16.02.2014, 09:31 | czytano: 4551

Złoty polski dzień w Soczi!

zdj. Michał Adamowski
Dwa złote medale zdobyli nasi reprezentanci w ósmym dniu igrzysk olimpijskich w Soczi. Śmiało można powiedzieć, że był to polski dzień. Jeszcze nigdy w historii igrzysk biało –czerwoni nie zdobyli dwa złote medale w jeden dzień. Ba, nigdy w połowie igrzysk nie mieliśmy w dorobku czterech medali z najszlachetniejszego kruszcu.
Piękną historię rozpoczął pisać Zbigniew Bródka, który wywalczył pierwszy zloty medal dla Polski w historii polskiego łyżwiarstwa szybkiego. Po tytuł mistrza olimpijskiego sięgnął po wspaniałej walce z Holendrem Koenem Verweijem. Pokonał go o zaledwie 0,003 sekundy!
- To się dzieje naprawdę, czy mi się śni? – dziwił się Kamil Stoch, nasz podwójny złoty medalista. – Niesamowite co się dzieje. Szok, ze udało mi się wygrać, bo mój drugi skok, to katastrofa. Popełniłem kilka błędów. Ale chyba mi wolno, bo wygrałem (śmiał się).

Wieczorem Kamil Stoch powtórzył też wyczyn wielkich skoczków – Nykaenena i Ammana. Dołączył też do grona sportowców, którzy wywalczyli na igrzyskach w Soczi po dwa złote medale. Szwedka Charlotte Kalla jest pierwszą uczestniczką igrzysk z trzema medalami.

Na liście podwójnych złotych medalistów są tez Francuz Martin Fourcade w biatlonie, Szwajcar Dario Cologna w biegach narciarskich, niemieccy saneczkarze Felix Loch, Tobias Arlt i Tobias Wendl i Rosjanin Maksim Trankow w łyżwiarstwie figurowym. Wśród kobiet po dwa złote medale wywalczyły Białorusinka Daria Domraczewa w biatlonie, Rosjanka Tatiana Wołosożar w łyżwiarstwie figurowym i niemiecka saneczkarka Natalie Geisenberger.
Po sobotnich konkurencjach mamy w Soczi pierwszą sportsmenkę z trzema medalami. Do dwóch srebrnych wywalczonych indywidualnie, dołożyła złoto w sztafecie Szwedka Charlotte Kalla.

W cieniu naszych medali walczyli hokeiści. Doszło do pojedynku na szczycie – Rosja skrzyżowała kije z USA. Ten mecz miał wiele podtekstów. Mówiło się także, że Rosjanie będą chcieli się zrewanżować za porażkę z Amerykanami w Lake Placid w 1980 roku. Wtedy była to największa sensacja igrzysk. Do rewanżu nie doszło. Amerykanie ograli w rzutach karnych gospodarzy igrzysk. Dmitrij Ponomarienko z „Sowieckiego Sportu” pisze: „Ukradziono nam zwycięstwo. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Tak, zgadzam się, nie wychodziła nam gra w przewadze. Tak, dwukrotnie uratował nas Daciuk. Tak, Radułow łapał głupie kary. Ale Amerykanów pokonaliśmy w 55. minucie, kiedy strzeliliśmy im trzecią bramkę”.

Przeszedł do historii

Kamil Stoch przeszedł właśnie do historii. Jako pierwszy polski podwójny złoty medalista zimowych igrzysk. W stylu największych mistrzów, prowadząc po wszystkich seriach olimpijskich konkursów, nie dając nikomu szans: górował nad resztą stawki formą, pewnością siebie, przygotowaniem sprzętu. Prowadził już po pierwszej serii, a w drugiej potwierdził swoją dominację, wygrywając na dużej skoczni.

Stoch prowadził już po pierwszej serii, w której uzyskał 139 metrów. To wyrównanie rekordu skoczni, który należał do Rosjanina Ilmira Chazetdinowa i Japończyka Taihei Kato. Tyle w pierwszym skoku osiągnął także Noriaki Kasai, ale tracił do Stocha 2,8 punktu. Trzeci był Severin Freund (138 metrów) ze stratą 3,2 punktu.

Do pierwszej trzydziestki zakwalifikowali się także Maciej Kot po skoku na 126 metrów i Jan Ziobro, który poleciał na 128,5 metra. Kot miał dużego pecha, bo startował w czasie, kiedy na skoczni panowały niekorzystne warunki. Skaczący bezpośrednio przed nim i za nim zawodnicy notowali znacznie gorsze rezultaty. Do drugiej serii nie zakwalifikował się Piotr Żyła, który po skoku na 118 metrów zajął 34. miejsce.

W finałowej serii kapitalny skok oddał Marinus Kraus, który wynikiem 140 metrów ustanowił rekord skoczni. Z 24. miejsca przesunął się na szóste. Na podium wskoczył Słoweniec Peter Prevc, bo Freund uzyskał tylko 129,5 metra. Kasai potwierdził wielką formę, skacząc na 133,5 metra. Wielkie emocje towarzyszyły skokowi Stocha, który skoczył metr bliżej. Polak miał takie same noty, dodatkowe punkty za wiatr i ostatecznie wygrał o 1,3 punktu.
Pozostali Polacy nie przebili się do pierwszej dziesiątki. W drugiej serii Ziobro poprawił się o metr i skoczył 129 metrów. Kot wylądował sześć metrów bliżej, ale znów trafił na złe warunki i w sumie uzyskał wyższą notę. Ostatecznie Kot był 12. a Ziobro 15.

Narciarstwo klasyczne – skoki na dużej skoczni
1. Kamil Stoch (Polska) – 278.7 (139 i 132,5 m)
2. Noriaki Kasai (Japonia) – 277.4 (139 i 133,5 m)
3. Peter Prevc (Słowenia) – 274.8 (135 i 131 m)
12. Maciej Kot – 250.4 (126 i 123,5 m)
15. Jan Ziobro – 246 (128,5 i 129,5 m)
34. Piotr Żyła – 122.1 (128,5 m)

Zadecydowały 0,003 sekundy

Zbigniew Bródka został mistrzem olimpijskim na dystansie 1500 metrów w łyżwiarstwie szybkim. Polak osiągnął wynik 1.45,006. Pokonał Holendra Koena Verweija o zaledwie 0,003 sekundy! To niebywałe! Co za jazda, co za emocje, co za wynik! trzecie złoto dla Polski!

Sensacja? Tak, biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce nie ma ani jednego toru krytego dla panczenistów, a Zbigniew Bródka na życie zarabia jako strażak. Ale z drugiej strony Polak od dwóch sezonów jest najrówniejszym na świecie panczenistą na dystansie 1500 m. W Soczi po prostu potwierdził klasę. Wystartował w 17 parze z rekordzistą świata Amerykaninem Shanim Davisem. Mistrza olimpijskiego z Vancouver i Turynu na 1000 metrów i wicemistrza obu tych igrzysk, Polak pokonał po wspaniałym, długim finiszu. A później, tak wspaniale jak Polak, nie potrafił finiszować już nikt.

- Brakuje nam w Polsce zadaszonego toru, z młodymi zawodnikami trenujemy w spartańskich warunkach. W Zakopanem potrafiliśmy wychodzić w góry o 9 rano, a wracać o 20. Ale Zbyszek zawsze tak ciężką pracę lubił i nigdy nie narzekał - opowiada jego pierwszy trener, Mieczysław Szymajda. - Co tu dużo mówić, Zbyszek musi pracować jako strażak, żeby zarabiać na życie - dodaje Kmiecik.

Chwilę po nim wystartował Konrad Niedźwiedzki, który rywalizował z Kazachem Denisem Kuzinem. Polak okazał się słabszy od rywala i uzyskał czas 1.47,77, co dało mu 20. pozycję.

W 12. parze występował pierwszy z reprezentantów Polski, Jan Szymański. Z czasem 1.46,86 okazał się on lepszy od Kanadyjczyka Mathieu Giroux, co ostatecznie dało mu 15. miejsce.

- To był bieg idealny. Nastawiłem się na niego. Musiałem to zrobić, żeby wykorzystać tę szansę, która została mi dana w losowaniu. Kiedy, jak nie teraz? Wiedziałem, że trzeba będzie pojechać kosmiczny wynik, żeby sięgnąć po olimpijski medal. Holender nie był zadowolony, że zabrałem mu to złoto. Powiedziałem mu tylko: przepraszam, ale to jest sport. - powiedział szczęśliwy Zbigniew Bródka,

Łyżwiarstwo szybkie – 1500 metrów mężczyzn
1. Zbigniew Bródka (Polska) – 1:45.006
2. Koen Verweij (Holandia) - + 0.003
3. Danny Morrison (Kanada) - + 0.22
15 Jan Szymański - + 1.86
20. Konrad Niedźwiedzki - + 2.77

Niesamowita Kalla!

Olimpijskie złoto w biegu sztafetowym 4x 5 km wywalczyły Szwedki zawdzięczają Kalli, która na ostatniej zmianie dokonała niewiarygodnej rzeczy. Srebrna medalistka biegu łączonego i startu na 10 km stylem klasycznym, na ostatniej zmianie odrobiła 25,7 s straty do prowadzących Finek. Szwedka doszła rywalki na kilometr przed metą, a na stadionie popisała się imponującym finiszem. Czegoś takiego nie umiała zrobić Marit Bjoergen. Norweżka na ostatnią zmianę wyruszyła jako piąta, tracąc do prowadzących Finek 33,4 s. Na metę dobiegła 53,6 s. po zwycięskim zespole Szwecji oraz Finlandii i Niemiec, które finiszowały 0,5 i 0,9 s. za złotymi medalistkami.

Polki siódme. Świetnie na drugiej zmianie pobiegła Kowalczyk, bardzo dobrze spisała się też startująca jako trzecia Jaśkowiec. Po biegu rozpoczynającej rywalizację Kornelii Kubińskiej Polki w stawce 14 drużyn zajmowały dopiero 11. miejsce. - Kola przegrała mniej więcej tyle, ile miała przegrać - stwierdziła chwilę po swoim biegu Kowalczyk. Ona przesunęła zespół na czwarte miejsce, a stratę 31,9 s do liderek zmniejszyła o 19 sekund. - To był bardzo dobry bieg. Trasa nie była zbyt wymagająca, więc nie dało się więcej odrobić. Poza tym rywalki pracowały w grupie, więc mogę być zadowolona - oceniła swój występ nasza mistrzyni olimpijska.

Jaśkowiec utrzymała czwartą pozycję Polski, a kiedy dotarła do strefy zmian, ruszająca Maciuszek do prowadzących Finek traciła 32,7 s. Sekundę za nią wybiegły Bjoergen i Francuzka Coraline Hugue. Ostatecznie obie wyprzedziły Polkę, zrobiła to również Rosjanka Julia Czekaliewa, która ruszała ze stratą 18 sekund do Maciuszek.

Dla Polek siódme miejsce jest spełnieniem oczekiwań. Po tym występie zapewniły sobie stypendia z ministerstwa sportu. Od marca przez dwa lata Kubińska, Jaśkowiec i Maciuszek będą dostawały co miesiąc po 3910 złotych netto.

Narciarstwo klasyczne – sztafeta 4x5 km kobiet ( 10 km Cl + 10 km F)
1. Szwecja (Ida Ingemarsdotter, Emma Wiken, Anna Haag, Charlotte Kalla) – 53:02.7
2. Finlandia ( Anne Kylloenen, Aino Kaisa Saarinne, Kerttu Niskanen, Krista Lahteenmaki) - +0.5
3. Niemcy ( Nicole Fessel, Stefanie Boehler, Claudia Nystad, Denise Herrmann) - +0.9
7. Polska ( Kronela Kubińska, Justyna Kowalczyk, Sylwia Jaśkowiec, Paulina Maciuszek) – 1:36.2

Hokej mężczyzn – „Ukradli nam zwycięstwo”
Debiutujący na igrzyskach Słoweńcy postarali się o nie lada sensację. Pokonali Słowację, mając w składzie jednego gracza z NHL! Podczas, gdy nasi południowi sąsiedzi aż czternastu! Słowacki gwiazdozbiór rozczarowuje. Po porażce 1:7 z USA, podopieczni Vladimira Vujtka przegrali z najniżej notowanymi Słoweńcami, nie było w stanie wywalczyć choćby remisu w starciu ze zdeterminowanymi rywalami. Dla Słoweńców jest to jeden z największych sukcesów w historii. W światowym rankingu zajmują dopiero 17. miejsce (Polska jest 23., a Słowacja - ósma). Już w meczu z Rosją pokazali lwi pazur. Gospodarze igrzysk wygrali 5:2, ale długo się męczyli i do trzeciej tercji zanosiło się na niespodziankę.

Ze Słowacją długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Wszystkie bramki padły w trzeciej tercji. Szczególnie trzecia gwiazdora ekipy Anže Kopitara była – palce lizać! Słowacy honorową bramkę zdobyli dopiero na 18 sekund przed końcową syreną.

Przy okazji przypomnijmy regulamin turnieju. Otóż, triumfatorzy grup oraz najlepszy zespół z drugiego miejsca awansują do ćwierćfinału. Pozostałe ekipy – po sporządzeniu tabeli na podstawie uzyskanych wyników w grupach – utworzą pary według klucza; piąty zespól z dwunastym, szósty z jedenastym, siódmy z dziesiątym, ósmy z dziewiątym. Zwycięzcy awansują do ćwierćfinału.

Drugie spotkanie w tej grupie miało kilka podtekstów. W końcu trener „sbornej” pamięta porażkę w Lake Placid w finale igrzysk olimpijskich. Tymczasem musieli przełknąć gorzka pigułkę. Nie pomogło 12 tysięcy gardeł, które bez domagali się „szajbu, szajbu”. Zobaczyli tylko dwa w regulaminowym czasie, oba autorstwa Pawła Deciuka. Ale Amerykanie również dwa razy pokonali Siergieja Bobrowskiego (Columbus Blue Jackets). Jankesi prowadzili nawet 2:1. Sędzia, po analizie wideo, nie uznał Rosjanom bramki. Dogrywka, nie przyniosła rozstrzygnięcia, mimo wielu okazji. Najlepszą zmarnował (sytuacja sam na sam) Patrick Kane, gwiazdor Chicago Blackhawks. Rzuty karne były niezwykle ekscytujące. To był pojedynek bramkarzy z Daciukiem i Kowalczukiem z jednej strony i Oshie’go w drugiej. Ten ostatni cztery razy pokonał Bobrowskiego i został bohaterem meczu. W decydującej ósmej serii pomylił się Kowalczuk, trafił T.J. Oshie.

Rosjanom trudno przełknąć gorzką pigułkę. Rosyjskie media piszą o „ukradzionym zwycięstwie”. O co im chodzi? Na 5 minut przed końcem meczu Rosja objęła prowadzenie. Na krótko. Sędziowie zdecydowali się na wideo weryfikację, bowiem na chwilę Jonathan Quick, bramkarz Amerykanów, podczas interwencji minimalnie ruszył bramkę. Jeden ze słupków wyskoczył z lodu, ale bramka stała niemal w identycznej pozycji. Ostatecznie gol nie został uznany.
- Gram z Quickiem w jednej drużynie. To było zagranie bardzo w jego stylu - komentował po meczu Sława Wojnow, obrońca Rosji występujący, podobnie jak Quick, w Los Angeles Kings.

Dmitrij Ponomarienko z „Sowieckiego Sportu” pisze: „Ukradziono nam zwycięstwo. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Tak, zgadzam się, nie wychodziła nam gra w przewadze. Tak, dwukrotnie uratował nas Daciuk. Tak, Radułow łapał głupie kary. Ale Amerykanów pokonaliśmy w 55. minucie, kiedy strzeliliśmy im trzecią bramkę”.
Po raz trzeci tylko jedna bramka padła w meczu szwajcarskich hokeistów. Po zwycięstwie 1:0 z Łotwą i porażce 0:1 ze Szwecją, Helweci dziś ograli 1:0 Czechów. Mecz dwóch świetnych drużyn nie zachwycił, ale nie był też słabym widowiskiem. Oba zespoły grały bardzo uważnie w obronie, co powodowało, że napastnicy mieli ogromne problemy z przedarciem się pod bramkę. Jedyny gol padł w 15. Minucie. W dwóch kolejnych tercjach Czesi często grali w przewadze, ale nie potrafili tego wykorzystać. Szwajcarzy natomiast stali twardo w obronie, a do tego za swoimi plecami mieli rewelacyjnego Jonasa Hillera, który wybronił im aż 26 strzałów.

Szwedzi męczyli się z Łotyszami. Był to mecz, w którym obie drużyny bardzo umiejętnie wykorzystywały grę w przewadze. Aż sześć z ośmiu bramek w tym meczu padło w okresach niepełnego składu jednej bądź drugiej drużyny.

Słowacja – Słowenia 1:3 (0:0, 0:0, 1:3)
Bramki: Tomaš Jurčo – Rok Tičar, Tomaž Razingar, Anže Kopitar.
Rosja – USA 2:3 (0:0, 1:1, 1:1) po karnych
Bramki: Paweł Daciuk 2 – Cam Fowler, Joe Pavelski, T.J. Oshie.

Szwajcaria – Czechy 1:0 (1:0, 0:0, 0:0)
Bramka: Simon Bodenmann.
Szwecja – Łotwa 5:3 (1:1, 3:1, 1:1)
Bramki: Patrik Berglund, Erik Karlsson, Daniel Alfredsson, Jimme Ericsson, Alexandr Edler – Lauris Darzins
Janis Sprukts, Zemgus Girensons.

Hokej kobiet - Rosjanki bez medalu

Niesamowicie zacięty pojedynek stoczyły Finki ze Szwedkami w ćwierćfinale kobiecego turnieju hokeja na lodzie. Początek spotkania nie zwiastował emocji. W pierwszych 20 minutach obserwowaliśmy szachy. Zawodniczki zwracały uwagę na zabezpieczenie własnej bramki. Mimo to dała się zauważyć się lekka przewaga Finek. Suomi częściej od rywalek strzelały – w szczególności wówczas, gdy grały w przewadze liczebnej.

Przez długą część drugiej tercji obraz gry nie zmieniał się. Dopiero w 34. minucie krążek do bramki wstrzeliła Venla Hovi. Po tej bramce zespoły zaczęły grać mniej asekuracyjnie i agresywnie. Raz po raz któraś z zawodniczek była odsyłana na ławkę kar. Po 40 minutach Suomi prowadziły 1:0, ale w pierwszych sekundach trzeciej tercji Szwedki przeprowadziły składną akcję, a Borqvist wyrównała stan rywalizacji. Szwedki poszły za ciosem. Po kolejnych kilku minutach gry swój zespół na prowadzenie wyprowadziła Wester. Radość z prowadzenie nie trwała długo. Kilkanaście sekund później Finki przeprowadziły bardzo szybki kontratak, zakończony bramką Nuutinen. Wydawało się, że wszystko wróciło do „normy”. Po golu na 2:2 znowu zaczęła się seria kar dla zawodniczek. „Trzy korony” wykorzystały przewagę liczebną, podczas gdy Terho przebywała na ławce kar. Podczas zamieszania w strefie obronnej Finek, Eliasson dostała krążek i z niebieskiej linii trafiła do bramki. Finki wycofały bramkarkę, ale straciły krążek i Nordin strzałem do pustej bramki ustaliła wynik spotkania. W meczu 1/2 finału Szwedki zmierzą się z Amerykankami.
W drugim ćwierćfinale Szwajcarki po wyrównanym spotkaniu pokonały reprezentantki Rosji 2:0. Pierwsze minuty pod dyktando Rosjanek, które jeszcze w tym turnieju nie przegrały. Szwajcarki atakowały mało, ale gdy już zaatakowały, to z zabójczą skutecznością. Właściwie pierwsza groźna sytuacja pod bramką Anny Prugowej zakończyła się bramką. Spod linii niebieskiej perfekcyjnie uderzyła Stefanie Marty i było 1:0. W drugiej tercji bramek nie było, a w trzeciej gospodynie igrzysk rzuciły się do desperackich ataków. W bramce Helwetek znakomicie spisywała się jednak Florence Schelling. Na dwie minuty przed końcem gospodynie wycofały bramkarkę. Manewr się nie powiódł. Szwajcarki przechwyciły krążek, a do bramki rosyjskiej wpakowała go Lara Stalder. Szwajcarki w półfinale zagrają z Kanadyjkami.

Finlandia – Szwecja 2:4 (0:0, 1:0, 1:4)
Bramki: Venla Hovi, Emma Nuutinen – Erika Graham 2, Emma Eliasson, Emma Nordin.

Szwajcaria – Rosja 2:0 (1:0, 0:0, 1:0)
Bramki: Stefania Marty, Lara Stalder.

Festiwal upadków

Słabo spisały się Polki w supergigancie. Karolina Chrapek podobnie jak wiele innych zawodniczek pomyliła się i nie ukończyła zawodów, podobna historia stała się udziałem Maryny Gąsienicy Daniel. Na 49 zawodniczek, które wystartowały, supergigant ukończyło zaledwie 31.

Supergigant rozpoczął się od wielu błędów startujących zawodniczek. Na prowadzeniu długo utrzymywała się Szwajcarka Fabienne Suter, ale w końcu musiała ona jednak ustąpić miejsca faworytkom. Świetny przejazd zaliczyła Austriaczka Anna Fenninger, która z czasem 1.25,52 zdobyła złoty medal. Nie zdołały jej wyprzedzić ani Lara Gut, ani Tina Maze, które ostatecznie ukończyły supergigant bez medalu.

Srebro zdobyła Niemka Maria Hoefl Riesch, której do liderki zabrakło 0,55 s (czas 1.26,07). Medal brązowy zdobyła Austriaczka Nicole Hosp (1.26,18). Hoefl Riesch i Hosp to medalistki, odpowiednio złota i srebrna, w superkombinacji.

Narciarstwo alpejskie – supergigant kobiet
1. Anna Fenninger (Austria) – 1:25.52
2. Maria Hoefl Riesch (Niemcy) - + 0.55
3. Nicole Hosp (Austria) - + 0.66
Karolina Chapek – nie ukończyła.
Martyna Gąsienica Daniel – nie ukończyła.

Short –track – 1500 metrów kobiet
1. Yang Zhon (Chiny) – 2:19.140
2. Suk Hee Shim (Korea) – 2:19.239
3. Arianna Fontana (Włochy) – 2:19.416
Short – track – 1000 metrów mężczyzn
1. Wiktor An (Rosja) – 1:25.325
2. Władimir Grigoriew (Rosja) – 1:25.399
3. Sjinkie Kneght (Holandia) – 1:25.611

Skeleton – mężczyźni
1. Aleksandr Tretiakow (Rosja) – 3:44.29
2. Martins Dukurs (Łotwa) - +0.81
3. Matthew Antoine (USA) - +2.97

W galerii poniżej - strefa kibica w Zębie. Wśród dopingujących - premier Donald Tusk i marszałek Marek Sowa.

Stefan Leśniowski, zdj. Michał Adamowski

Zobacz więcej na

Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl