11.11.2024, 11:20 | czytano: 743

Kibic Niepodległy

Tradycją Narodowego Święta są, oprócz nadętych patosem okazji do politycznego zaistnienia na forum publicznym, liczne igrzyska, mające dać suwerenowi chwilę rozrywki i radości. Postawiłem na piłkę, która ostatnio daje miastu więcej pozytywnych emocji, niż ukochany hokej.
W kraju patriotyczne uniesienia dały znać o sobie na szczycie piłkarskich rozgrywek, nie wiadomo dlaczego nazwanych ekstraklasą, bo do tego miana wiele im brakuje. Co prawda imponująca oprawa stadionów z okazji Święta Niepodległości (i dymu jakby mniej) oraz ekscytująca walka herosów murawy przysporzyła kibicom wiele emocji, ale na futbolowych arenach, naszych wojowników coraz mniej. Zaciężny hufiec, prowadzony przez enigmatycznego Duńczyka pod sztandarem hetmana Czarnieckiego, w obecności ponad 40 tysięcznego tłumu na wałach, srogą sprawił łaźnię cudzoziemskiej Legii, która padła w końcu z braku sił. Ich posadzony do kozy niepokorny wódz, potomek Magellana, gryzł pięści w niemocy...
O ile w Poznaniu po obu stronach walczyło po kilku rodaków, to w innym starciu na kresach, w mateczniku Jagiellonów konkurowali wysłannicy spod Jasnej Góry, a tam już naszych uświadczyć było ciężko. A i tak, ku rozpaczy 17 tysięcy "śledzików", bój pozostał nierozstrzygnięty...

W naszym Królewskim Mieście Kazimierza Wielkiego, na udeptanej sztucznie ziemi, spotkali się przedstawiciele dwóch zacnych małopolskich grodów, których historia powstania dzieli niespełna 15 lat, w trzecioligowej tabeli zaś piętnaście miejsc. Ale współczesna historia obu klubów, leżących po dwóch stronach Dunajców, jest podobnie niespokojna.

Rok temu obie drużyny szorowały pod dnie tabeli, a uparły się na nie wszystkie plagi świata. Heroiczny wysiłek Górali sprawił, że utrzymali trzecioligowy status, Jaskółkom z Tarnowa szczęśliwie pozostawiono gniazdko uwite wiosną w tabeli. Jednak z nastaniem jesieni sytuacja obu klubów jest diametralnie różna, NKP Podhale dobrze sobie radzi w rozgrywkach i mimo paru bolesnych wpadek odgania się od rywali tuż za plecami liderującej Sandecji, będąc jedynym zespołem, który dołożył Lachom. Unia ugrzęzła na dnie, nie wygrywając jeszcze żadnego meczu, podobnie jak utknęli jej wierni kibice w sobotnich korkach, w drodze na nowotarski stadion imieniem Wielkiego Marszałka.

Gdy pół setki fanów Jaskółek usadowiło się w swoim gnieździe po stronie tarnowskiej bramki, w ciągu jednego kwadransa wpadły do niej trzy gole. Niezrażeni tym goście przez cały mecz dzielnie kibicowali, demonstrując transparenty, świadczące o przywiązaniu do swego "niechcianego" klubu. Po meczu na stojąco dziękowali swoim piłkarzom za trud, mimo przegranej; scena ta była poruszająca o tyle, że po ostatnim gwizdku niewiele większa część tubylczej widowni pospiesznie wyniosła się z trybuny, zwycięzcy gospodarze dzielili się wiktorią z nieliczną garstką...

Skąd te analogie dwóch małopolskich klubów? Ano ze wspaniałej historii, niekoniecznie futbolowej, choć po obu stronach wre praca z młodzieżą, czego dowodem są złote certyfikaty piłkarskiej centrali. Przez dekady na sportowym piedestale Tarnowa wznosił się żużel, owiany sławą legendarnych nazwisk jak choćby Tomasz Gollob, czy Janusz Kołodziej. Sukcesy "Jaskółek" na czarnym torze można porównać do osiągnięć hokejowych "Szarotek"; dziś oba kluby stoją na krawędzi upadku. O ile sytuacja tarnowian nie jest aż tak beznadziejna, władze Unii, zasilone pieniędzmi z małopolskiej kasy samorządowej wyszły z długów, o tyle w widłach Dunajców hokejowy głód zagląda w oczy. Wysokie porażki nie kompromitują jednak zawodników z szarotką na piersi, których została garstka, przeważnie juniorów.

Miejsce, w którym znalazł się nowotarski hokej woła o pomstę do nieba, bo klub, który kiedyś słynął z pracy z młodzieżą i mógł wystawić nawet dwie równorzędne drużyny, złożone z wychowanków, dziś nie może sklecić nawet jednego zespołu. Gdy na początku wieku Podhale znalazło się w finansowych tarapatach, przez dekadę zarządzał nimi solidny sponsor z grupą odpowiedzialnych ludzi. Na efekty nie trzeba było długo czekać, pojawiły się wyniki i tytuły, ale czasy, kiedy reprezentacja Polski mieściła się w pierwszej światowej dziesiątce, odeszły na zawsze. Podobnie jak prestiż krajowego hokeja, zarządzanego przez dyletantów, którego poziom i finanse sięgnęły dna.
Od piętnastu lat, każdego roku nasze miasto pompowało w klub duże pieniądze, nie weryfikując sposobu ich wydawania. A wydawano nie tak, jak chciałby tego każdy szanujący się kibic. Kupowano odpady ze światowych lodowisk, które rzadko dawały należną jakość, nie dbając o to, aby szeregi pierwszej drużyny mogły być zasilane własnymi wychowankami. Spójrzmy na skład dzisiejszego zespołu, także na inne drużyny ligowe, gdzie nie brak graczy z Podhala; większość z nich już wiele lat temu przekroczyła wiek poborowy.

Wysiłki garstki pasjonatów, którym jeszcze chce się pracować z młodzieżą, wierzących w powrót "Szarotek" kwitnących na lodzie, wydają się być dziś syzyfową pracą. Pracą, zamienianą w utopię przez kolejnych naprawiaczy i uzdrowicieli nowotarskiego hokeja. Piszę to z pozycji jednego z wielu kibiców, podobnie do nich płacących za bilet i nie szczędzących gardła na trybunach, na których będzie ich coraz mniej.

I mam ogromny szacunek zarówno dla nich, jak i dla tej reszty zawodników, także z MMKS, zbierających cięgi w ligowych szrankach. W nich tkwi jeszcze nadzieja, która umiera ostatnia, tak jak w tych malcach, z całego kraju, którzy zmierzyli swe siły w Mini Turnieju Niepodległości. Ale grali przy pustych trybunach, bo jakoś nikt nie wpadł na pomysł, aby w sobotni poranek, zamiast szturmować Biedronkę czy Lidla, przyprowadzić do parku młodzież szkolną. Póki co, budujmy kolejne supermarkety i zapomnijmy o nowym pałacu lodowym, bo nie będzie komu go budować. Politykom na świąteczne jasełka Rynek i MCK na razie wystarczy, a szkieletory mamy na Równi Szaflarskiej. Do zobaczenia na meczu, kibicujmy naszym, póki jeszcze grają...

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl