20.02.2022, 17:40 | czytano: 2474

Jacek Sowa: Odwrotna strona medalu

Kamil Stoch i Dawid Kubacki/ arch. Podhale24
"Zgasł olimpijski znicz made in China, nie po raz pierwszy zresztą podczas tych igrzysk. Igrzysk, które na pewno zapiszą się w historii Olimpiad, wydających się być z każdą kolejną odsłoną coraz bardziej bezsensowne" - pisze w po-olimpijskim felietonie, dziennikarz Jacek Sowa.
Zmarły 95 lat temu Pierre de Coubertin, twórca nowożytnych igrzysk olimpijskich, przewraca się w grobie, jeśli widzi, co się z jego ideą porobiło. Odrodzenie igrzysk w imię pokoju i jedności między narodami to dziś frazes, który powstał w głowie barona prawie półtora wieku temu, już wtedy był oderwaną od rzeczywistości mrzonką wizjonera.
Sportowa rywalizacja w duchu dawnej Hellady miała nosić osiem podstawowych cech: piękno, sprawiedliwość, śmiałość, honor, radość, płodność, postęp i pokój. Prześledźmy zatem, co przyniosły nam igrzyska w Pekinie, niemal w sto lat po zimowej inauguracji w Chamonix. Na żadnych z nich Polaków nie zabrakło i w tym była nasza śmiałość, bo jesteśmy z natury narodem śmiałym, choć nieroztropnym.

Na ceremonii otwarcia demonstrowaliśmy radość; podczas zamknięcia już niekoniecznie, walczyliśmy zatem głównie o honor. Bo tego już niejednym innym nacjom zabrakło…

O płodność zadbali organizatorzy, dbając, aby uczestnicy sportowych zmagań prezerwatyw mieli dostatek.

Narzekaliśmy na sprawiedliwość, ale ten temat mamy przecież na co dzień obcykany, choć trudno doszukiwać się iuris ordo przy wskazaniach wiatromierza na olimpijskiej skoczni, który akurat kręcił się za szybko, gdy na rozbiegu stali nasi skoczkowie. I to w dodatku w prawidłowych kombinezonach, uszytych pod kolor jedynie słusznej telewizji.

Technologicznie ponoć zanotowaliśmy postęp, choć kombinezony i buty nam nie pomogły; może trzeba było zamówić sprzęt u Błażusiaków i Wojasa? Na pewno podeszliby do tego bardziej profesjonalnie, co najmniej tak jak Niemcy…

Jeśli chodzi o pokój, to nie wiadomo o jaki pokój chodzi; ten światowy to oczywista bzdura, jeśli zaś chodzi o lokum w wiosce olimpijskiej, no to była faktycznie wioska. Choć nie ryzykowałbym aż tak daleko z porównywaniem do zimowych kwater na Podhalu, które już nie ustępują europejskim standardom. Chińczykom jeszcze do tego daleko…
I teraz należałoby poszukać tego pierwszego elementu sportu – piękna. Idea francuskiego pedagoga była rzeczywiście piękna, lecz nie wytrzymała próby czasu. Sto lat temu uczestnictwo w zmaganiach olimpijskich było wyzwaniem i kosztowną wyprawą, wielkie imprezy sportowe należały do rzadkości i nie były tak skomercjalizowane. O każdym udanym występie pisano w duchu optymizmu, graniczącym nieraz z euforią. Medal olimpijski miał swoją wartość…

Czasy się zmieniły i waga olimpijskiego medalu zrównała się z jego gramaturą, a jego emerytalny parytet zakrawa na kpinę. Medaliści tacy jak Justyna Kowalczyk, Kamil Stoch czy Dawid Kubacki i wielu innych, zasługują na szacunek nie tylko za sukcesy na loteryjnych arenach olimpijskich, gdzie pogoda, pech czy nawet złośliwość rywala potrafią zniweczyć wielomiesięczny wysiłek zawodnika. Jednorazowy występ, jak choćby wyskok Wojciecha Fortuny, nijak się nie ma do wielu lat pracy i worka medali na innych, niby czemu gorszych rangą, mistrzostwach czy cyklach pucharu świata.

Moim zdaniem igrzyska olimpijskie zamieniły się w nikomu niepotrzebne wesele na kilkaset osób, organizowane głównie po to, aby pokazać się sąsiadom. Ideowe octogonum zamieniło się w komercyjną ośmiornicę, a sens sportowej walki zatruwa jad nieakceptowalnych praktyk dopingowych i technicznych oszustw, w których biorą udział całe zastępy mędrców nie tylko ze wschodu. Do jury zawodów powołuje się ludzi, którzy nie reprezentują najwyższych standardów bezstronności, wystarczy spojrzeć na rozbieżności ocen skoczków, czy łyżwiarzy. Stoją za tym interesy konkretnych federacji, więc należałoby zapytać, czy Borek Sedlak ma na wieży status emerytalny? I niech mi nikt nie mydli oczu altruizmem Horngachera…

Rodzi się pytanie, czy coraz bardziej rozdęte igrzyska olimpijskie są potrzebne; ich jednorazowość wypacza rangę sportowej rywalizacji w rozumieniu zawodniczego kunsztu. Dla mnie sukces Dawida na Czterech Skoczniach, czy Kamila w Pucharze Świata jest cenniejszy, niż loteryjne żetony, wiszące na pokrytych hieroglifami wstążkach. A jedyny, brązowy krążek na szyi Kubackiego, czy miejsce tuż za podium Kamila jest tylko potwierdzeniem ich klasy, klasy wielkich mistrzów, dla których sukces to nie pojedynczy wyskok, ale lata ciężkiej pracy. I to jest odwrotna strona medalu!

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
komentarze
ski21.02.2022, 05:03
nikomu nie potrzebne wesele organizowane na kilkaset osób i dla wielu zapącztkowane wspólną mszą .Swięta prawda Swiat się cofa poraz drugi zgaszenie znicza = rozpoczęciem wojny?
STAŚ20.02.2022, 19:09
Ma być !!! Dobitnie powiedziane !
czytam i tak sobie myślę20.02.2022, 18:50
"...dla których sukces to nie pojedynczy wyskok, ale lata ciężkiej pracy...", czy pan Sowa chciał coś przekazać poprzez ten felieton panu Fortunie czy mnie się tylko coś wydaje?
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl