17.08.2020, 13:38 | czytano: 2878

Jacek Sowa: Śladami Mistrza

zdj. Joanna Dziubińska
FELIETON. "Przez całą dobę słychać wszędzie, na Szaflarskiej, na Ludźmierskiej czy w Rynku ryk motorów, na których ścigają się bez sensu okoliczne łby, zakute w nieprzeźroczyste kaski; męskość przejawiają w hałasie i niebezpiecznej szybkości na ulicach" - pisze Jacek Sowa, dziennikarz rodem z Nowego Targu.
Upalny, sierpniowy weekend na Podhalu. Zakorkowana „zakopianka” i okoliczne drogi, nie baczące na epidemię tłumy walą do Ludźmierza na odpust z kardynałem i „Nieszpory” z Janem Kantym. Nad miastem warczą samoloty, a nad lotniskiem aż do nocy wykwitają kolorowe czasze spadochronów. Na lodowisku wykwitł zaś koronawirus, stawiając pod znakiem zapytania rychłą już inaugurację sezonu hokejowego. Piłkarski sezon jesienny zaczął się już co prawda na stadionie koło dworca kolejowego, ale tam na zroszonej polewaczkami nawierzchni zapadła cisza i wielki zawód po odwołaniu z tej samej przyczyny wielkiego święta, jakim miała być pucharowa potyczka z ekstraligowcem ze Szczecina. Sportowy pat…
Zatłoczoną drogą przez Waksmund i Ostrowsko pełzną przybysze z całej Polski, szukając chłodu nad brzegami Zalewu Czorsztyńskiego. Część z nich jednak skręca na most w stronę Przełęczy Knurowskiej, aby jadąc po godnych Transylwanii serpentynach, znaleźć się w sercu gorczańskich lasów. Na ochotnickich łąkach rozbiło się miasteczko kamperów i vanów z przyczepami, pełnymi kolorowych motocykli, które niebawem zawarczą w okolicznych wąwozach. To właśnie tu odbędą się kolejne eliminacje do mistrzostw Polski w motocyklowych rajdach terenowych; ta dyscyplina ma na Podhalu szczególnie piękną, 70-letnią już bodaj tradycję, popartą wynikami takich asów jak Mieczysław Błoniarz, Janusz Temecki, Roman Dziubiński, Stanisław Zagata czy Bogdan Sięka, a obecnie Michał Pyzowski i Rafał Luberda. Od początku XXI wieku ich wyczyny skumulował jak dotąd najlepszy polski motocyklista wszechczasów, Tadeusz Błażusiak. Niepokonany wielokrotny mistrz Polski, posiadacz tytułów mistrza Europy i świata we wszystkich konkurencjach motocyklowych, gdzie można równie dobrze zdobyć sławę ale i wybić sobie zęby. A Teddy’emu przydarzyło się nieraz jedno i drugie. Ale nasz mistrz powoli dobija do czterdziestki i bardzo chciałby, aby jego śladami podążyli następcy…

Na zatłoczonym padoku szczupli młodzieńcy w kolorowych kombinezonach ściągają z oznaczonych nowotarską rejestracją trucków lśniące motocykle. Niebawem wyjadą na górską pętlę, najeżoną karkołomnymi odcinkami specjalnymi. Na ich plecach nieprzypadkowo widnieją numery 1 i 2 – to aktualni liderzy klasyfikacji A: Gabriel Marcinów i Michał Łukaszczyk. Dwudziestoparoletni zawodnicy wywodzący się z Nowego Targu, jeżdżą w tym samym klubie i rywalizują ze sobą nie od dziś, ale jest niemal pewne, że najwyższe podium przypadnie jednemu z nich. Za sprawą prasowego immunitetu omijam ochroniarzy, aby dostać się jak najbliżej miejsca zmagań rajdowców. Wąska leśna dróżka kończy się po kilkuset metrach i słychać już warkot silników. To świetne miejsce do obserwacji aż trzech, niezwykle urozmaiconych i trudnych odcinków, wytyczonych w głębokich wąwozach, na szczęście tylko trochę zwilżonych przez osłabione suszą górskie potoki.

Na znak sędziego uczestnicy coraz mniej kolorowej kawalkady pojedynczo zagłębiają się w pionową czeluść, aby wykonywać w niej ekwilibrystyczne sztuczki, polegające na pokonaniu karkołomnych przeszkód bez podpórki w limitowanym czasie. Z blisko setki uczestników (niektórych mniej niż dziesięcioletnich, a paru dobrze po pięćdziesiątce!) wielu przejeżdża odcinki bezbłędnie, niektórzy zaś, zwłaszcza najmłodsi, grzęzną w zdradliwym holwegu, rozpaczliwie wyciągając swe maszyny z błota. Większość zalicza po dwie, trzy podpórki, dziurkuje kartę i pędzi dalej w oparach rycyny.

Na skarpie staje zawodnik z dwójką na plecach, Michał Łukaszczyk i przez kilkadziesiąt sekund meandruje po zdradliwych pułapkach wąwozu, instruowany głośno przez swego młodszego brata, Kubę. Trzy kolejne odcinki z minimalnymi stratami, jest nieźle, Gabryś będzie musiał się sprężać! Kolorowa kawalkada powoli przemieszcza się w górę lasu, zza ryku motorów słychać tylko od czasu do czasu pojedyncze brawa za udany przejazd lub jęk zawodu, gdy jeździec ląduje na dnie potoku. Zza zakrętu wyłania się grupka czterech motocyklistów, wśród których wyróżniają się dwie postaci: filigranowy chłopiec z numerem 63, a za nim sylwetka w jakże znanym pomarańczowym odcieniu z numerem 111 na kombinezonie. To połączenie trzech pokoleń rodu Błażusiaków; najstarszy z nich Jakub, jeden z najpoważniejszych przedsiębiorców Podhala pewnie czuje się na rajdowym motocyklu (mimo już ponad kopy lat na karku) dorobił się dwóch wspaniałych synów: Wojciecha, który schedę swoich sukcesów na motocyklu przekazał młodszemu bratu Tadeuszowi. Słynny „Teddy” dziś pilotuje występ swego dwunastoletniego bratanka, instruując go o zawiłościach motocyklowego rzemiosła. Filigranowy Kuba wjeżdża do oznakowanego wąwozu bez wahania, jedzie technicznie, pewnie i spokojnie, przeskakuje oślizłe głazy i korzenie, aby pionową świecą wyskoczyć niemal pod nogi sędziego na górze odcinka. Jeden przejazd, drugi, bezbłędnie i nagroda w postaci frenetycznych braw zebranych wokół kibiców. Mały bohater poprawia gogle i mknie dalej; takich przejazdów w całych zawodach zaliczy w sumie sześć! Nie do wiary!

Dziadek Jakub z dumą opowiada o dokonaniach swoich synów. – Zawsze uczyłem ich pracowitości i solidności. Wojtek otrzymał solidne wykształcenie i ze spokojem powierzyłem mu prowadzenie znaczącej w kraju i zagranicą firmy, która potrafiła przetrwać najtrudniejsze chwile. Tadek to wojownik, który może zawalczyć o wszystko, choć czasem bolało. Jego sukcesy sportowe są niepodważalne, ale potrafi je przekuć na zabezpieczenie przyszłości w każdym punkcie na ziemi; biegle włada sześcioma językami. Jednak wie, że jego miejsce jest w Polsce, najchętniej blisko Krakowa. Chciałby jednak, żeby ktoś z naszych stron kontynuował jego dzieło. Czy to będzie mój wnuk Kuba, któż to wie… - zamyśla się senior Błażusiak.
Czas opuścić rodzinny gród w widłach Dunajca. Wczesnym rankiem hotelowej recepcji odbiera klucz uśmiechnięty …Michał Łukaszczyk. Zapytany, czemu nie wypoczywa po rajdowych trudach i czy nie mógłby na przykład zastąpić go młodszy brat Kuba, odpowiada : - W naszym rodzinnym interesie nie ma czasu na świętowanie, tak było zawsze, od śp. dziadka (Romana – przyp. aut.), który dał podwaliny do naszej firmy, przez ojca (Mirosława – przyp. aut.) który stworzył znaną już w całej Polsce markę. Jazda na motocyklu to tylko dodatek do życia… A młodszy? Od szóstej rano na dole w restauracji wydaje gościom hotelowym śniadania!

Czy coś trzeba więcej? Ucichły silniki, na zwycięskich piersiach zawisły medale. Michał wygrał te zawody, ale Gabryś tuż za nim. Wśród maluchów Kuba na drugim miejscu, wspaniały wynik jak na początek. Łukaszczyk, Marcinów, Błażusiak - który z nich podąży śladami wielkiego „Teddy’ego” i podtrzyma motocyklową sławę synów tego miasta? Miasta, gdzie przez całą dobę słychać wszędzie, na Szaflarskiej, na Ludźmierskiej czy w Rynku ryk motorów, na których ścigają się bez sensu okoliczne łby, zakute w nieprzeźroczyste kaski. Chyba żaden z nich nie potrafiłby o własnych siłach nawet wjechać do wąwozu; męskość przejawiają w hałasie i niebezpiecznej szybkości na ulicach, co poddać należy szczególnej uwadze ekipy z Konfederacji Tatrzańskiej. Ich motocyklowe „wyczyny” winny też zostać w jakiś sposób zdyskontowane…

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
komentarze
lomgi18.08.2020, 09:52
Miasto oferuje ryk i smród silników spalinowych- motocykli, samolotów samochodów. Super promocja Miasta.
leming doskonały17.08.2020, 14:26
Rewelacyjny tekst, ale i napisał go nie byle Kto. Brawo Panie Jacku.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl