Na ciasnych drogach Podhala konflikt między kierowcami a rowerzystami jest nieunikniony. Gdy jednym się spieszy, a drugim nie, dochodzi do ostrych spięć. Niestety, czasami przekraczają one granice kultury, ale i prawa.
- Jako były zawodnik, który ściga się na rowerze od ponad 20 lat, a obecnie trener grupy młodzieżowej Nowotarskiego Klubu Kolarskiego muszę powiedzieć, że sytuacja z roku na rok się poprawia pod tym względem, jednak co jakiś czas zdarzają się niebezpieczne sytuacje i incydenty na drogach – mówi Jakub Surówka. - Jeśli chodzi o Podhale, to wiele dały ścieżki rowerowe, które odciążyły lokalne drogi, jednak wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy iż nie da się na takiej ścieżce przeprowadzić specjalistycznych treningów kolarskich i stąd zawodnicy często są wyzywani przez kierowców, którzy korzystają z "normalnych" lokalnych dróg. Największym problemem jest wciąż nierespektowanie przez kierowców przepisów, zbyt bliskie wyprzedzanie kolarzy i nie zachowanie należytej odległości (min. 1,5metra). Wyjeżdżając z zawodnikami na trening, zazwyczaj kierujemy się w stronę mało ruchliwych i mniej uczęszczanych dróg, aby nie przeszkadzać kierowcom i móc w odpowiednich warunkach przeprowadzić trening, ale musimy tam dojechać i wtedy zaczynają się największe problemy gdy w kilkuosobowej grupie zajmujemy więcej miejsca na drodze i wtedy właśnie dochodzi do częstych wyzwisk i trąbienia w klaksony przez kierowców. To nie jest tak, że chcemy zrobić na złość innym uczestnikom ruchu, tylko kierowcy (zwłaszcza kurierzy, kierowcy dostawczaków) nie zdają sobie sprawy z tego, że tak jak oni my tak samo jesteśmy w pracy i musimy ten trening wykonać i skorzystać z tej drogi która jest dla wszystkich. Jako trener nie jestem w stanie korzystać podczas treningów tylko ze ścieżek gdyż tam nie możemy zrobić interwałów, podjazdów czy nauczyć się jazdy "po zmianach" Nie chcę bronić tutaj wszystkich rowerzystów, gdyż uważam iż zdarzają się niestety również "czarne owce" w naszym Kolarskim środowisku, zazwyczaj amatorzy, którzy nigdy nie byli zawodnikami a czują się na drodze jak święte krowy - tak jest ale na szczęście bardzo sporadycznie – dodaje. Problem dotyka też zwykłych rowerzystów, którzy po drogach jeżdżą rekreacyjnie, albo na dwóch kółkach dojeżdżają do pracy. Dosadnie przekonał się o tym nasz dziennikarz, który o mały włos nie został potrącony w starciu z rozgniewanym busiarzem. „Spychanie z drogi, wymuszanie pierwszeństwa, wulgarne gesty i wyzwiska, a także próby potrącenia. Tak zachowują się kierowcy TAXI-BUSów w Zakopanem. Czy naprawdę trzeba za wszelką cenę wyprzedzić, żeby za 100 - 200 m stać w korku? Takie zachowanie niemal codziennie obserwuje na drogach nasz reporter z Zakopanego” – pisaliśmy w niedzielę w artykule pt. ”Zakopiańskie TAXI-BUSy kompletnie nie szanują praw innych użytkowników drogi”.Po artykule skontaktował się z nami kierowca Taxi-busa. Według jego wersji, winny wszystkiemu był rowerzysta. "Nie jest prawdą, że go zepchnąłem jadąc ulicą Szkolną, ponieważ szanowny pan jechał środkiem ulicy, gdyż dla mnie liczyła się każda sekunda, bo wykonywałem kurs z rodziną, których syn miał straszne bóle brzucha, co później okazało się, że wylał się mu woreczek żółciowy i liczyły się sekundy, a państwa redaktor po prośbie, żeby umożliwił przejazd bardzo wulgarnie się do mnie odniósł i zaczął zajeżdżać drogę. Taka sama sytuacja z tą samą osobą była na ulicy Oswalda Balzera, gdzie naprawdę starszy taksówkarz, bardzo miły pan i szczerze powiem tego gościa ciężko wyprowadzić z równowagi, też mu pokazał gest, który jest na zdjęciu, a w mój samochód uderzył, a później zaczął mnie nagrywać i zajeżdżać drogę po zwróceniu uwagi panu, żeby nie blokował ruchu i przejechał poboczem przez przechodni. Powiedział, że ma w dupie ich zdanie, a praca taksówkarza w szczycie sezonu nie jest łatwa, gdyż każdy coś od ciebie chce i chce żeby najlepiej podstawić samochód na wczoraj, a rowerzyści naprawdę w Zakopanem jeżdżą jak święte krowy i myślą, że są królami szos. Na co dzień spotykamy się z różnymi incydentami rowerzystów, gdzie pół ich nie zna zasad ruchu drogowego, tak samo jak wasz redaktor, który po zwróceniu uwagi, że każdy znak odwołuje skrzyżowanie, do którego się nie odniósł, zaczął krzyczeć, że nie będzie jeździł po płytach, a tam jest taka droga i każdy zjeżdża na płyty, żeby umożliwić manewr omijania się samochodów, tak samo rowerzyści też do tego się stosują. Filmik jednak się nie zapisał, ale na co dzień jest problem z tym panem poruszającym się rowerem, bo dziś dostałem znowu telefon, że następny taksówkarz miał z nim problem. Także filmik ukaże się na pewno niebawem, bo nie stosuje się do zasad" - napisał w liście do redakcji. Filmiku ukazującego rzekomo nieprawidłowe zachowanie naszego dziennikarza nie przysłał. Nie przedstawił też żadnych dowodów na to, ani świadków.
Nasz dziennikarz zwraca uwagę na liczne kłamstwa i pomówienia, jakie pojawiły się w odpowiedzi taksówkarza. - Nie jest prawdą, że jechałem środkiem drogi, jechałem prawą krawędzią asfaltu, jak zawsze. Taksówkarz mówi, że się spieszył, bo wiózł osobę chorą, ale tak naprawdę stał w korku, nie próbował omijać samochodów, a czekał spokojnie na swoją kolejkę, w korku stanął po 200 m jak zepchnął mnie z drogi, poza tym nie jechał w kierunku szpitala, a w przeciwnym. Każdy kto mnie zna wie, że nie używam wulgarnych słów, ani gestów. Podniosłem rękę na znak oburzenia, za co wulgarny gest środkowego palca widziałem w lusterku busa. Dojechałem do busa, żeby nagrać rozmowę. Wyprzedziłem jak stał, żeby nagrać rejestrację, przez co kierowca gwałtownie ruszył chcąc mnie rozjechać. Używał też klaksonu, co słychać na nagraniu. Nie uderzyłem w żaden pojazd. Płyty, które są na poboczu, a po których kierowca busa chciał, żebym jechał służą do zjeżdżania, żeby wyminąć się z jadącym z naprzeciwka samochodem, a nie jak się jedzie z maksymalną dozwoloną prędkością ustępować, bo ktoś chce łamać przepisy. W licznych obrażających mnie komentarzach pisze, że ma filmik, pokazywał policjantowi, i on ma rację. To filmik jest, czy go nie ma? Na zdjęciach widać jak nagrywam tego człowieka stojąc przy jego busie, a później jak stoję na chodniku i nagrywam jak korzysta z telefonu w trakcie jazdy - punktuje.
Skargi na zakopiańskich busiarzy są również od kierowców. Pan Stanisław mówi, że dwukrotnie omal nie został staranowany przez agresywnie jadącego kierowcę busa przewozowego. - Busiarz niemal nie staranował mnie, po to tylko, żeby tylko on był przede mną na alejach, aby zabrać ludzi z przystanku. Potem stają na przystankach, żeby nikt nie mógł ich minąć, zebrać szybko pasażerów i bez czekania w zatoczce włączyć się do ruchu. Uważają, że wolno im podbierać pasażerów z przystanków komunikacji miejskiej, a czy płacą za utrzymanie czystości i śmieci? To ciągły wyścig. Widzą, że turyści gdzieś stoją, to nawracają i podbierają turystów. Połowa bursiarzy by straciła prawko za jazdę i wyprzedzanie na ciągłej, no i co gorsza nie przepuszczanie pieszych na pasach - dodaje.
r/