19.11.2021, 19:33 | czytano: 4133

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar… Pionier spod Tatr

Na zdjęciu - Jan Ripper/ arch. rodzinne
"Pisząc o podhalańskiej motoryzacji niewybaczalnym grzechem byłoby zapomnieć o ludziach, którzy przecierali dziurawe podgórskie szlaki. Zakopiańską legendą jest bez wątpienia postać Jana Rippera" - wspomina Jacek Sowa. Dziś odcinek 16.
Jan Ripper był najwybitniejszym polskim kierowcą wyścigowym okresu międzywojennego. Urodził się w 1903 r. i pochodził z krakowskiej rodziny o wyjątkowych tradycjach automobilowych; jego ojciec Wilhelm (1873-1942) należał do pionierów polskiej motoryzacji, która była pasją jego życia. Był posiadaczem jednego z pierwszych samochodów (ponoć o napędzie parowym) w Krakowie – ciężkiego, na masywach, ważącego około czterech ton i budzącego obawy użytkowników dróg ze względu na niebywałą „chyżość”, dochodzącą do 20 km/godz! Ale to jemu należy zawdzięczać powstanie pierwszej w Galicji Komisji Automobilowej, później jako Krakowskiej z siedzibą przy ul. Smoleńsk. Tam też powstał jeden z pierwszych w Krakowie warsztatów samochodowych, z którym kojarzą się początki motoryzacyjnej przygody małego Jasia.
Dziewięcioletni brzdąc odziedziczył po ojcu automobilowego bakcyla, wsiadł zatem do samochodu klienta, dużego Austro-Daimlera i uszkodził błotnik, pomyliwszy biegi, za co dostał większą reprymendę od ojca, niż za naruszenie cudzej własności. Jak każdy młody człowiek, zaczynał od motocykli, a wystartował po raz pierwszy mając 18 lat na pożyczonym Harleyu w wyścigu do Zakopanego. Ale już na Borku Fałęckim motor się mu zepsuł i to chyba jednak zaważyło na jego pasji do czterech kółek.

Jan Ripper jako pasażer z ojcem Wilhelmem za kierownicą Lancii Lambda YII

Do ścigania została przysposobiona przez Wilhelma Rippera pierwsza na owe czasy samonośna konstrukcja Lancii – Lambda VII, auto wspaniałe i wytrzymałe. I tak przy boku ojca w 1928 roku wystartowali do słynnego Rallye Monte Carlo, jednak z powodu awarii instalacji elektrycznej i przymusowych napraw pod drodze przekroczyli limit czasu, ale do mety dojechali poza konkursem. Na pocieszenie Ripper senior wystartował jeszcze nieoficjalnie w końcowym, górskim wyścigu, gdzie miał najlepszy czas w swej klasie…

Przed RMC 1928 na Lancii

Dwa lata później ponowił start w RMC na Tatrze, ale bez sukcesu.

Jan Ripper i jego Tatra

Jan Ripper był jednym z pierwszych członków elitarnego klubu posiadaczy licencji automobilowych. Dzięki pomocy ojca i jego przyjaciół, samochodowych zapaleńców, sprowadzono do Polski niezwykle kosztowne Bugatti 37. Słynne potem auto było dość kontrowersyjną, jak na owe czasy konstrukcją z półtoralitrowym silnikiem, zaopatrzonym w mechaniczny kompresor, czterostopniową niezsynchronizowana skrzynię biegów i niezwykle twardym mokrym sprzęgłem, na sztywnym, resorowym zawieszeniu. Samochód ten „wyciągał” ponad 180 km/h, co w tamtych latach budziło niedowierzanie… Na tym potworze Ripper dwukrotnie wygrał Tatrzański Wyścig Górski, rozgrywany dorocznie na drodze do Morskiego Oka, ze startem na Łysej Polanie. Wyścig miał długość 7,5 km, z metą na Włosienicy. dwukrotnie wygrał Wyścig Tatrzański. Raz był drugi, przegrał tylko z wielkim Hansem Stuckiem.

...przed Wyścigiem Tatrzańskim na Bugatti 37

Oprócz wyścigów startował też w rajdach, wygrana w 1938r. na Fiacie i potem Lancia Aprilia w 1939 roku. Tamte rajdy wtedy były bardzo wymagające jeździło się nawet po kilkaset kilometrów na dobę, wiadomo też na jakich drogach. Rajd Polski w 1939 roku liczył prawie cztery i pół tysiąca kilometrów, głównie po wertepach, z odcinkami specjalnymi, na których dzisiejsze terenówki miałyby kłopoty.
Ripper w Lancii Aprilla

Aż przyszła wojna i z racji nazwiska rodzina Ripperów była skłaniana do podpisania volkslisty. Senior Wilhelm kategorycznie odmówił, a gdy wyszły na jaw jego powiązania z podziemiem Armii Krajowej, trafił do Auschwitz, skąd już nie wrócił. Niemcy za okupacji rozszabrowali warsztat i po wyzwoleniu z cennego Bugatti została tylko części zawieszenia i dyferencjał.

Jan Ripper znalazł się z rodziną w Zakopanem i najpierw był warsztat na Chramcówkach, w swej miłości do Bugatti kupował i kompletował, co tylko się dało. Wtedy jednak motoryzacja, zwłaszcza prywatna, nie była mile widziana przez władzę, a już pan Jan, z racji swych poglądów w szczególności, nie był jej pupilem. Rajdował jednak trochę na własną rękę, jeżdżąc jeszcze Bugatti skleconym z części do 1952 roku, ale składak nie pozwalał na wiele. Było czwarte miejsce w 1947r., w reaktywowanym rajdzie AP, a później była Lancia, sklecona z kilku innych marek z demobilu; wszystko było stare, silniki przechodzone, podrasowane własnym sumptem. Pojechał tylko dwa wyścigi, bez sukcesów.

Mimo upływu lat Jan Ripper nie tracił kontaktu ze sportem samochodowym i startował wraz z synem (też Janem) na pożyczonych samochodach. W 1962 roku pojechał w wyścigu o Srebrną Wstęgę Ojcowa na przedwojennym, przepięknym BMW 328 własności Andrzeja Kostrzewy (tak, tak, naszego brodacza z nowotarskiego CPN-u!), aucie po doktorze Zbigniewie Kołaczkowskim, którego rodzice mieli pierwsze sanatorium w Szczawnicy. Ripper wystartował w tymże wyścigu niebawem po amputacji oka (!) i miał czwarty czas w rywalizacji z nowoczesnymi samochodami.

W BMW 328 Wyścig o Błękitną Wstęgę Ojcowa

Okazją do kontaktu z automobilową bracią były mające wieloletnią tradycję Rajdy Żubrów, dzięki inicjatywie Sobiesława Zasady. Podczas nich Ripper często wygrywał rywalizację z młodszymi, ostatni raz wygrał Rajd Żubrów, jak miał siedemdziesiąt sześć lat, w 1979 roku, z synem jako pilotem.

Jan Ripper zmarł w Zakopanem w 1987 roku w wieku 84 lat; jego o rok młodsza żona Stanisława Maria, wierna towarzyszka automobilowej epopei, dożyła ponad stu lat… To historia motoryzacyjnej rodziny spod Tatr, której prędko nikt nie dorówna…

Jacek Sowa, zdjęcia z archiwum rodziny Ripperów
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
rab10.12.2021, 17:29
Jeżdził też na taxi w Rabce,a póżniej jego syn Jan,w latach 60-tych.Szanowana rodzina,miał jeszcze syna Staszka jak się nie mylę,starszego od Jaśka.To legenda Rabki i takich ludzi się pamięta.
Pinki20.11.2021, 18:52
Jacku.
Dzięki za ten tekst. O Panu Ripperze wyczytałem w książce której tytułu nie pamiętam. Pamiętam zaś opowiadanie mojego sąsiada, który wspominał znajomego, który w wyścigu do Morskiego Oka jechał"za pasażera" u Pana Rippera. Ten pasażer w drodze zrobił to co Mieszek kum Leszka, albo Leszek kum Mieszka (nie pamiętam kolejności) zrobił po drodze do Morskiego Oka. Przypomnę tylko sentencję Wielkiego Wieszcza, że niedźwiedź Liwtin miąs nieświeżych nie je.
Pozdrawiam.
I pozdrawiam /.../
Mam propozycję. Zrób Pan to jeszcze raz, a razem się pośmiejemy. Z czego - ja, bardziej. Moderator.
ek19.11.2021, 21:51
Byl czas kiedy p.Jan Ripper porwadzil na zaborni warsztat samochodowy, warsztat duze slowo, dzisiaj strach byloby do tegoz wjechac. Ale w tymze warsztacie mial juz podnosnik samochodowy. Bylem swiadkiem jak klient korzystal z warsztatu a pJan po podniesieniu samochodu wypowiadal sakramentalne " chwileczke musze zabezpieczyc" i podpieral podnosnik wraz samochodem drewnianym slupkiem
Kinga Ripper19.11.2021, 21:29
Dziękuję :)
Piotrek 196219.11.2021, 20:33
Miałem to szczęście poznać Pana Jana Rippera seniora.,,Dziwny,, wspaniały człowiek.
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl