"Gdzieś w głębi jednego z dursztyńskich szlaków górskich ukryta jest pewna opuszczona chata. Według podań okolicznych mieszkańców po zmroku straszy tam duch właściciela" - zaczynają swoją opowieść członkowie Mystery Hunters, grupy badającej zjawiska paranormalne.
Pustelnik i jego chataDo opuszczonej chaty pośrodku lasu prowadzi jedynie górski szlak. Okoliczni mieszkańcy twierdzą, że dochodząc do pewnego rozwidlenia dróg na szlaku, zdarzało się, iż ludzie gubili orientację w terenie i trudno było im odnaleźć drogę powrotną. Szczególnie po zapadnięciu zmroku. Ostatnim właścicielem chaty, do której nie prowadzi żadna droga dojazdowa, był człowiek o imieniu Wincenty. Mieszkańcy wsi, oddalonej o kilka kilometrów twierdzili, że to “dziwak”, izolował się od ludzi. Wolał mieszkać samotnie w swojej chacie, na górze. Wszyscy wołali na niego “Wincek”. Rzadko schodził do ludzi. Umiłował sobie spędzanie czasu ze zwierzętami, które hodował. Szczególnie upodobał sobie sad rosnący nieopodal, o który pieczołowicie dbał. Żył jako samotnik i zmarł w samotności. Chata po dziś dzień stoi opuszczona. Nieproszeni goście
Od tego czasu pojawiło się wiele wzmianek o tym, że w chacie straszy. Jedna z opowieści mówi o grupie studentów, którzy zeszli ze szlaku po kilkudniowym marszu turystycznym, w poszukiwaniu schronienia. Na niebie pociemniało, zbliżał się wieczór. Przed studentami pojawiła się opuszczona chata. Rozbili namioty na zewnątrz, przygotowali kolację, umyli się i położyli spać. Według relacji, w pewnym momencie usłyszeli donośny huk dobiegający z wnętrza chaty. Początkowo zignorowali ten dźwięk. Jak się później okazało, usłyszeli kolejny. Odgłos kroków i szurających o podłogę “gumiaków”. Mieszkańcy Dursztyna opowiadali, że takie właśnie “gumiaki” zakładał na nogi “Wincek”. Część grupy postanowiła wejść do środka, żeby sprawdzić źródło hałasu. Po wejściu i otworzeniu drzwi jeden ze studentów zauważył cień postaci w pomieszczeniu obok. A naczynie do mycia, w które wkładało się miednicę, zostało przewrócone. Sytuacja wystraszyła grupę podróżników na tyle, że tej nocy nie zmrużyli więcej oka. Kiedy lokalne koło gospodyń wiejskich dowiedziało się o całym zajściu, na początku nie dawały wiary tym opowieścią. Gdy powiedziano im jednak o odgłosach kroków w opuszczonej chacie, od razu ożywiły się i potwierdziły, że tak właśnie robił “Wincek” - szurał gumowcami o nawierzchnie.
Inne relacje dotyczące nawiedzonej chaty mówią o samoistnie otwierających się drzwiach i oknach, jeszcze inne o dziwnych wydarzeniach mających miejsce w jej obrębie. Są też tacy, którzy twierdzą, że w sadzie oddalonym od chaty o kilka metrów, czuć niepokojącą atmosferę. Tak jakby jego właściciel nadal troszczył się o swoje drzewa owocowe nawet po swojej śmierci.
opr.s/