28.06.2024, 09:27 | czytano: 1029

Podhalańskich kółek czar: Z prądem czy bez?

Od lat dręczą nas motoryzacyjne dylematy, mogę więc śmiało włączyć się do dyskusji na temat elektro-mobilności. Wieloletnie preferencje napędu silników omijały zagadnienia ochrony środowiska, wątpliwości jednak pozostały. Jak to się ma w statystycznej rodzinie, przy założeniu średnio miesięcznego przebiegu około 2000 kilometrów?
Przy zbliżonej obecnie cenie tzw. paliw kopalnych na stacjach i przy średnim zużyciu 7,5 l/100 km (bo różni są kierowcy i różne auta), statystyczny Kowalski musi miesięcznie wlać do baku grubo ponad 1000 złotych. Niemało, a przecież na Podhalu w co trzecim domu drzemie jeszcze jakaś terenówka. Nie zaglądając jednak nikomu za płot i do kieszeni, pozostanę przy swoim rodzinnym podwórku, po którym samochody jeżdżą od zawsze.
Mój syn, zawodowy kierowca, prywatnie porusza się 12-letnim Peugeotem 3008 w wersji SUV z silnikiem diesla 1,6 w automacie. Średnia zużycia paliwa to około 5 l/100 km, co daje koszt tankowania ca 750 złotych miesięcznie.

Ja sam od niedawna jestem użytkownikiem nowego sedana Toyoty – to Corolla z silnikiem 1,8 w automacie w wersji hybrydowej. Średnia zużycia benzyny przekracza nieco 4 litry/100 km, co kosztuje miesięcznie około 600 złotych.

Po przykład nurtującego nas tematu „elektryków” zwróciłem się do córki, od wielu lat przebywającej w Danii. W ich rodzinnym posiadaniu (obok hybrydowego Yarisa Toyoty) jest nowa Tesla Y, hatchback z tylnym napędem o mocy 300 KM! O walorach trakcyjnych auta lepiej nie wspominać, gdyż wyprzedza swoją epokę, jednak nie znaczy to, że wszystko jest takie różowe. Producent podaje zasięg powyżej 400 kilometrów na pełnym naładowaniu, ale de facto Tesla, użytkowana w normalnych warunkach w mieście przejeżdża ponad 350 kilometrów, na trasie w zależności od techniki jazdy i warunków atmosferycznych zasięg spada nawet poniżej 250 kilometrów.

Ale w tamtych warunkach nie stanowi to problemu. Podczas dalszych wyjazdów, do Kopenhagi czy Hamburga, wystarczy po drodze kilkunastominutowy postój na kawę w stacji paliw, aby w tym czasie naładować baterie do 80 %. Na miejscu zaś brzmi to jak bajka! Niedaleko Esbjerg na zachodnim wybrzeżu Danii, w 15-tysięcznym miasteczku Varde jest ponad 60 (słownie: sześćdziesiąt!) gniazd do ładowania „elektryków”, w tym 20 tzw. szybkich.

Zlokalizowane na publicznych parkingach, przy centrach handlowych i rzecz jasna, przy stacjach paliw, należą do kilku dystrybutorów, którzy swym klientom oferują atrakcyjne abonamenty. W konkretnym przypadku to równowartość 400 złotych miesięcznie, bez limitu kilowatów; to cena niższa od naszych krajowych o połowę. W Polsce aby przejechać elektrykiem 2000 kilometrów trzeba wydać co najmniej 700 złotych, choć i tysiąc może nie wystarczyć…
W Nowym Targu, mieście z turystycznymi ambicjami jest zaledwie 5 (słownie: pięć) ładowarek, a liczba zarejestrowanych elektryków w powiecie dobiła setki. Ich właściciele korzystają najczęściej z domowych źródeł zasilania, to jakieś 400 złotych miesięcznie.

Wcześniej czy później pewnie trzeba będzie zrezygnować z paliw kopalnych, jednak samochody elektryczne nie wypełnią rynku w całości. Jako znakomite antidotum na miejski smog i hałas przy tzw. jeździe dookoła komina, na trasie muszą oddać pierwszeństwo innym napędom. Być może będzie to w przyszłości wodór, póki co pozostanę jednak przy hybrydzie; te najnowsze, tzw. pełne i plug-in nieprędko oddadzą prymat na naszych drogach, zawalonych często jeszcze ubiegłowiecznym złomem z całej Europy.

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
szambo-lot28.06.2024, 10:07
Wodór jest przyszłością motorycacji i ogniwa wodorowe.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl