Z roku na rok przybywa na Podhalu baców. W tym roku swoje bacówki otworzyło pięciu nowych.
Dwóch z nich, to synowie jednego z baców, kolejni byli dotychczas juhasami. Nowi właściciele bacówek wiążą swoją przyszłość z pasterstwem ze względu na rosnący popyt na oscypki, bundz i bryndzę. - Wiemy doskonale, że bacowanie, to niełatwy zawód, ale jak widać pojawiają się kolejne osoby, które decydują się otworzyć własną bacówkę – mówi Jan Janczy, dyrektor Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu. – Był czas, że baliśmy się nawet, że górskie owczarstwo upadnie. Pomimo licznych pojawiających trudności, w tym roku wypasać poszło pięciu nowych baców. Ten rok na pewno nie był i nie będzie łatwy przede wszystkim dla hodowców, którzy ze względu na pandemię nie sprzedali ani jednego jagnięcia na włoski rynek. Do tego sezon wypasowy się nieco opóźnił ze względu na suszę. Ratunkiem dla wszystkich są wyroby powstające na bacówkach. A popularność oscypka, czy bundzu rośnie. Większość z nich sprzedawana jest już w kolibach.Jak się jednak okazuje, liczba owiec w górach stale spada. Dopłaty do jednej sztuki w stadzie towarowym utrzymują się na poziomie 100 zł do rocznie. Hodowcy liczą, że rząd podniesie dopłaty co najmniej do 250 zł. Większe dotację dostają już hodowcy trzody chlewnej i bydła.
- Liczymy, że jakieś rozwiązanie przyniesie Program Rozwoju Owczarstwa w Terenach Górskich. O jego wprowadzeniu zapewnia minister rolnictwa – twierdzi Janczy. – Za chwilę na nic się zda rosnąca ilość bacówek i kolib. Bez większych dopłat i zwiększenia pogłowia nie będzie owiec. A bez nich o prawdziwych oscypkach, czy bundzu będziemy mogli pomarzyć.
Obecnie w całej Małopolsce jest blisko 100 baców. Większość z nich wypasa na terenie Podhala, Spisza, Pienin i Orawy. Część baców z powiatu nowotarskiego prowadzi swoje bacówki również na terenie Sądecczyzny i powiatu gorlickiego, a nawet w Bieszczadach.
Józef Słowik