17.05.2023, 09:40 | czytano: 2153

Jacek Sowa: Nowy Targ po staremu. Meble, ryby i kwiaty - życie pana Zdzicha

Zdzisław Krawczycki
17 maja pan Zdzisław Krawczycki kończy 88 lat, jednak wygląda na co najmniej o dwadzieścia mniej; cały czas czynny w pracy od ponad sześćdziesięciu lat – meblarstwo, wędkowanie i uprawa kwiatów ozdobnych.
Do Nowego Targu przybył na początku lat sześćdziesiątych za sprawą skomplikowanych wydarzeń losowych, jakie mogły przydarzyć się każdemu młodemu człowiekowi w tamtych czasach.
Urodzony w Makowie Podhalańskim pamięta, jako małe dziecko - płonący we wrześniu 1939 roku Jordanów. Powojenne lata to czas niełatwego dzieciństwa, ale też i zdobywania podstawowej wiedzy o życiu w trudnych czasach. Odbył wojsko na północnych rubieżach kraju, pracował jako kelner.

Pracował jako kelner

Posada w punkcie skupu w nowotarskim GS otarła go o stolicę Podhala. Pamięta swego sympatycznego kierownika – Tadeusza Polaczyka i kilku innych współpracowników, dzięki którym zapałał sympatią do Nowego Targu. To przełożyło się na plany życiowe zwłaszcza wtedy, gdy ożenił się z Urszulą, córką stolarza meblowego z Kalwarii. Stanisław Majewski z Szaflar namówił go wtedy na otwarcie „w mieście” sklepu z meblami.

I zaczęły się biurokratyczne schody! W tamtych czasach trudno było otworzyć swój prywatny biznes; o ile w sferze usługowej, cierpiącej na brak fachowców uruchomienie zakładu szewskiego, czy zegarmistrzowskiego było jeszcze do przejścia, o tyle własny, prywatny handel, był nie lada wyzwaniem. Przy ulicy Waksmundzkiej doświadczał tego Leon Borek – właściciel sklepu motoryzacyjnego, czy Stanisław Śmietana – handel typu „szwarc mydło”, gdzie jednak można było zakupić niemal wszystko. Krawczycki wynajął przy tej ulicy lokal u Paluchowej i po perypetiach z Wydziałem Handlu, zaświadczeniach od Kongregacji Kupieckiej (późniejsze Zrzeszenie Prywatnego Handlu i Usług) oraz MHD (potem WPHW) wstawił do witryny ekspozycję mebli kalwaryjskich, które wśród wywodzących się z branży rzemieślniczej zasobnych nowotarżan znalazły popyt. Interes zakwitł, a pan Zdzisław szybko zaaklimatyzował się w nowotarskich realiach. Bardzo pomocne w tym było jego zaangażowanie w sport, który w stolicy Podhala wówczas (niestety nie to, co dziś!) był ważnym ogniwem społecznego łańcucha tego miasta. Krawczycki kiedyś grał w piłkę i jeździł na nartach.

…jeździł na nartach

Pamięta tutejszych zawodników: Tadeusza Haburę, Antoniego Głąbińskiego, Ryszarda Krauszowskiego, Kazimierza Rajskiego, czy Kazimierza Dziobonia. Sportem pasjonował się od dziecka; czyż w grodzie świętej Katarzyny trzeba czegoś więcej?

I tak od sześćdziesięciu lat prowadzi swój sklep meblowy; dziś każdy taki lokal nazywany jest salonem. Ale wtedy, nieopodal nowotarskiej targowicy, w razie niepogody nieraz zawitali pod jego dach zmoczeni końscy kupcy, czy handlarze walutami. Wszystkich traktował jednakowo, co zyskało mu sympatię w okolicy, choć był „napływowy”. Górale ładowali meble na swoje fury, które w przeciwieństwie do dzisiejszych nie miały jeszcze emblematów zachodnich marek, co najwyżej zaprzężone w parę mocno wyeksploatowanych koni.

Od 60 lat prowadzi sklep meblowy

Z Waksmundzkiej na złączenia Dunajców daleko nie było, więc pan Zdzisław wdziewał wodery i szedł nad rzekę, zarzucić wędkę. To było jego hobby i sposób na jasny umysł. Ale czasy przynęty na szczebla minęły, trzeba było wziąć się do łapania „na muchę”. A jeszcze sześćdziesiąt lat temu można tu było złowić półmetrowego pstrąga potokowego! Gdy po pstrągach i lipieniach w zanieczyszczonych górskich rzekach nie pozostało nawet śladu, szukał wędkarskiego szczęścia po okolicy.
Na łowisku w Pieninach

Pod Niedzicą złowił ponad metrową głowacicę, ale to już tylko wspomnienie, zaś obrosłe w biurokrację struktury związku wędkarskiego w swym działaniu niczym nie różnią się dziś od… i tu Krawczycki, aż dziw, gryzie się w język.

Z rozrzewnieniem wspomina swoich najbliższych towarzyszy wędkarskich przygód: Wincentego Łukaszkę - ojca Pawła Łukaszki - bramkarza hokejowego Podhala, który wybrał kapłaństwo, z którym na lodzie spotykał się także syn Krawczyckiego - także Paweł. I Stanisława Starczowskiego, długoletniego właściciela zakładu szklarskiego. Obaj już, niestety, nie żyją…

Kiedy w górskich potokach znikły pstrągi i lipienie, pan Zdzisław przerzucił ciężar gatunkowy swoich zainteresowań na …kwiaty. Po nabyciu dużej posesji przy ulicy Królowej Jadwigi powstał spory salon meblowy. Ale od początku lat siedemdziesiątych, gdy rodzina Krawczyckich zamieszkała na Kokoszkowie, znalazło się tam dużo miejsca dla kwiatów; są zawsze w czołówce miejskich konkursów kwiatowych. Róże, tulipany, balkonowce – prawie pół hektara barwnego kobierca, zmieniającego swe barwy w zależności od pory roku.

Zdzisław Krawczycki każdego ranka otwiera swój sklep z meblami, pielęgnuje kwiaty i jeździ na ryby. Także w tym roku, jesienią, przypada 60-lecie rocznicy ślubu państwa Krawczyckich. Ciekawe, czy w ratuszu będą o tym pamiętać; już trzeba to zapisać miejskich księgach. Nasz bohater nie wygląda na swoje 88 lat, na zdrowie nie narzeka, a gdy panie z ZUS-u pytają, jak długo ma zamiar jeszcze pracować, odpowiada słowami Jerzego Owsiaka: - Do końca świata i jeden dzień dłużej!. Ale na swój meblowy biznes powoli macha ręką; syn Paweł i jego córki pozostają w regionie w tej branży, niech oni się martwią. Ryby już nie biorą, ale pozostają jeszcze kwiaty. One będą zawsze i zawsze piękne…

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl