„Kiedy byłem mały, zawsze chciałem dojść na koniec świata. Kiedy byłem mały, pytałem gdzie i czy w ogóle kończy się ten świat…Teraz jestem duży i wiem, że w życiu piękne są tylko chwile!
Dlatego czasem warto żyć…” – to słowa popularnej piosenki zespołu Dżem. One oddają to co się w tym roku wydarzyło w sporcie.Jak to zawsze, przy okazji otwarcia jakiegoś obiektu, jest wielu, którzy przypisują sobie zasługi w „dziele”. Toteż spora grupka VIP-ów zebrała się na płycie boiska, by pochwalić się tym, co zrobiono, by odebrać puchary i kto wie co jeszcze oraz przeciąć wstęgę. W pewnym momencie głos zabrał prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Ryszard Niemiec i otrzymał burzę braw, w przeciwieństwie do poprzedników. Co tak spodobało się kibicom? Wypowiedziana formułka. - Zmilczę. Niech triumfuje piłka, a nie bicie piany.
Stojący obok mnie kibic dodał. – Święte słowa. Im więcej chwalenia, tym gorzej to wygląda. Kiełbasa wyborcza. Obiekt sam mówi za siebie, jest imponujący i nie trzeba go polewać lukrem. Wtedy może tylko zemdlić.
Skupię się więc na piłce, słuchając rad nestora polskiego dziennikarstwa. Można rzec, że Wisła to stary bywalec na podhalańskiej ziemi (czytaj: boiskach). Pod Tatrami często pojawiała się na zgrupowaniach, rozgrywała kontrolne spotkania z reprezentacją Podhala za czasów Henryka Kasperczaka, potem Jerzego Engela i teraz za Franciszka Smudy. Zawsze biła nas sromotnie, czy to w oficjalnych potyczkach, czy też bez publiczności. Co klasa, to klasa. Ale po raz pierwszy nie wygrała. Będą tacy, którzy powiedzą, że „Biała Gwiazda” nie chciała zepsuć święta. Może i nie chciała, ale wynik poszedł w świat. Kto za kilka lat będzie pamiętał, że był to „być może prezent”.
Nie można też nie docenić tego co zrobili piłkarze NKP Podhale. Dla wielu z nich była to pierwsza konfrontacja z zespołem z ekstraklasy, z wielokrotnym mistrzem Polski. Z drużyną mającą w składzie piłkarzy, którzy ocierali się o reprezentację kraju, z obcokrajowcami, a wszyscy w stosunku do piłkarzy z Nowego Targu za swoją pracę dostają godziwe wynagrodzenie. Drużyna Marka Żołędzia o takim czymś może tylko pomarzyć. Ale dla takich chwil się żyje. Można znowu przypomnieć refren Dżemu „Piękne są tylko chwile”. Nic wiecznie nie trwa.
Zagrać z takim przeciwnikiem i jeszcze zdobyć gola. Marzenie niejednego piłkarza. W pamięci zapisze się do końca życia. Robert Hałgas zapewne latami będzie opowiadał wnukom i nie tylko jak pokonał Buchalika z odległości 65 metrów. Jak wrzucił mu piłkę za kołnierz. Zresztą o tym będzie się długo rozprawiało na Podhalu. I nie ważne, czy statystycznie na dziesięć prób dziewięć jest nieudanych. Ważne, że w tym momencie piłka zatrzepotała w siatce. Hałgas po raz pierwszy zagrał z „Bałą Gwiazdą”, mimo iż na podhalańskich boiskach już od lat błyszczy. Nie znajdywał jednak uznania w oczach selekcjonerów reprezentacji PPPN.
Trener Marek Żołądź też się cieszył, bo ma nadzieję, że … - Dostaniemy pozytywnego kopa i tak samo będziemy prezentowali się w lidze – powiedział.
Stefan Leśniowski