Ostatni tegoroczny mecz nowotarskiej Premiership zakończył się sprawiedliwym remisem. Nowotarski Old Traford (który Anglicy zwą Teatrem Marzeń), tym razem nie był areną zaciętej walki; fajerwerki pozostały na szczęście w miejskim arsenale.
Do decydującego spotkania oba zespoły przystąpiły w miarę przyjaznej atmosferze, wiedząc, że jakakolwiek boiskowa awantura źle wpłynie na nastroje kibiców i sponsorów. Jeszcze przed meczem gracze obiecali, że nie będą kopać się po kostkach. Drużyna United czyli Zjednoczonych, przystępowała do meczu jak zwykle z przewagą jednego zawodnika, ale dla równowagi ich lewy napastnik nie był zbyt aktywny na placu gry. Zespół buduje się od bramki, a tu na pozycji Onany występuje młody, ale precyzyjnie ustawiony Supermario. Jego statystyczne przemyślenia przewidują ruchy przeciwnika od początku, sygnalizując kapitanowi zespołu zagrywki taktyczne. Na obronie występują doświadczeni gracze, których zadaniem jest uruchamianie niezwykle sprawnego żeńskiego parytetu drużyny; naszym wahadłowym paniom raczej nikt nie podskoczy... Dzięki temu, grający na środku kapitan, może neutralizować przeciwnika swymi bocznymi pomocnikami, a dwa żądła w ataku dopełniają reszty. Ofensywna dziewiątka używa różnych środków, aby wedrzeć się na pole karne rywala, podczas gdy jego niezmordowany prawoskrzydłowy wyprowadza kontry z flanki, tradycyjnie nie przebierając w środkach.Taktyka ta destabilizuje utarty od lat schemat gry klubu City, czyli Miastowych, którzy grając w permanentnym osłabieniu (po czerwonej kartce z wiosennej rundy), wciąż muszą borykać się z codziennymi problemami. Ten zespół nie zanotował znaczących transferów na kolejne sezony, więc ich coach nie bardzo ma na kogo liczyć. Stary bramkarz ogranicza się głownie do dalekich wykopów, do których nie kwapią się niedoświadczeni jeszcze pomocnicy. Nominalny od lat stoper kwituje tylko od czasu do czasu poczynania obrony w szkockich spódnicach, której działania ograniczają się do przyklaskiwania sztabowi na ławce w przypadku, od czasu do czasu, udanej akcji. Jednak lagowanie przez całe boisko nie może przynieść Miastowym pożytku wobec skutecznej gry pozycyjnej Zjednoczonych, zaś filigranowy snajper nie ma już skuteczności Haalanda. Zza linii z niepokojem spogląda na to wszystko nasz miejscowy Guardiola, licząc na wsparcie swojej ławki. Niestety, jego główny asystent woli rolę kapelana drużyny, a liczna akademia piłkarska opiera się na starych metodach Akademii Pana Kleksa.
W tym ostatnim w jesiennej rundzie meczu padł spodziewany remis, który w miarę zadowolił obie strony. W miarę, gdyż Miastowi muszą bacznie zwracać uwagę na finanse i definitywnie porzucić myśli o budowie nowego Stadium of City. Monumentalna Arena jest nam dziś zupełnie niepotrzebne, co w porę dotarło do świadomości coacha Stolicy Podhala i chwała mu za to. A skrzydłowy z United nie musi udawać, że tak bardzo tego pragnie; póki co może się wyszumieć pod dachem sali obrad na Krzywej. Tam na szczęście dach jeszcze nie cieknie, jak w szkole na Niwie, a VAR miejskiej kablówki wychwyci każdego spalonego.
I tak doszliśmy do rozgrywki, w tle której są wielkie jak na nasze warunki pieniądze; sam Erling Haaland kosztuje więcej, niż roczny budżet Newmarket City. W naszym miejskim teamie nie trzeba gwiazdorów, w tej lidze potrzebni są mądrze grający Zielińscy i Grosiccy, którzy znajdą uznanie trybun (nie mylić z trybunami ludowymi, których komentarze obrzydzają każdy, nawet najlepszy pomysł!). Ludzie bardziej dziś potrzebują chleba niż igrzysk, a liście laurowe nie powinny stanowić dodatku do kiełbasy wyborczej.
Jacek Sowa