01.01.2020, 22:15 | czytano: 3608

Samochodem po Ameryce (17)

zdj. Michał Adamowski
"Osiemnaście miesięcy po ostatniej wizycie w USA, postanowiłem po raz kolejny ruszyć na objazdową wycieczkę po Stanach" - pisze we wprowadzeniu do kolejnej części fotograficznej opowieści podróżniczej nasz kolega redakcyjny, Michał Adamowski.
Podobnie jak ostatnim razem zacząłem w Los Angeles i tegoroczne wakacje miały mieć sporo akcentu lotniczego, a przy okazji podróż po trzech stanach wraz z zobaczeniem najciekawszych atrakcji.

Tym razem Miasto Aniołów przywitało nas piękną pogodą, bezchmurnym niebem i wysoką jak na połowę listopada temperaturą. W Los Angeles już byłem, ale były jeszcze pewne miejsca, w które ostatnio nie dojechałem z powodu braku czasu i pogody.

Kolejną przygodę z odkrywaniem Ameryki rozpocząłem sporo przed świtem. Nie przestawiony jeszcze na czas lokalny (9 godzin różnicy w stosunku do Polski), nie chciałem marnować dnia i z samego rana ruszyłem do Griffith Observatory, z którego chciałem zrobić wschód słońca nad miastem.
Duża wilgotność powietrza i wysoka temperatura sprawiły, że nad miastem unosiła się gęsta mgła, która ustąpiła dopiero przed południem.

Obserwatorium położone jest na 360 metrach n.p.m. i na szczęście została ona niżej, dzięki czemu udało się oglądać przepiękny i kolorowy wschód słońca.

Jako, że listopad to już w zasadzie sezon zimowy w Kalifornii, miasto nie przeżywało oblężenia turystów i praktycznie wszędzie, gdzie byłem, było bez tłumów i kolejek. W planie było drugie podejście do Alei Gwiazd, która ostatnim razem tonęła w deszczu i namiotach bezdomnych. Tym razem było zupełnie inaczej. Czysto, w słońcu i w spokoju można było zobaczyć kawałek jednej z najsłynniejszych ulic świata, na której największe osobistości kina i muzyki mają swoją gwiazdę. Pod chińskim teatrem zaś odciśnięte są buty i ręce sławnych aktorów. Te najstarsze mają już blisko 100 lat.

Ostatnim miejscem, którego również zabrakło poprzednim razem był znak Hollywood, widoczny niemalże z każdego miejsca w Los Angeles. Ogromne litery dominujące na zboczu góry Lee, są jednym z najchętniej fotografowanych obiektów w Los Angeles. Ostatnie zdjęcia zrobiłem z pokładu śmigłowca. Dopiero z tej perspektywy widać, jak duży jest napis.

Michał Adamowski
Może Cię zainteresować
komentarze
mar02.01.2020, 12:34
Gratuluję, piękne zdjęcia.
Smok Wawelski02.01.2020, 12:00
Smog typu LA
baciok@02.01.2020, 09:04
Panie Michale gratuluję pasji, pięknych zdjęć, ciekawych opisów.
Ja myślę kiedyś przjechać Route 66.
fred02.01.2020, 05:44
Nic ciekawego w tej AMERYCE,w Polsce tez sa ciekawe i śliczne miejsca jak się samochodem powolutku jedzie.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl