Jest śnieg (jeszcze) więc są też alternatywy dla popularnych tras. Wybieramy się do Czarnego Dunajca, gdzie powstała pętla na Baligówce - choć pętlą jej nie nazwiemy.
To świetne miejsce szczególnie dla tych, którzy biegowymi wyjadaczami nie są i Śladami Olimpijczyków na Turbacz się nie wybiorą. Czego możemy się spodziewać? Niemal idealnie równego terenu, dobrze utrzymanego śladu (ale nie na całej pętli) i śladowych oznak obecności innych biegaczy. I jeszcze jedno - wjazd i parkowanie są darmowe!Jest więc to co kochamy najbardziej - czyste powietrze, cisza, pustka. W końcu nie na darmo starzy górale nazwali te torfowiska "pustaciami".Start przygotowano na niepozornym parkingu przy szosie prowadzącej do Jabłonki. Po lewej stronie mamy placyk na maksymalnie kilkanaście samochodów. To dokładnie po drugiej stronie drogi naprzeciw popularnej góralskiej bacówki.
Ktoś dobrze pokombinował, bo wjazd na trasę zastawił żerdką oklejoną taśmą, więc mamy szansę, że nie nadziejemy się na trasie na żadnego quadowca czy śnieżny skuter.
Trasa wiedzie przez las i po pokonaniu kilku zakrętów wyjeżdżamy na długa prostą. Promienie słoneczne mile grzeją twarz, ale w sumie śnieg mimo dodatniej temperatury trzyma się nieźle. Po trzech kilometrach dojeżdżamy do drugiej żerdki, która wystarczy przekroczyć, by ruszyć dalej. W prawo - można dotrzeć aż do Piekielnika, w lewo - wrócić pętla do miejsca startu.
Niestety, zła wiadomość jest taka, że zaplanowana pętla - pętlą nie jest. Ślad się urywa po kolejnym kilometrze kilometrach, więc korzystając z porady napotkanego narciarza - wracamy po własnych śladach. Miejmy nadzieję, że gdy tylko spadnie więcej śniegu to i trasa na powrót się "zapętli".
Mimo wszystko jest to świetne miejsce i kolejny punkt na biegowej mapie Podhala, Orawy i Spisza. Czy warto się wybrać? Zdecydowanie tak. Zresztą zobaczcie sami krótki film.