01.10.2014, 09:27 | czytano: 2849

Bezlitosny dla byłych kolegów

Od czterech sezonów jest zawodnikiem Sandecji. Przed tegorocznym sezonem został wypożyczony do NKP Podhale, z opcją przedłużenia. W sobotę na boisku spotkał się z byłymi kolegami i nie miał dla nich litości.
Robert Mroszczak – bo nim mowa – zdobył dwa gole, ale jakże ważne, bo pierwsze. Dały one drużynie większą swobodę w rozgrywaniu akcji, większy komfort psychiczny. Poszli więc za ciosem i nowosądeczan rozgromili 6:0.
- Pierwsze moje trafienie było przypadkowe. Znalazłem się w miejscu gdzie piłka spadła i posłałem ją do siatki – tak z jego perspektywy wyglądało to trafienie. – Hałgas wrzucił piłkę w pole karne, Janasik zgrał ją głową i spadła mi pod nogi. Przy drugim golu świetną robotę wykonał Pietrzak. Ograł zakręcił rywala w polu karnym przed linią końcową i idealnie wycofał ją na środek szesnastki. Zrobiłem swoje.

Skromność przemawia przez zawodnika NKP, bo drugi gol, a szczególnie przyjęcie piłki, to był majstersztyk. Przerzucił sobie z nogi na nogę i huknął nie do obrony po długim rogu. Bramkarz wyciągnął się jak struna, ale nie dosięgnął futbolówki.

Cztery lata temu jego przejście do Sandecji było wydarzeniem w podhalańskiej piłce. Utalentowany 15- latek wdarł się przebojem do drużyny prowadzonej przez Janusza Pawlika. – Był wybór między Krakowem a Nowym Sączem. Nie ukrywam, że największa zasługa w tym w jakim jestem punkcie rozwoju piłkarskiego ma tata. To on zainicjował przejście do Sandecji – wspomina Robert.

Józef Mroszczak od lata znana postać w piłce na Podhalu. Długoletni działacz Huraganu Waksmund, gdzie Robert stawiał pierwsze piłkarskie kroki.

- Obserwowałem go i zauważyłem, że zabawa z futbolówką sprawia mu mnóstwo radości – tak mówiła głowa rodziny cztery lata temu. – I ten zapał, aby coś w futbolu osiągnąć. Jak się rozwijać, to w mocnym klubie. Tylko w takim klubie mógł poznać prawdziwy smak piłki i nim się rozkoszować. Wykonałem telefon do prezesa Sandecji, a ten skierował mnie do trenera Pawlika, z którym błyskawicznie doszliśmy do porozumienia. Robert od razu przeszedł chrzest bojowy, zagrał w sparingu z zespołem złożonym z graczy Dunajeca i Startu, strzelił gola, a przy drugim asystował. Jego nowa drużyna wygrała 3:2. Później został zaproszony na sparing z klubem z Ukrainy, w którym także wypracował jedną z bramek. I tak Robert wywalczył sobie miejsce w drużynie.
- Miałem świadomość, że to dla mnie to duża szansa – mówi Robert. - Klub z Nowego Sącza słynie z doskonałej pracy z młodzieżą. Wypromował już wielu młodych zawodników.

Wychowanek Huraganu Waksmund, przez ostatnie trzy lata występował w grupach młodzieżowych oraz rezerwach Sandecji. Przed sezonem Marek Żołądź montował zespół na wygranie czwartej ligi. Postawił przede wszystkim na graczy młodych i utalentowanych wywodzących się z podhalańskich klubów. Wybór padł m.in. na Roberta. Piłkarza dysponującego dobrą szybkością i umiejętnością wygrywania pojedynków jeden na jeden. O swoich zaletach niechętnie mówi. Za to wie nad czym musi pracować. – Nad tym, by obie nogi były takie same. Nie ukrywam, że w Nowym Sączu nauczyłem się grać głową – mówi.

Stefan Leśniowski

Zobacz więcej na

Może Cię zainteresować
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl