07.02.2014, 11:30 | czytano: 2033

Los sportowca

- Sabina Zamroźniak to ogromny talent, do tego niesamowicie pracowita. Silna jak tur. Potężne podjazdy pokonuje z taką łatwością jakby miała silniczek doczepiony do roweru. Warto się nią zainteresować, bo to może być przyszła medalistka olimpijska – mówił przed czterema laty Jan Blańda, zachęcając mnie do rozmowy z nią.
Zainteresowałem się, przeprowadziłem wywiad. Sabina okazała się niezwykle sympatyczną dziewczyną. Wtedy jeszcze gimnazjalistką, która już na swoim koncie miała sporo sukcesów. Mogłem się też przekonać o jej nieprzeciętnych umiejętnościach pokonywania górskich wzniesień. Pochwały Jana Blańdy nie były przesadzone.
Wicemistrzostwo Polski juniorek młodszych w MTB, mistrzostwo Małopolski na szosie, świetne występy w „Langu” – to tylko niektóre osiągnięcia niespełna 16 –latki. Te i inne osiągnięcia zostały zauważone przez fachowców od kolarstwa górskiego. Sabina po pierwszej klasie LO w Jabłonce została „skaperowana” do SMS w Żywcu. Tam szkoleniową pieczę nad nią sprawował ówczesny trener kadry Marek Galiński. Tam kończyła drugą i trzecią klasę i startowała w barwach MTB Silesia Rybnik. Trafiła do reprezentacji kraju. Zdobyła wicemistrzostwo Polski i mistrzostwo kraju w drużynie. Uczestniczyła w mistrzostwach Europy (7 miejsce) i mistrzostwach świata (15 pozycja). Była druga w klasyfikacji generalnej Pucharu Polski, startowała w zawodach Pucharu Świata.

To były te radości, ale sport ma także drugie oblicze, to mniej radosne, wyciskające łzy i ból. Jest jak dzień i noc. Sport wymaga wielu wyrzeczeń, treningów, ale profesjonalny sportowiec narażony jest na kontuzje. Może się okazać, że w jeden dzień wielkie marzenia trzeba odłożyć na później. Przeciwności losu też wzmacniają psychicznie. Tak jest obecnie z Sabiną. Od nowego sezonu miała jeździć w nowej grupie w Tarnowie u Mirka Bieniasza, tego, który był gwiazdą Górskich Orłów. Wizytę w nowym klubie musi odłożyć jednak na później. Rower też teraz stoi w mieszkaniu w Krakowie (tam studiuje). Kontuzja wyeliminowała ją z uprawiania sportu.

- Diagnoza lekarska brzmiała: przeciążenie pasma biodrowo – piszczelowego – mówi Sabina. – Kontuzja ciągnie się od grudnia i zamiast siedzieć na rowerze i przygotowywać się do sezonu odwiedzam gabinety lekarskie, kliniki i rehabilitantów. Pasmo urazów rozpoczęło się w połowie minionego roku. Wtedy przerwałam starty z powodu kontuzji kolana. Była rehabilitacja i wydawało się, że wszystko jest OK. Rozpoczęła studia i wznowiłam treningi, po czym ból ponownie się pojawił. Kolejne zabiegi, które kolejny raz na krótko pomogły. Trzy tygodnie temu przeszłam zabieg kolana i teraz wybieram się do kliniki w Warszawie na konsultację. Gdyby nie przygotowania do sesji egzaminacyjnej, to zanudziłabym się. Zadałam wszystkie egzaminy i teraz mam trochę wolnego, który poświęcam na… rehabilitację. Czekam aż będzie lepiej. Mam nadzieję, że uda mi się jak najszybciej wrócić do zdrowia i sportu. Już tęsknię za jazdą na rowerze, za treningami i rywalizacją na trasie. Brakuje mi tej adrenaliny. Nie znużę się kolarstwem, zapewniam. Jest moją wielką pasją, ściganie sprawia mi ogromną przyjemność. W tym sporcie chcę się realizować. Bez kolarstwa nie mogą żyć.

Wypada tylko życzyć szybkiego powrotu do zdrowia i spełnienia marzeń. Podczas naszej pierwszej rozmowy zdradziła, że chce być jak Maja Włoszczowska. - Chciałabym pójść w jej ślady – twierdziła. – Marzą mi się medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Na Londyn jeszcze nie zdążę, ale mam nadzieję, że w następne święto sportowców będzie już z moim udziałem.
Sabinko ściskamy za ciebie kciuki i do zobaczenia na igrzyskach olimpijskich w Brazylii!

Stefan Leśniowski

Zobacz więcej na

Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl