12.07.2022, 20:19 | czytano: 7366

Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar. Pani Tosia - królowa stacji benzynowej

Antonina Żółtek
"Na jednym z banerów, otaczających kompleks motoryzacyjny przy ul. Szaflarskiej w Nowym Targu widnieje fotogram, przedstawiający scenkę rodzajową z kawiarenki, będącej integralną częścią obiektu, wzniesionego sześćdziesiąt lat temu" - pisze dziennikarz i publicysta Jacek Sowa w kolejnym odcinku cyklu "Podhalańskich kółek czar".
Za barowym kontuarem ukazuje nam się głowa pewnej osoby, która przez kilkanaście lat królowała nie tylko w kawiarence.
Pani Antonina Żółtek, bo o niej mowa, zwana przez wszystkich „Panią Tosią”, trwale zapisała się w historii nowotarskiej „stacji CPN”, której kult w mieście na pewno przewyższa dawno zapomnianą radziecką komedię o królowej stacji benzynowej z 1963 roku.

Otwarcie stacji CPN w 1962 roku

Kiedy oddawano do użytku ten budowany z myślą o zakopiańskich mistrzostwach w narciarstwie klasycznym FIS 1962, pani Tosia miała 25 lat i dość nudnej pracy w księgowości. Toteż gdy nadarzyła się okazja, bez zastanowienia podjęła się prowadzenia małej kawiarenki przy stacji benzynowej, biorąc do współpracy szkolną koleżankę, Marysię Mielniczek.

Mało kto dziś pamięta rolę tej urodziwej dziewczyny, która z niewielkiej placówki uczyniła mekkę nie tylko pasjonatów motoryzacji, lecz również amatorów towarzyskich spotkań przy filiżance wyśmienitej kawy, a i randkujących popołudniami licealistów także. Wczesnym rankiem pani Tosia truchtała do pracy, dzierżąc pod pachą świeże bułki, wędlinę oraz paczkę prawdziwej kawy, co w owych czasach wymagało nie lada przedsiębiorczości. Poranna zmiana pracowników stacji CPN z niecierpliwością oczekiwała, kiedy owe frykasy zamienia się w pyszne śniadanko, zapach benzyny i smaru mieszał się z aromatem świeżo zaparzonej kawy.

Unikalny jak na owe czasy obiekt, oprócz stacji benzynowej był jednocześnie nowoczesnym, dobrze wyposażonym serwisem samochodowym, w którym królował mistrz nad mistrze, słynny zakopiańczyk Jan Ripper, dla którego warsztat samochodowy był niemalże sanktuarium. Wymagający i perfekcyjny, nie bardzo przejmujący się tym, co dudnieli mu za uszami przywiezieni w teczkach z Krakowa „kierownicy” – takim zapamiętała go pani Tosia. Ripper „przetrwał” dwa lata, ale renoma stacji zapadła w głowach ludzi, przemieszczający się na kółkach od stolicy do Zakopanego, przy czym „krakusów” było najwięcej. Zwłaszcza wówczas, gdy pewien sprzedający części samochodowe na rogu Szkolnej brodacz, wyszedł z garażu przy Szaflarskiej i przeniósł się na koniec ulicy. Do „CPN-u” właśnie!

Andrzej Kostrzewa na pochodzie 1 majowym z p.Tosią

Pan Andrzej Kostrzewa miał gadane, oj, miał! Ale przy okazji miał chody u krakowskich automobilistów, którzy chętnie zatrzymywali się na kawę w nowotarskim „cepeenie”. Zwłaszcza, że dumą i tajemnicą pani Tosi był oryginalny włoski ekspres do kawy, o jakim w „Limbie”, czy „Podhalance” bufetowe mogły tylko pomarzyć. A i o jakości naparu także!

Do południa zjeżdżali się pierwsi klienci, głównie rzemieślnicy, którym cztery kółka niezbędne były do roboty. Ekstra klientela zjawiała się dopiero potem, miejscowi notable, adwokaci, lekarze a weekendowo - świat automobilizmu z Krakowa: Sobiesław Zasada, Mieczysław Sochacki, Marian Bień, czy też zakopiańczyk Andrzej Dziewicki, organizator i mózg wielu ważnych imprez.

Krakowscy kierowcy rajdowi za sprawą sukcesów na międzynarodowych trasach, cieszyli się w okresie raczkującej w kraju motoryzacji ogromną popularnością. Ich obecność przydawała stacji wielkiej renomy, a brodaczowi z fajką - klientów. W 1962 roku wszakże wraz z Janem Ripperem triumfowali w wyścigu o Błękitną Serpentynę Ojcowa na kultowym BMW 323 (taki z rzemieniami mocującymi maskę!) a brodacz potrafił sprzedać swoją legendę. Toteż w serwisie raczej nie było napraw ekspresowych; „wiedza musi kosztować i wymaga czasu”– twierdził.

Ale wróćmy do pani Tosi. Kierowniczka kafejki była niekwestionowaną królową stacji, niezawodną koleżanką całego personelu, matkując nawet niektórym. Szczególną estymą otaczała mechaników z serwisu, „jej poczciwych umazańców” – jak mawiała, Leona z Rabki, Franka Waksmundzkiego, Władka Bryję czy Adama Worwę. Temu ostatniemu po przejęciu serwisu po Andrzeju Kostrzewie, przez kilka lat jeszcze prowadziła księgowość; byli jakby jedną rodziną…

Gdy zdarzały się jakieś urodziny, czy imieniny albo święta - po pracy urządzaliśmy małe, składkowe party, które oczywiście musiałam sama przygotować. Ale zawsze przed rozpoczęciem biesiady eliminowaliśmy z zakrapianej uczty nocną zmianę stacji; musieli zadowolić się oranżadą… Mieliśmy swój niezapomniany klimat, który był sposobem na odreagowanie problemów życia codziennego. Koledzy prześcigali się w pomysłowości, szczytem której na owe czasy była kolorowa choinka obok stacji. Ale barwy swe zawdzięczała kolorowym płynom, które za pomocą jakiejś zdemontowanej z samochodu pompy wodnej rozcieńczyliśmy w strugach wody, wylanej na mrozie na drzewko. Co to było, trudno teraz zapamiętać, ale chyba nie borygo, czy hydrol, bo te przecież raczej nie zamarzały; no, chyba, że były chrzczone…
Pracownicy CPN przy oblodzonej choince

„… to były wspaniałe czasy i szanowaliśmy się w pracy wszyscy nawzajem. A nie zarabialiśmy kokosów, miałam 1100 złotych pensji plus procent od utargu, przy 10 % marży! Czasem nie było lekko, trzeba było sobie radzić z trudnościami, ale każdy był dla drugiego do dyspozycji. Byłam młodą dziewczyną (i atrakcyjną… – przyp. autora), ale cały personel traktował mnie jak siostrę; nie daj Bóg, żeby ktoś chciał mi zrobić jakąś przykrość. Oni byli gotowi za mną w ogień skoczyć!

A propos ognia: stacja miała pewien mankament socjalny, czyli dość niewygodnie usytuowaną małą toaletę na piętrze. Z tyłu za warsztatem stała pod ścianą metalowa beczka, bodaj po oleju, czy smarze. Chłopaki nie fatygowali się za bardzo, załatwiając swą szybką potrzebę do owej beczki. Pewnego razu beczka się przewróciła i zawartość rozlała się na podjazd. Któryś z „umorusanców” chciał zneutralizować ostry zapach mocznika, dobywający się z beczki i wrzucił do niej zapaloną szmatę. Nastąpił wybuch, beczka podskoczyła do góry i opadła na trawnik w postaci … kawałka płaskiej blachy. Jak to się stało i że nikt nie ucierpiał, tego do dziś nie wiadomo…


Incydent nie ujrzał światła dziennego i rozszedł się po kościach. Ale załoga miała wiele wspólnych przeżyć, a porządek musiał być.

Praca w kafejce była dla pani Tosi uniwersytetem codziennego życia. W kameralnej scenerii spotykało się wiele ciekawych ludzi, którzy głośno rozprawiali o ówczesnych sprawach i problemach, których przecież nigdy nie brakowało. Chłonęła je jak gąbka, dzięki czemu nabyła dużą wiedzę o współczesnej Polsce. Ktoś namówił ją do udziału w wojewódzkim konkursie wiedzy o 25-leciu PRL i 100-leciu spółdzielczości w Polsce; wraz z koleżanką Marysią Żabą doszła do szczebla centralnego w Warszawie i wygrała go!

Nawet w stolicy Nowy Targ się liczy! (wycinek z prasy)

Ówczesne media eksponowały laureatkę, prostą dziewczynę z Nowego Targu, zapraszającą na kawę do tamtejszej stacji benzynowej, której sława dotarła aż do stolicy. Peregrynujący do Zakopanego prominenci i celebryci nie omieszkali zatem zatrzymywać się przy Szaflarskiej, gdzie oprócz kawy można było zatankować do pełna i umyć auto.

Pani Tosia za kontuarem

85-letnia dziś pani Tosia swoje geny przekazała wnukom, absolwentom krakowskich uczelni, doktorantom renomowanych szkół w Danii i USA, o których mówi z dumą i czułością. Mimo trapiących ją chorób, nosi się dumnie z charakterystycznym uśmiechem i błyskiem w oczach. Dla starego motoryzacyjnego pokolenia zawsze pozostanie królową nowotarskiej stacji benzynowej.

Jacek Sowa
Może Cię zainteresować
zobacz także
komentarze
żal serce ściska13.07.2022, 20:13
@Zal serce ściska. Do specjalisty i to dobrego, to pan panie moderatorze się powinien już dawno zwrócić . Wieszczę to już od dawna . Wiem ,że nie wygram , bo to trudna sprawa , ale doczekam się tego na co pan zasługuje już od lata .
żal serce ściska13.07.2022, 16:38
Inni za żadne skarby nie przebiją się u Roberta ,/.../

Pomogło? Mam nadzieję, że ulga potrwa dostatecznie długo. Z tego rodzaju problemami lepiej się zwrócić do specjalisty. Moderator.
aska13.07.2022, 09:03
Czyta się te wspomnienia rewelacyjnie. Reprezentuje Pan wielką kulturę słowa.
Łukasz Worwa12.07.2022, 23:56
Panie Jacku - doskonała robota. Jestem pod wrażeniem Pana dziennikarskiej rzetelności i pomysłowości. Gdyby nie ta książka to wiele tego typu historii poszłoby w zapomnienie. Wielkie dzięki za ocalenie pamięci o bardzo ciekawych ludziach!!!
Mobilny12.07.2022, 22:50
Super wspomnienia Dobry przykład dla młodzieży i jak się dawniej żyło
Może Cię zainteresować
Zobacz pełną wersję podhale24.pl