnym punktem w programie społecznym miasta. W rodzinie zawsze była istotna chęć pomocy bliźnim, czym zajęła się córka, Jolanta. Fundacja im. Adama Worwy dała się poznać na wielu płaszczyznach społecznych i niebawem będzie liczyć sobie 13 lat.
A u zbiegu Szaflarskiej i dawnej Krakowskiej powstał kompleks na miarę naszych czasów i potrzeb, trochę inny niż pozostałe, bo zachował swoją tożsamość. Czy jest taki, jak wymarzył sobie Łukasz?
Sprawdźmy więc sami. Branża motoryzacyjna to obszar, który niezmiennie się rozwija i bądźmy szczerzy, na Podhalu szczególnie. „Kary” przywożone z Ameryki dawniej służyły do wypinania się przed sąsiadami, którym należało udowodnić rodzinny sukces za Wielką Wodą. Dziś laurów nie trzeba szukać w Chicago, na Podhalu jest wiele pola do popisu i przedsiębiorczy górale chętnie je wykorzystują. Powiedziałbym nawet, nad wyraz chętnie i czasem niepotrzebnie. Często na posesji, na której byłoby jeszcze coś do uporządkowania, wciśnięte niemal w płot stoi parę samochodów, które codziennie, oddzielnie wyjeżdżają „na miasto”. O parę za dużo, patrząc na to, co dzieje się na Alei Tysiąclecia, Ludźmierskiej, Szaflarskiej, Św. Anny czy w Rynku. Ale to temat na inne opracowanie.
Faktem jest, że ogromna ilość samochodów na Podhalu (liczby nie podam, bo jakoś nadal mi z tutejszym Wydziałem Komunikacji nie po drodze) wymagająca stałej obsługi warsztatowej, a tych w stolicy Podhala nie brakuje. Nie zaglądając nikomu przez ramię, skupię się tylko na obiekcie, określanym nawet do tej pory jako: CPN Szaflarska; patrz tablice autobusów komunikacji miejskiej i niech tak zostanie!
Przy stacji paliw z sześćdziesięcioletnim rodowodem funkcjonuje cały kompleks motoryzacyjny, nie tylko ten należący do Moto Service Adam Worwa. I co ciekawe, nie ma tam niezdrowej konkurencji, gdyż firmy te nawzajem się uzupełniają. Posiadacz samochodu każdej marki znajdzie tu pomoc w każdym problemie, od spawania tłumika po naprawę silnika. I na pewno wyjdzie taniej niż w markowej ASO. Firma dysponuje bogatą ofertą części zamiennych i materiałów eksploatacyjnych, a jeśli czegoś nie ma pod ręką – będzie nazajutrz. Po to się ma kooperantów…
Sprawnie funkcjonuje Stacja Kontroli Pojazdów, o problemach których pisałem niedawno. Łukasz Worwa zaciska zęby i nie wierzy już w podwyżkę ceny za badanie techniczne samochodów, które nie było waloryzowane od osiemnastu lat. Jego optymizm pchnął go jednak do budowy nowej diagnostyki i nowego budynku postawionego w dużej mierze na kredyt. Podpiera się dodatkowymi usługami, ale z tego kokosów nie ma. Te egzotyczne owoce zaczną mu spadać na głowę niebawem, gdy tylko zacznie się zima i przyjdą rachunki za prąd i gaz, których pierwsze przerażające symptomy już się pojawiły. Łukasz nocami myśli, jak wyjść z impasu, jak ograniczyć straty ciepła i zaoszczędzić na energii, czy pójść w fotowoltaikę czy pompy ciepła. Jedno jest pewne – jak przedsiębiorcy przeżyją tą zimę to już nic ich nie zabije – mawia.
W zadumie sięga do swej innowacyjnej wówczas pracy magisterskiej, zastanawiając się jak zarządzać i rozwijać firmę w czasach, których nikt nie przewidywał piętnaście lat temu. Chcąc go o to zapytać, trzeba się nieźle nachodzić; na pytanie w recepcji warsztatu o szefa, odpowiedzi może być kilka: jak go tu nie ma, to może jest w biurze na starej diagnostyce. A jak nie ma go w sklepie, to pewnie będzie na nowej stacji kontroli…
Z fasady budynku przy Szaflarskiej 156 z góry spogląda uśmiechnięta podobizna Adama Worwy, twórcy tej firmy. W tym uśmiechu widać też chyba dumę z jego latorośli…
Jacek Sowa