18.03.2022, 09:39 | czytano: 3620

Takim Go pamiętam… Wspomnienie o Józefie Różańskim

"W słoneczne, marcowe południe rozprawialiśmy w starym, nowotarskim gronie o znanych i zacnych ludziach tego Miasta. I wówczas ktoś przyniósł wiadomość, że odszedł Józef Różański…" - pisze Jacek Sowa, pochodzący z Nowego Targu dziennikarz i publicysta.
Od razu odżyły wspomnienia sprzed lat; wielu lat. Bo Józef dociągnął sędziwego wieku, jak to mówią starzy górale, „nawet mioł trochę nadżyte...”
Gdy mama zapisywała mnie do szkoły, lokalizacja wypadła na „dwójkę”, czego potem bardzo żałowałem, bo pierwsze hokejowe kroki zawsze lepiej wypadały po dachem (tym samym zresztą!) Szkoły Podstawowej nr 1. Działo się to głównie za sprawą tamtejszego „Magistra Pikusia”, jak żartobliwie, ale i z szacunkiem nazywali go uczniowie „jedynki”. Młody nauczyciel wf, absolwent krakowskiej WSWiF, był niezmordowany, jeśli chodziło o sport i wszystko, co ze sportem związane. Za moich czasów w podstawówce nie było mocnych na jego ekipy, wystawiane do „Złotego Krążka”, o czym wspomina nawet taki hokejowy tuz, jak Walenty Ziętara, który także miał pecha, bo chodził do ”piątki”. Spod ręki Różańskiego wyszło wielu późniejszych mistrzów kauczukowego krążka, ale na etapie małolata trzeba było jednak dużo latać; podstawą była technika poparta kondycją fizyczną.

Józef Różański przez wiele lat imponował swoja sprawnością fizyczną, nawet jako trener na stadionie lekkoatletycznym osiągał wyniki, których młodsi mogli mu pozazdrościć. A mieliśmy przecież utalentowaną młodzież, która punktowała dla SRzKS „Gorce” – Danuta Bryniczka, Marian Mirek, Zbigniew Sobkowski – to tylko za moich czasów.

To był człowiek otwarty na ludzi całodobowo, typ bez reszty oddanego społecznika. Wywijając się od jedynie słusznej politycznie nomenklatury, zakotwiczył w Stronnictwie Demokratycznym, co przy jego aktywności wkrótce zaowocowało mandatami samorządowymi miasta, a wkrótce lożą poselską. Nie miała znaczenia płaszczyzna społeczna, na której działał, ale priorytetem dlań była zawsze młodzież. Potrafił wiele wywalczyć dla środowiska w którym działał, dzięki czemu został dobrze zapamiętany przez wychowanków domu dziecka na Kowańcu, czy potem w Specjalnym Zakładzie Wychowawczym. Lubił się udzielać, toteż jego obecność we miejscowych władzach Ochotniczej Straży Pożarnej, Podhalańskiej Grupy GOPR, czy w Aeroklubie Tatrzańskim nikogo nie dziwiła, ze swej strony jako zamiłowany sportowiec dawał moce zmiany kolejnym sztafetom pokoleń.

Miałem przyjemność często współpracować z panem Józefem przy organizacji różnych imprez, często relacjonując je z kronikarskiego obowiązku. A Różański bywał wszędzie i dobrze czuł się z mikrofonem; na festynach, rocznicach, balach sylwestrowych i pogrzebach. Razu pewnego, podwożąc go do domu na Kokoszków dychawicznym „maluchem” zapytał, czemu nie jeżdżę czymś większym. Parę dni później zadzwoniła do mnie sekretarka z jakiegoś ministerstwa informując, że ma w szufladzie talon na dużego fiata na moje nazwisko, wystarczy przyjechać do Warszawy, aby go odebrać osobiście. Chyba z wrażenia dostałem wtedy zapalenia pęcherzyka żółciowego i zanim doktor Wit Radwański pozwolił mi wstać z łóżka, skończył się proceder talonów. Może i dobrze, bo zaczął się czas polonezów…

Zawirowania polityczne i stan wojenny skłoniły go do działalności na rzecz swoich korzeni i przemianę ustrojową powitał z pozycji przewodniczącego nowotarskiego oddziału Związku Podhalan. Odnalazł się także w swojej wielkie pasji – pszczelarstwie, które także przysporzyło Mu wiele satysfakcji i także laurów.
Bo Józefa Różańskiego nawet pszczoły kochały. Miał 91 lat. Odpoczywaj w spokoju…

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl