Relację wraz ze zdjęciami z niedzielnej wycieczki na Małołączniak przez Przysłop Miętusi przedstawia Barbara Hadowska.
Około godziny 7 rano wchodzimy do Doliny Kościeliskiej, przy budce z biletami jest jeszcze mała kolejka turystów – zaledwie kilka osób. Po około 15 minutach przed mostkiem skręcamy w lewo, w stronę Przysłopu Miętusiego. Następnie wyruszamy niebieskim szlakiem, na Małołączniak. Najbliższe 30 minut wiedzie szlakiem po lesie. Zaczynamy zauważać liczne skały. W końcu wchodzimy do Kobylarzowego Żlebu. Zaczynają się łańcuchy, do których czekamy w kolejce (kilka osób przed nami – jeszcze więcej za nami). Dowodem na tłumy w Tatrach jest fakt, iż to najrzadziej wybierana trasa na Czerwone Wierchy a nawet tutaj się korkowało.Mozolnie poruszamy się po kamieniach aż do Czerwonego Grzbietu, dostrzegamy Giewont, który nieco różni się od tego znanego. W połowie Czerwonego Grzbietu mijamy jeden z otworów Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Po jakimś czasie wreszcie dochodzimy na wierzchołek Małołączniaka, z którego widać Krywań, Świnicę, Kasprowy Wierch, Kopę Kondracką, Giewont i Krzesanicę.Wybieramy szlak czerwony na Krzesanicę najwyższą górę Czerwonych Wierchów. Schodzimy szlakiem, prowadzącym nas Litworową Przełęcz. Na Krzesanicy widzimy charakterystyczne skalne kopczyki.
Dalej podążamy w stronę Ciemniaka. Mijamy uskoki skalne i kamienie. Z tego miejsca piękna panorama na przepaść i "krzesaną" ścianę Krzesanicy.
Z Ciemniaka schodzimy do doliny Tomanowej w skrócie przez chudą przełączkę, czerwony źleb, wchodzimy do lasu i wychodzimy w dolinie kościeliskiej gdzie zderzamy się z tłumem turystów podążających do schroniska na Ornaku albo wracających w Kiry.
Tekst i zdjęcia Barbara Hadowska