- Stało się coś niedobrego dla naszej dyscypliny. Na trzy lata wypadliśmy z obiegu, a to zapewne spowoduje, że zabraknie pieniędzy na mecze sparingowe, na zgrupowania kadry. Drużyna narodowa może stać w miejscu. A jak się stoi, to się cofa – mówi Lesław Ossowski.
Tak były reprezentant kraju, wielokrotny mistrz Polski, a obecnie kapitan i trener Szarotki, podsumował nieudany występ polskiej reprezentacji unihokejowej w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Brak awansu do mistrzostw świata może być brzemienny w skutkach. Czy kluczowy mecz z Rosją musiał być rozgrywany na inaugurację? Dlaczego świat nam ucieka? Te pytania zadaliśmy uczestnikowi turnieju w Łochowie (Piotr Kostela), cytowanemu na wstępie trenerowi oraz ekspertowi Sportowego Podhala (Ryszard Kaczmarczyk).Zdanie eksperta, Ryszarda Kaczmarczyka: - Dzieli nas przepaść od najlepszych zespołów. Finowie pokazali, że są z innej planety. Próbowaliśmy jakąś taktykę realizować, ale motorycznie jesteśmy słabi. Brak awansu nie wróży nic dobrego tej dyscyplinie. Każdy spadek pozostawia spaloną ziemię. Można już tych chłopaków nie zebrać. Skoro nie ma finałów, to po co zgrupowanie? Tak było ich mało. Kluczowy był pojedynek z Rosją. Był pierwszy i tak na dobrą sprawę nikt nie wiedział czego można się spodziewać po rywalu. W tej dyscyplinie nie ma banku informacji, mało się rozgrywa spotkań, a jeśli już, to nie zawsze w tym najmocniejszym składzie. Na pewno lepiej byłoby grać z Rosją później, ale chyba to nie od nas zależało. Jeśli od organizatorów, to Rosja na „dzień dobry” nie była trafnym wyborem. Rosjanie z meczu na mecz grali coraz gorzej. Trzeba wreszcie profesjonalnie podchodzić do unihokeja. Na naszą ligę wystarcza taka zabawa. Różnica w bieganiu była nieprawdopodobna. Aby sprostać światowym wymaganiom trzeba być w ciągłym treningu, świetnie przygotowanym motorycznie, by nadrobić braki techniczne. Rywale wszystkie akcje rozgrywali na pełnej szybkości, a nasi na treningach to samo wykonują wolniej i potem jest tego efekt. Jak przeciwnik biega, to nie wiemy co z piłeczką zrobić. Każde podanie nam podskakuje. Ułamek sekundy decyduje o przyjęciu. Rozumiem, że nasi zawodnicy to amatorzy i trudno im wygospodarować czas na trening czy zgrupowania. W takim razie trzeba sobie postawić pytanie: czy stać nas na zabawę? Jeśli tak, to nie ma to sensu. Nad mankamentami trzeba pracować. Problemem jest, że drużyny unihokeja są na obrzeżach kraju. Może lepiej byłoby zdecydować się na formacje klubowe?
Zebrał Stefan Leśniowski